Droga...

2.8K 187 21
                                    

W pewnym momencie przestałam walczyć. Nie miałam już siły się szarpać. Posadzili mnie na krześle i przywiązali mnie do niego. Po chwili zdjęli mi worek z głowy. Zobaczyłam przed sobą nie dwie tylko aż sześć osób; Panią Gorzelską i jej syna Andrzeja oraz panią Kalicką z jej dwoma synami - Waldkiem i Krzysztofem. Nie byli to jednak wszyscy. Na samym przodzie stał Maciek, jeden z moich kolegów z konspiracji. Widząc go wiedziałam, że będzie gorzej niż mogłabym sobie wyobrazić. Wiedziałam co robi się ze zdrajcami, a dla nich byłam właśnie jedną z nich. Przełknęłam głośno ślinę i wzięłam głęboki wdech. Chciałam się odezwać, lecz natychmiast się rozmyśliłam. Wolałam nie mówić nic. 

- Wandziu, tego bym się po tobie nie spodziewał... - zaczął Maciek. - Na początku wydawało mi się podejrzane to twoje całe 'nawrócenie', lecz później byłaś naprawdę przydatna. To, że wzięłaś Jasia do siebie mimo wycofania się tego mężczyzny było naprawdę godne podziwu. A teraz... Spójrz na siebie. Jasiu prawdopodobnie już nie żyje, a to wszystko przez twoją słabość do Szkopów. 

Spojrzał na Waldka porozumiewawczym wzrokiem. Waldek był wysokim mężczyzną o brązowych włosach i piwnych oczach. W dzieciństwie był we mnie zakochany i prawie codziennie przynosił mi moje ulubione polne kwiaty. Teraz nie wiedziałam czy jest w nim cokolwiek z tego starego Waldka. Wojna bardzo go zmieniła. Na gorsze. 

Mężczyzna podszedł do krzesła na którym siedziałam i ukucnął przy mnie. Spojrzał mi w oczy przeciągle i  wyciągnął rękę w moją stronę. Nagle... Odwiązał moje ręce. Spojrzałam na niego zaskoczonym spojrzeniem. Nie wiedziałam o co chodzi. Narzucają mi na głowę worek, wyzywają, przywiązują do krzesła, a teraz uwalniają. Nie musiałam jednak długo czekać na wyjaśnienia.

- Na kolana - powiedział beznamiętnie brunet. 

- C-co? - zapytałam jąkając się. Mężczyzna nadal patrzył na mnie nieugięcie. Bez słowa sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej brzytwę nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Na kolana albo stracisz włoski - powtórzył. Poczułam, że moje ręce zaczynają się trząść. Zacisnęłam dłonie w pięści by powstrzymać ich drżenie i powoli opadłam na kolana nie przestając patrzeć na dłoń Waldka, w której trzymał brzytwę. 

Mężczyzna wstał i spojrzał na mnie z góry. Spojrzałam na ludzi zgromadzonych za nim. Pani Gorzelska stała z założonymi na piersi rękoma patrząc na mnie z pogardą. Pani Kalicka i Krzysztof  uśmiechali się patrząc na mnie, a Maciek nawet na mnie nie patrzył. Jego spojrzenie skupione było na stole. Zmarszczył brwi i ruszył w jego stronę. Kątem oka zobaczyłam jak bierze do rąk list od Thomasa. Poczułam jak oblewa mnie pot. Chłopak czytał go z uwagą ściągając brwi. Nagle wybuchł głośnym śmiechem. Spojrzenia wszystkich w pokoju skupiły się na nim. Blondyn podszedł do mnie i pokazał mi kartkę. 

- Widzę, że oficer Engel wybaczył ci akcję z karykaturami - zaśmiał się okrutnie. - Walduś, nie traćmy na nią czasu. Brzytwa w ruch. 

Po tych słowach odwrócił się i wyszedł, a w ślad za nim wszyscy oprócz Waldka, który stanął na mną i złapał mnie za kark.

- Lepiej się nie ruszaj, bo przez przypadek mogę ci poderżnąć gardło - wyszeptał mi do ucha.

*Berlin* 

Siedziałam przed lustrem już od jakichś 20 minut. Ojciec kazał mi przygotować się na kolację, na której pojawić się mieli jacyś oficerowie. Próbowałam zapleść warkocza, lecz moje ręce zbyt się trzęsły. Po tym co przeczytałam w liście od Thomasa byłam wstrząśnięta. Spojrzałam na kartkę leżącą na toaletce. Powoli wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać treść jeszcze raz.

Droga Klaro!

Wiem, że dawno się nie odzywałem, a teraz nawet nie do końca mogę pisać. Jestem na froncie. Dostałem się tu za karę, przez mojego ojca. Jest gorzej niż sobie wyobrażałem. Zimno, brudno, prawie codziennie giną ludzie. Klaro, oni zabijają nawet dzieci. Dostałem rozkaz strzelania do partyzantów, a te dzieci nie są winne niczemu. Strzelamy do cywilów bez powodu. kiedy tylko znajdziemy się w jakiejś wiosce, ktoś ginie. Mogę strzelać do partyzantów, mogę strzelać do Żydów, ale dlaczego mam strzelać do niewinnych? Nie potrafię tego zrozumieć, a z dnia na dzień jest mi ciężej. Ulżyłoby mi gdybyś zrobiła coś dla mnie. Klaro, zostawiłem kogoś w Warszawie. Ostatni raz widziałem tą osobę w więzieniu na Pawiaku. Nie wiem czy żyje, nie wiem jak się ma. Potrzebuję żebyś wybrała się do Warszawy. Wiem, że nie mam prawa prosić cię o coś takiego po tak długim czasie, ale tylko w ten sposób mógłbym w pełni skupić się na przetrwaniu. Nazywa się Wanda Starska. Jej zdjęcie dołączę do listu. Jeśli zdecydowałabyś się zrobić to dla mnie to napiszę ci kilka wskazówek. Kiedy będziesz na miejscu skontaktuj się z Friedrichem Schneiderem, moim przyjacielem. Pomoże ci jeśli powiesz o co cię poprosiłem. Proszę, przemyśl to i napisz do mnie. Byłbym ci dozgonnie wdzięczny. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy.

                                                                                                                               Twój Thomas

Wpatrywałam się w list ze łzami w oczach. Miał tam kogoś. W dodatku dziewczyna była piękna. Brązowe, pofalowane włosy, piękne zielone oczy i kształtne usta. Nie znałam jej, lecz w głębi serca nienawidziłam jej. Chętnie zostawiłabym ją w tym więzieniu. Z drugiej strony widziałam, że była dla Thomasa ważna, a Thomas był ważny dla mnie. W głębi serca miałam nadzieję, że jeśli ją stamtąd wyciągnę Thomas mnie zechce. Mój Thomas... Przystojny, odważny, męski... Zawsze ważny dla mnie był tylko on. Mimo tego, że nie widziałam go tak długo wciąż miałam go w sercu. Wciąż za nim tęskniłam. Byłam w stanie zrobić wszystko by był szczęśliwy. Nawet pojechać do tej brudnej Warszawy, żeby wyciągnąć tą Polkę z więzienia. Musiałam to zrobić. Odłożyłam list na toaletkę i wstałam. Zostawiłam moje włosy rozpuszczone i ruszyłam do salonu. Dziś powiem ojcu i matce, a już jutro będę w Polsce. Zrobię to dla niego.

Die Order [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz