11 grudnia 1942 roku
Minęło już ponad pół roku od czasu mojego przyłączenia się do ruchu oporu. Od tego dnia wiele się zmieniło. Przed tygodniem zaanagażowałam się w działalność ,, Żegoty ", organizacji podziemnej pomagającej Żydom na terenie Polski, głównie w Warszawie i Krakowie. Wiem, że nie jest to bezpieczne, lecz podczas mojej służby w ruchu oporu czułam nieustanną chęć pomagania ludziom.
Od tego dnia nie widziałam również ani Thomasa, ani Heinricha. Wmawiałam sobie, że pogodziłam się ze stratą, lecz głęboko w środku cierpiałam. Tęskniłam za Thomasem codziennie, próbowałam uciszyć tęsknotę angażowaniem się w coraz to bardziej ryzykowne misje. Znalazłam także pracę. Pracowałam w sklepie Jadzi, która szybko stała się moją najlepszą przyjaciółką. Gdyby nie to, że Thomasa nie było przy mnie, byłabym skłonna powiedzieć, że moje życie jest lepsze niż kiedykolwiek.
Dziś rano wstałam podenerwowana. Miałam za zadanie pomóc chłopcu z jednego z warszawskich gett. Za godzinę miałam go odebrać spod tylnego muru getta. Zjadłam śniadanie, wypiłam kawę, ubrałam się ciepło i wyszłam z domu. Po chwili byłam już w okolicach getta. Rozejrzałam się, lecz moje spojrzenie nie napotkało żadnego SS-mana. Odetchnęłam i ruszyłam w umówione miejsce. Pod murem stał mały chłopiec, około pięcioletni. Widząc mnie, chłopczyk rozpromienił się i podbiegł do mnie. Widziałam, że się bał.
- Hej mały - powiedziałam dotykając jego chudej buzi. - Gdyby ktoś pytał nazywasz się Jasiu Bielecki. Ja jestem Wanda Starska i jestem twoją opiekunką. Twoi rodzice zginęli gdy byłeś mały i tego nie pamiętasz.
- Ale moi rodzice nie zginęli - powiedział zmieszany chłopiec. Widocznie nie wiedział dlaczego powinien kogokolwiek okłamywać. Wiedziałam, że to dla niego ciężkie, ale nie wiedziałam jak mogłabym mu ulżyć.
- Wiem skarbie, ale musisz tak mówić, dobrze? - spytałam patrząc na niego zmartwiona.
- Dobrze. Jestem Jasiu - powiedział z uśmiechem chłopiec. Zaśmiałam się i poprowadziłam go w stronę ulicy. Dziecko było zachwycone. Pierwszy raz poza gettem musi być naprawdę wielkim przeżyciem. Ruszyliśmy w stronę sklepu Jadzi. Miałam tam umówione spotkanie z osobą, która zajmie się Jasiem. Dotarliśmy na miejsce i weszliśmy do środka. Jadzia stała przy ladzie z niezadowoloną miną. Widząc chłopca jej mina zrzedła jeszcze bardziej.
- Hej Jadziu. Kiedy będzie tu ten pan? - spytałam z uśmiechem. Cieszyłam się, że chłopiec ma szansę na normalne życie, zasługiwał na to.
- Wandziu, on nie przyjdzie. Powiedział, że nie ma teraz warunków by aż tak ryzykować - Jadzia spuściła głowę najwyraźniej próbując ukryć się przed wzrokiem brązowych oczu dziecka.
- To co ja mam zrobić? - poczułam złość, smutek i przerażenie w jednym. Chłopiec nie rozumiał co się dzieje, a ja miałam ochotę zamienić się z nim miejscami.
- Nie wiem Wandziu! Nie wiem - Jadzia była załamana tak samo jak ja.
- Wezmę go do siebie - powiedziałam szybko. Nie mogłam pozwolić by chłopiec wrócił do getta, a wiedziałam, że tak by się stało gdyby nie miał gdzie zostać. Odesłaliby go tam do czasu, aż znalazłby się ktoś dla niego. Nie wiadomo jednak ile mogłoby to trwać, a ja nie chciałam skazywać dziecka na choćby sekundę więcej w tym okropnym miejscu.
- Nie Wandziu, nie możesz, to zbyt ryzykowne - Jadzia próbowała przekonać mnie do zmiany zdania, lecz ja już byłam zdecydowana.
CZYTASZ
Die Order [zakończone]
Ficción históricaMajor SS, Thomas Engel zostaje zameldowany w zagarniętej przez Niemców Warszawie. Na miejscu ma zająć się obowiązkami związanymi z jego wysoką pozycją w oddziałach SS. Los jednak chciał by na jego drodze pojawiła się młoda Polka o brązowych lokach...