Szybkim krokiem ruszyłem w kierunku mojego mieszkania. Nie tak wyobrażałem sobie powrót. Myślałem, że wolnym krokiem przejdę się po Warszawie, najlepiej z Wandą u boku. Niestety Bóg miał najwidoczniej inne plany. Miałem wrażenie, że moje serce zatrzymało się w moim gardle. Ciężko przełykałem ślinę, a moje mięśnie mimowolnie się napinały. Schneider szedł przede mną. Był tak samo zdenerwowany jak ja. Podczas mojej nieobecności widocznie zbliżył się do Wandy. Miałem wrażenie, że jest między nimi coś w rodzaju niewypowiedzianej przyjaźni, takiej jaka była między mną, a Schneiderem przed moim wyjazdem. Miałem zamiar z nim o tym porozmawiać, lecz w tym momencie nie miałem czasu. Musiałem pomóc Wandzie. Słyszałem za sobą uderzanie obcasów Klary o bruk i jej zniecierpliwione westchnienia. Spodziewałem się, że nie tak wyobrażała sobie pierwsze spotkanie z narzeczonym.
Odrzuciłem od siebie te myśli, ponieważ znalazłem się już pod moją kamienicą. Szybko pokonałem schody i popchnąłem drzwi. Otworzyły się bez żadnego oporu. Wpadłem do środka. Dookoła panowała zupełna cisza. Wbiegłem do kuchni i ich zobaczyłem. Wanda siedziała na parapecie. Była plecami do mnie. Mój ojciec stał za nią celując w nią pistoletem i uśmiechając się bestialsko. Gdy mnie zobaczył jego uśmiech jeszcze bardziej się powiększył.
- Syneczku, czekaliśmy na ciebie - zaśmiał się okrutnie. Wanda odwróciła się delikatnie w moją stronę. Miała podbite oko, a po jej policzkach ciekły łzy. Jej dolna warga trzęsła się tak samo jak całe jej ciało. Poczułem gniew i przerażenie. Bałem się, że mój ojciec zrobi jej krzywdę. Wiedziałem, że był do tego zdolny. Musiałem coś zrobić.
- Ojcze, pozwól jej wejść do środka... - powiedziałem cicho, powoli do niego podchodząc. Widocznie podobało mu się moje przerażenie, ponieważ uśmieszek na jego twarzy powiększał się i powiększał z każdą sekundą. Spojrzał na mnie złośliwie.
- Pozwolę, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? - spytałem patrząc mu w oczy.
- Nigdy więcej się do niej nie odezwiesz. Weźmiesz ślub z Klarą i zapomnisz o tej brudnej Polce.
Czułem jakby ktoś wbił mi w serce sztylet i powoli go przekręcał. Odzyskałem ją tylko po to by ją stracić? To nie mogło być prawdziwe. Nigdy nie liczyłem na to, że będzie łatwo. Już w momencie, gdy ją poznałem wiedziałem, że to wszystko będzie wymagać wyrzeczeń i mogą być z tego kłopoty. Mimo to nawet w najgorszych koszmarach nie wyobrażałem sobie takiego zakończenia. Szczerze mówiąc nigdy go nie widziałem. Miałem nadzieję, że mimo trudności uda nam się. Jak widać żyłem w błędzie. Wiedziałem, że nie mam wyjścia. Stracę ją tak czy tak. Jeśli się nie zgodzę, zginie. Jeśli się zgodzę nie zobaczę jej już. Kochałem ją. Mimo wszystkiego co się stało wciąż ją kochałem. Kochałem ją na tyle by pozwolić jej odejść.
- Dobrze - wyszeptałem bojąc się, że mój głos zadrży. Ojciec spojrzał na mnie usatysfakcjonowany.
- Jednak jesteś mądry synu - powiedział i opuścił broń. Odsunął się od Wandy i wyszedł z uśmiechem na twarzy. Natychmiast do niej podbiegłem. Pomogłem jej powoli wejść do środka. Jej oczy były czerwone, a ona cała się trzęsła.
- Zostawcie nas samych - poprosiłem. Schneider spojrzał na mnie krzepiąco i wyszedł. Klara stojąca w drzwiach oczywiście musiała wszystko utrudniać.
- Miałeś z nią nie rozmawiać... - zaczęła, lecz jej przerwałem. Nie miałem czasu na jej humory.
- Wyjdź i zachowaj to w tajemnicy, albo będę ci uprzykrzał każdy dzień twojego życia - wysyczałem zdenerwowany. Klara westchnęła i wyszła zamykając drzwi. Zostaliśmy sami. Spojrzałem na Wandę. Chyba już trochę się uspokoiła, lecz nadal była roztrzęsiona. Przytuliłem ją do siebie, a ona nie zaprotestowała. Wtuliła się we mnie mocno i zachłannie. Miałem wrażenie, że desperacko potrzebuje dotyku. Przez chwilę staliśmy tak bez ruchu, lecz po chwili odsunąłem się od niej. Musiałem z nią porozmawiać po raz ostatni.
-Słuchaj Wandziu, wiesz, że nie mamy wyjścia. On nie pozwoli na nasz związek. Chciałbym, żebyś wiedziała, że cię kocham i to nigdy się nie zmieniło ani nie zmieni. Jesteś cudowną dziewczyną i moją największą miłością, rozumiesz? - mówiłem, a po jej policzkach spływało coraz więcej łez. Ciężko było mi na to patrzeć. - Nie płacz, meine Liebe. Musisz mi coś obiecać. Obiecaj mi, że będziesz szczęśliwa. Obiecaj, że zapomnisz o mnie, zakochasz się i nauczysz się żyć beze mnie. Obiecaj, że nie będziesz płakać. Obiecasz?
- Nie mogę Thomas, nie mogę ci obiecać czegoś takiego - załkała. Delikatnie wziąłem jej twarz w dłonie. Spojrzałem głęboko w jej piękne, zielone oczy i wyszeptałem:
- Błagam cię, nie będę mógł żyć wiedząc, że przeze mnie cierpisz.
Dziewczyna pociągnęła nosem i pokiwała głową.
- Obiecuję - wyszeptała. - Ja też chcę żebyś był szczęśliwy.
Słysząc te słowa delikatnie się uśmiechnąłem. Nie potrafiłem wyobrazić sobie jak teraz wyglądać będzie moje życie. Wątpiłem czy kiedykolwiek zobaczę jeszcze tak piękne oczy, czy kiedykolwiek poznam kogoś kto będzie na mnie działał w taki sposób. Pogładziłem jej policzek kciukiem i uśmiechnąłem się szerzej. Wanda patrzyła na mnie jak na idiotę. Może właśnie nim byłem. Zakochanym idiotą.
- Dlaczego się tak uśmiechasz? - spytała zaskoczona.
- Bo jesteś piękna - odpowiedziałem szczerze.
- ,, O Boże, jak ty wyglądasz '' - powiedziała naśladując mnie i przewracając oczami.
- Nie byłem przygotowany na taką dawkę piękna, dobrze? - zaśmiałem się. Dziewczyna spojrzała na mnie z rezygnacją i delikatnie uderzyła mnie w pierś. Po chwili nasze uśmiechy na powrót zrzedły. Wiedziałem, że musimy już kończyć. Spojrzałem na nią po raz ostatni. Wanda wiedziała, że to już koniec, widziałem to na jej twarzy. Westchnęła i ruszyła w stronę drzwi, lecz ją zatrzymałem.
- Stój! - krzyknąłem za nią. Dziewczyna zatrzymała się tuż przy drzwiach i spojrzała na mnie zaskoczona. Wybiegłem z kuchni i podszedłem do niej szybkim krokiem. Nie było czasu na ociąganie się. Wziąłem jej twarz w dłonie i pocałowałem ją. Na początku górę wzięło zaskoczenie i dziewczyna stała po prostu w bezruchu. Po chwili jednak odwzajemniła pocałunek i zbliżyła się do mnie. W tak złej chwili czułem się tak dobrze, że było to wręcz nie do pomyślenia. Żałowałem, że kiedy miałem szansę tak mało ją całowałem. Poczułem wilgoć na policzku. Odsunąłem się od niej szybko. Po jej twarzy ciekły łzy, a po moim policzku również spływała jedna. Nie płaczę zbyt często, prawie w ogóle. W tym momencie jednak nad tym nie panowałem. Wanda widząc to uśmiechnęła się smutno i wyciągnęła rękę w moją stronę. Delikatnie otarła pojedynczą łzę z mojej twarzy i odwróciła się by wyjść. W drzwiach odwróciła się jeszcze na chwilę.
- Kocham cię Thomas. Przepraszam za wszystko co zrobiłam. Nigdy nie powinnam pozwolić ci odejść - wyszeptała po czym wyszła zostawiając mnie samego. Oparłem się o ścianę i ciężko westchnąłem próbując powstrzymać łzy cisnące się do moich oczu. W tym momencie umarła jakaś część mnie. W najbliższym czasie ludzie mieli się boleśnie przekonać jaka.
Plan na rozdział był całkiem inny. Był już napisany prawie cały, lecz ja jako ja doznałam przebłysku i zmieniłam go diametralnie. Sceny ślubu nie będzie moi drodzy stety lub niestety, ale mam w zanadrzu coś caaałkiem innego. Tego jeszcze w tej książce nie grali, mogę Wam obiecać. W sensie grali ale na małą skalę. To był pikuś w porównaniu do tego co będzie ʢ ͠° ͜ʖ °ʡ . Przepraszam za ten rozdział aleee trzeba było w końcu ;*

CZYTASZ
Die Order [zakończone]
Ficción históricaMajor SS, Thomas Engel zostaje zameldowany w zagarniętej przez Niemców Warszawie. Na miejscu ma zająć się obowiązkami związanymi z jego wysoką pozycją w oddziałach SS. Los jednak chciał by na jego drodze pojawiła się młoda Polka o brązowych lokach...