Kwiecień, rok 1943

2.8K 203 54
                                    

Kwiecień, 1943 rok

Minęły 3 miesiące odkąd ostatni raz widziałam Thomasa. Dzięki pomocy Friedricha znalazłam małe, ładne mieszkanko niedaleko rynku. W końcu zaczęłam regularnie chodzić do pracy. Muszę przyznać, że początkowa obojętność pomiędzy mną a Friedrichem przerodziła się w przyjaźń. Nie mogłam zignorować faktu jak bardzo mi pomógł.

Moje włosy zaczynały już odrastać. Miały już około pięciu centymetrów długości, dlatego wciąż ubierałam chustki. Cała szuflada w mojej komodzie była nimi wypełniona, a ja już się do tego przyzwyczaiłam. Stały się stałym elementem mojego ubioru i przestały mi przeszkadzać.

Mimo tego ile czasu minęło ludzie wciąż nie byli do mnie przekonani. Na ulicy spotykałam się z szeptami, dziwnymi spojrzeniami, czasem nawet słowami pogardy wypowiadanymi w moją stronę. Do tego jednak też przywykłam. Zaczęłam odnosić wrażenie, że nie ma takiej rzeczy do której człowiek się nie przyzwyczai. Może właśnie to przyzwyczajenie tak mnie zmieniło. Nie tylko ludzie dookoła dostrzegali jak się zmieniłam, ja sama to dostrzegałam. Stałam się bardziej wytrzymała, wytrwała. Nie byłam już tą samą delikatną Polką, która płakała z byle powodu. Nadal byłam wrażliwa, lecz starałam się tego nie pokazywać. Wszystkie cechy, które były moimi słabościami dokładnie ukrywałam. Życie nauczyło mnie, że wszystkie ludzkie słabości są z łatwością wychwytywane i wykorzystywane przez innych. Nie chciałam więcej dopuścić do sytuacji, w której ktokolwiek miałby coś na mnie. Nie mogłam sobie na to pozwolić i tyle.

Mogłoby się wydawać, że moje życie wróciło do kompletnego porządku. Mam bezpieczną pracę i mieszkanie blisko niej, dobrego przyjaciela. Zaczynałam dochodzić do siebie po ataku , a mój charakter zmienił się na tyle, że pozwalał mi jakoś przetrwać w wojennej codzienności. Mimo to moje życie nie stało się nagle kolorowe. Moje nowe usposobienie miało tak wiele plusów, że nie byłabym w stanie policzyć ich na palcach jednej ręki, lecz miało też jeden ogromny minus. Potrzebowałam szczerej rozmowy, wsparcia, lecz nie mogłam go otrzymać nie mówiąc o problemach. Wytworzyła się we mnie pewnego rodzaju blokada uniemożliwiająca mi przyznawanie się do cierpienia, problemów, bólu. Mimo iż bardzo chciałam powiedzieć Schneiderowi o tym co mnie gryzie, nie byłam w stanie. Nie potrafiłam i tyle. Była tylko jedna rzecz, która sprawiała mi ból. Niby tylko jedna, a doprowadzała mnie do szaleństwa. Mimo mojej obietnicy i czasu który minął wciąż nie potrafiłam zapomnieć o Thomasie. Moje serce nie potrafiło pokochać nikogo innego tak jak jego. Wiedziałam jednak, że mężczyzna, którego kocham nosi na palcu obrączkę. Najbardziej bolała bezsilność. Nie mogłam nic na to poradzić. Pozostawało mi tylko wspominać.

Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka sklepowych drzwi. Niechętnie wstałam z krzesła i wyszłam z zaplecza. Przywdziałam na usta szeroki uśmiech i odruchowo zwróciłam się do klienta:

- Dzień dobry, w czym mogę po... - przerwałam patrząc w zielone oczy o znajomym zaciętym wyrazie. To nie działo się naprawdę. Po tylu miesiącach akurat dziś musiał się tu pojawić. Trzymał pod ramię uśmiechniętą Klarę. Wiedziałam, że to ona go tutaj przyprowadziła. Nie rozumiałam tylko dlaczego po tak długim czasie zależy jej jeszcze na robieniu mi na złość. Wciągnęłam dużo powietrza do płuc i zaczęłam od nowa.

- W czym mogę Państwu pomóc?

*Thomas*

Zamarłem widząc ją. Nie spodziewałem się, że wciąż tu pracuje. Zacząłem żałować, że dałem się namówić Klarze na przyjście akurat tutaj. Wyglądała ślicznie. Jej skóra była blada i gładka. Na głowie miała brązową chustkę pasującą do plisowanej spódnicy tego samego koloru. Jej zielone oczy błyszczały pewnością siebie, lecz także lekkim zmieszaniem.

- Kochanie, masz ochotę na coś konkretnego na obiad? - wyszczebiotała Klara. Nie do końca wiedziałem jak się zachować. Chciałem zaoszczędzić Wandzie cierpienia. Musiałem jakoś sprawić by o mnie zapomniała i nigdy więcej nie pomyślała. Po jej reakcji widziałem, że boli ją to co zobaczyła. Kochałem ją, oczywiście. Właśnie dlatego chciałem to zrobić. Może jeśli pokazałbym jej, że jestem 'szczęśliwy' byłoby jej łatwiej.

- Nie mein Schatz, możesz ugotować co tylko zechcesz. Wszystko co robisz jest pyszne - powiedziałem patrząc jej w oczy z udawaną miłością, mając nadzieję, że Wanda w to uwierzy.

*Wandzia*

Patrzyłam na nich oniemiała. Nie tego się spodziewałam. Myślałam, że Thomas nie będzie z nią szczęśliwy. Powiedział, że nigdy nie przestanie mnie kochać. Byłam naiwna. Jak mogłam liczyć na to, że o mnie nie zapomni? Klara była lepsza ode mnie we wszystkim. Była śliczna i była Niemką. Nie chciałam nawet myśleć o setkach innych rzeczy potwierdzających moje słowa. Ale był szczęśliwy. Ja chyba też powinnam. Może i byłam egoistką, ale ani trochę nie cieszyło mnie ich szczęście. Ba, byłam wręcz rozwścieczona faktem iż oni żyją sobie szczęśliwie, a ja co wieczór siedzę w domu sama, czasem tylko z Friedrichem i butelką alkoholu. Zacisnęłam pięści pod ladą i wypuściłam przeciągle powietrze.

- W takim razie poproszę kilogram ziemniaków, resztę mamy w domu - pisnęła Klara z szerokim uśmiechem.

,, A żeby ci się ta twarz pomarszczyła '' pomyślałam gniewnie wrzucając ziemniaki do siatki.

- Jak ci się żyje kochana? - spytała blondynka głosem wręcz ociekającym jadem. Wstałam i podeszłam do niej odbierając pieniądze od Thomasa i wręczając mu kartofle.

- Świetnie, dziękuję za troskę - odpowiedziałam równie jadowicie. Thomas wyjął mi siatkę z rąk i pociągnął Klarę w stronę drzwi. Przez szklane szyby sklepu byłam w stanie zobaczyć jak całuje ją z czułością w usta i przyciąga do siebie prowadząc przez rynek.

*Schneiderek*

Wróciłem z pracy licząc na święty spokój. Dzisiejszy dzień w pracy pozbawił mnie jakichkolwiek resztek energii. Marzyłem tylko o tym by położyć się na kanapie i iść spać. Rozpiąłem mundur i zdjąłem koszulę. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.

- Chwila! -krzyknąłem chcąc ubrać koszulę. Pukanie zmieniło się w głośne walenie. Westchnąłem domyślając się kto stoi za drzwiami. Rzuciłem koszulę na kanapę i poszedłem otworzyć. W momencie, w którym uchyliłem drzwi Wanda prześlizgnęła się do środka klnąc pod nosem.

- Schneider, wyciągaj wódkę - krzyknęła z salonu. Zaśmiałem się pod nosem. Stanąłem w drzwiach pokoju z zawadiackim uśmiechem.

- Coś ty taka śmiała dzisiaj? - spytałem zaczepnie. Wanda spojrzała na mnie zezłoszczona.

- Nie żartuj sobie i na litość boską, włóż coś na siebie.

Zaśmiałem się i poszedłem do barku wyciągając z niego resztkę wódki. Narzuciłem na siebie koszulę i poszedłem do Wandy. Dziewczyna rozsiadła się wygodnie w fotelu i wyciągnęła papierosa z mojej papierośnicy leżącej na stoliku. Przypaliła go zapałką i zaciągnęła się głęboko. Usiadłem na kanapie naprzeciw niej rozlewając alkohol do dwóch kieliszków. Jeden przesunąłem po stole w stronę Wandy, a drugi zostawiłem sobie. Polka wypuściła dym z płuc i nachyliła się po kieliszek. Opróżniła go w mgnieniu oka odstawiając go z głośnym trzaśnięciem. Wypuściłem powietrze przez nos.

- O jeju, chyba potrzeba ci więcej - zaśmiałem się dolewając jej alkoholu. - Co się stało?

- Nie zgadniesz kto dzisiaj pojawił się w sklepie - powiedziała Wanda znów się zaciągając.

- Kto? Himmler kupował kartofle? - spytałem rozbawiony.

- Nie żartuj sobie - odpowiedziała naburmuszona.

- Już, już - uśmiechnąłem się pod nosem i obdarzyłem ją wyczekującym spojrzeniem.

- Swoją obecnością zaszczycił mnie dziś oficer Engel z żonką - powiedziała Polka krzywiąc się.

Słysząc te słowa wiedziałem, że spotkanie nie poszło zbyt dobrze. Rozsiadłem się wygodniej na kanapie przygotowując się do wysłuchania monologu.

- Opowiadaj.


Die Order [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz