Jakby Wojny Nie Było

5.8K 304 108
                                    

Po ciężkim dniu w pracy z ulgą zamknęłam kawiarenkę. Myśl, że mogę wrócić do domu i schować się przed pogardliwymi spojrzeniami ludzi napawała mnie czymś w rodzaju szczęścia. Schowałam klucz do kieszeni i wyszłam na ulicę. W momencie, w którym opuściłam teren mojej pracy zobaczyłam znajomą twarz.

- Witaj Wando - Heinrich obdarzył mnie jednym ze swoich promiennych uśmiechów.

- Heinrich, ja nie wiem czy to jest dobry pomysł, żebyśmy się spotykali po tym co stało się rano - zaczęłam nerwowo, lecz mężczyzna nie dał mi dokończyć.

- Oj Wando, nie myśl o tym. Chyba nie przejmujesz się tym co myślą o tobie inni?

- No widzisz, przejmuję się. Nie raz widziałam jak kończą kobiety zadające się z Niemcami - na wspomnienie tych kobiet zrobiło mi się przykro. Z ogolonymi głowami, ubrane w worki wystawione na pogardę ludzi z upokarzającymi tabliczkami zawieszonymi na szyjach. Przewożone na pakach samochodów ulicami miasta, nierzadko z narysowaną na ciele swastyką.

- Ale przecież nie robimy nic złego - Heinrich miał zaskoczoną minę. - Tylko rozmawiamy.

- Jeśli aż tak bardzo chcesz ze mną rozmawiać chodź do mnie do mieszkania. Nie chcę, żeby ludzie się patrzyli - powiedziałam odwracając wzrok.

- Nie ma problemu - odpowiedział wesoło porucznik po czym ruszył drogą.

- Moja kamienica jest w drugą stronę! - krzyknęłam za nim.

- Bardzo możliwe - mężczyzna zawrócił zanosząc się śmiechem.

Po około pięciu minutach byliśmy na miejscu. Obejrzałam się chcąc się upewnić, że nikt nie patrzy, a następnie wpuściłam Niemca do mieszkania. Sam znalazł drogę do salonu i natychmiast usiadł na kanapie.

- Rozmawiajmy - powiedział z łobuzerskim uśmiechem, który bardzo mnie rozśmieszył.

- Napijesz się czegoś? Mówiąc czegoś mam na myśli wodę - zapytałam.

- Nie, dziękuję. Ale mogę spijać słowa z twoich ust - mrugnął do mnie, a ja poczułam, że się rumienię.

Zaczęliśmy rozmawiać. O wszystkim. O tym co wydarzyło się rano w kawiarni, o tym jak boję się samosądów, które mogą mi wymierzyć sąsiedzi. Rozmawialiśmy też o rzeczach bardziej przyjemnych. Naszych zainteresowaniach, książkach. Nasza rozmowa trwała jakieś pół godziny i zapewne trwałaby dłużej gdyby nie pukanie do drzwi. Otworzyłam i przeraziłam się. Stał przede mną Thomas. Jego twarz, jak zwykle poważna zmieniła wyraz gdy mnie zobaczył. Na jego usta wstąpił lekki uśmiech.

- Witaj ślicznotko, mogę wejść? - spytał całując mnie w policzek. Wiedziałam, że nie mogę odmówić. Wiedziałam także, że w moim salonie siedzi przystojny mężczyzna i sytuacja może zrobić się niezręczna.

- Ehm, oczywiście - uśmiechnęłam się niepewnie i przepuściłam go w drzwiach. Major ruszył do salonu i gdy wszedł do środka, zatrzymał się.

- Heil Hitler! - Heinrich wstał i zasalutował.

- Heil Hitler - odpowiedział zaskoczony Thomas. - Może mi ktoś wytłumaczyć co tu się do cholery dzieje?!

Poczułam ścisk w gardle. Nie miałam pojęcia jak mogę usprawiedliwić obecność porucznika w moim mieszkaniu. Całe szczęście żołnierz miał już gotową odpowiedź.

- Majorze, przyszedłem tutaj w sprawie porannego zatrzymania. Poinformowałem Wandę o stanie więźniarki wiedząc iż były kiedyś blisko.

Wstrzymałam oddech. Miałam nadzieję, że oficer uwierzy w słowa Heinricha i odpuści. Thomas zmierzył wzrokiem najpierw mnie, później Heinricha.

- Hmm, dobrze. A teraz wynoś się - powiedział głosem nie przyjmującym sprzeciwu.

- Tak jest Herr Engel - Fischer zasalutował ponownie i wyszedł z mieszkania. Thomas usiadł na kanapie i głośno odetchnął. Po chwili zaczął się śmiać. Ja wciąż stałam w drzwiach do salonu całkowicie niezdolna do jakiegokolwiek ruchu.

- Kiedy tu wszedłem pomyślałem, że mnie zdradzasz, wiesz? Myślałem, że postradałaś zmysły, żeby zdradzać mnie z tą niedołęgą - major nie przestawał się śmiać. Ja również zaśmiałam się niepewnie.

- Żeby kogoś zdradzać, trzeba najpierw być z nim w związku, nieprawdaż? - próbowałam go podejść i wreszcie dowiedzieć się czym jesteśmy. Wiedziałam, że związek z nim byłby wysoce nieodpowiedzialny. Gdyby moi rodzice widzieli co wyprawiam chyba dostaliby szału. Ale co mogłam poradzić? Wszystko co związane z Thomasem było jak sen. No może oprócz faktu, że był majorem SS i przy okazji nazistą z przekonania. Byłam jednak na tyle naiwna, by wierzyć, że uda mi się go zmienić. Że z miłości do mnie zmieni swoje przekonania, a wtedy Warszawiacy będą traktować go jak swojego. Głupio wierzyłam, że będę dla niego ważniejsza od tej chorej ideologii.

- Czy ty coś sugerujesz? -spytał Thomas podchodząc do mnie na tyle blisko, że byłam w stanie poczuć jego oddech na twarzy.

- Nie, skądże - zaprzeczyłam i opuściłam wzrok.

- Myślisz, że nie wiem o co chodzi? - oficer wciąż mierzył wzrokiem moją twarz. - Wiesz, że bardzo chciałbym móc być z tobą oficjalnie. Ale nie mogę. Nie tylko ty miałabyś kłopoty, ja także...

- Wiem przecież - powiedziałam cicho. Mimo, że spodziewałam się takiej reakcji, wciąż czułam smutek.

- Ale z resztą... Kto powiedział, że musimy być razem oficjalnie? Możemy być nieoficjalnie! - Thomas ujął moją twarz w swoje dłonie.

- Nieoficjalnie? - miałam wątpliwości co do znaczenia tego co powiedział.

- No wiesz, możemy być razem ale ludzie nie muszą wiedzieć. Taka nasza mała tajemnica -pogładził kciukiem mój policzek i lekko się uśmiechnął. Wszystkie moje mięśnie były napięte, a ja sama byłam bardzo zestresowana. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Nie znaliśmy się aż tak długo. Bałam się także tego co może z tego wyniknąć. Bałam się konsekwencji. Wiedziałam, że nikt nie mógłby dowiedzieć się o naszym związku. Gdyby ktokolwiek o nim wiedział, byłabym skończona.

- Czy to przypadkiem nie jest haniebne, że Niemiec chce być w związku z kimś takim jak ja? - spytałam. Zanim cokolwiek zadecyduję, wolę wiedzieć czy stoję na pewnym gruncie.
- Oj tam, w tym świecie pełnym Żydów mamy większe problemy od nic nieznaczącego majora i jego ślicznej dziewczyny - powiedział to z zawadiackim uśmiechem patrząc mi prosto w oczy.
- Jeszcze nie powiedziałam czy się zgadzam - postanowiłam, że trochę się z nim podroczę.
- No dobrze, przecież ja nic nie mówię - Thomas uniósł ręce w obronnym geście. Mimo iż miałam w planach trochę dłuższą zabawę sama nie mogłam wytrzymać.
- Myślę, że mogę przystać na twoją propozycję - uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego z oczekiwaniem.
- Ale teraz to ja już nie chcę... - powiedział oficer z łobuzerskimi iskierkami w oczach.
- Głupek - udałam obrażoną i odwróciłam się do niego plecami.
- No daj spokój, jasne że chcę! Wy, Polacy, tak łatwo się obrażacie - zaśmiał się mężczyzna i przytulił mnie od tyłu.
- I mówi to człowiek w niemieckim mundurze - również się zaśmiałam i odetchnęłam. W tym momencie byłam najszczęśliwsza na świecie. Chciałam by tak wyglądał każdy mój dzień. Żarty i śmiech. Ja i on. Jakby wojny nie było...

Die Order [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz