Rozdział 1

14.6K 596 259
                                    


Harry stał przed znienawidzonym domem na Privet Drive, co roku w wakacje w jego sercu rodził się strach przed tymi wszystkimi rzeczami, które krewni przygotowali dla niego przez ostatnie dziesięć miesięcy. Ale tym razem w sercu Złotego Chłopca był jedynie okropny chłód, jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć, a w oczach dało się dojrzeć jedynie obojętność i próbującą się przebić rozpacz.

W tym roku również kogoś stracił, zawsze to on musiał kogoś tracić. I tym razem była to osoba, która jako jedyna dawała mu poczucie rodzinnego ciepła. Poczucia miłości. Wciąż przed oczami miał widok zielonego promienia i obrzydliwego uśmiechu Bellatriks. A potem swój własny głos wrzeszczący Crucio.

Chłopak zacisnął powieki i powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi frontowych. Zapukał nieco niepewnie, po czym drzwi otworzyły się, a w nich wychyliła się wielka fryzura cioci Petunii. Kobieta obrzuciła go chłodnym spojrzeniem i niechętnie przepuściła go w drzwiach.

Oj uwierz mi też wolałbym być z dala od tego miejsca, najlepiej gdzieś, gdzie byłbym sam. Wolałbym o wiele bardziej całe wakacje spędzić ze Snape'em albo z Filchem i Panią Norris.

Wszedł do środka i niemal natychmiast ciotka kazała mu iść do swojego pokoju, a następnie przyjść na kolację, dając mi do zrozumienia, że to z jej strony wielki akt łaski.

Reszta dnia minęła Harry'emu bez zbędnych przygód. Jego kuzyn jak zawsze starał się wyprowadzić go z równowagi i nawet kilka razy jego dłoń niemal znalazła się na różdżce, ale w porę się opanował i wrócił do kolacji. Wuj patrzył na niego podejrzliwie, gdy ten tylko się poruszył. Po posiłku jak zwykle musiał umyć naczynia, oczywiście był uważnie obserwowany, bo gdyby tylko użył magii zostałby surowo ukarany. Ale jemu to nie przeszkadzało, bo cały czas w jego myślach gościł wyraz twarzy znienawidzonej czarownicy, rzucającej Avadę na jego chrzestnego.

Był tak zdenerwowany, że niemal zgniótł w dłoniach szklankę z zastawy ciotki, za co został zbesztany i po skończonym myciu naczyń odesłany do pokoju. Poszedł na górę bez słowa i zamknął pomieszczenie. Pokój jak zawsze mały, zupełnie różnił się od dormitorium, w którym sypiał podczas roku szkolnego. Harry usiadł na łóżku i westchnął ciężko. Wyciągnął ze swojej torby książkę pożyczoną od Hermiony na czas wakacji. Pamiętał jak dziewczyna cieszyła się, gdy mu ją dała do ręki, razem z paroma innymi księgami, a następnie zwróciła się do Rona z wyrzutem, że on także mógłby poczytać coś, co nie jest związane z Qudditchem. Harry nie powiedział Hermionie czemu potrzebuje tych ksiąg i całe szczęście jego przyjaciółka nie naciskała, choć widać było jak wiele ją to kosztuje.

Potter postanowił wykorzystać wakacje na coś pożytecznego, po prostu już... nie mógł. Nie chciał, żeby Voldemort znów pozbawił go kogoś bliskiego. Widział w oczach niektórych osób zawód, kiedy Harry nie był w stanie ochronić swojego chrzestnego. Miał wrażenie, że cały świat oczekiwał rekompensaty, za to, co się stało, a on zamierzał im ją dać. Przeczesał włosy zmęczony i otworzył księgę na ostatnio czytanym rozdziale.

Zaklęcia obronne wydawały mu się niezwykle ważnym działem w księdze. Przypomniały mu się lekcje Oklumencji, dzięki którym Snape torturował go tym, co siedziało głęboko zamknięte w jego umyśle. Harry bał się, że gdy dorwą go prawdziwi Śmerciożercy, z łatwością odnajdą w jego wspomnieniach każdą osobę, którą kochał. I zabiją ją. Na jego oczach.

Odłożył książkę z głuchym trzaskiem i wziął w płuca głęboki, drżący wdech. Czuł, że jego oczy niebezpiecznie zaczęły piec. Był cholernie bliski płaczu, przez co zagryzł wargi mocno, po chwili na jego języku osiadł nieprzyjemny metaliczny posmak. Udało mu się, wytrzymał to i nie pozwolił łzom wydostać się. Złoty Chłopiec nie mógł pozwolić sobie na łzy, to byłoby kazanie słabości. A jak on śmie okazywać cholerną słabość? Nie ma na to monopolu. Musi być taki, jakiego oczekuje cały czarodziejski świat.

Ale do cholery, czemu oczekują tego od rozdygotanego piętnastolatka, który nie panuje nad sobą? Wyobraził sobie postać Voldemorta, śmiejącego mu się w twarzy, podczas gdy on... bezsilnie kulił się i płakał. Jak nędzny robak.

Wziął kolejny drżący wdech i położył się skulony na łóżku. Na zewnątrz panował już dawno mrok, więc godzina musiała być późna. Powinien iść spać, powinien na chwilę odciąć się od tego wszystkiego. Od magii, od swojego przeznaczenia, od swojego nazwiska. Od rzeczywistości.

Przymknął oczy, okrywając się pledem, który narzucony był na pościel. Zrezygnował z przebierania się w koszulę nocną. Nie miał na to ani krztyny energii. Nie potrzebował nic więcej, rzucił ciche Nox i schował różdżkę pod poduszkę, a okulary ułożył na szafce nocnej. Było cicho, Harry uwielbiał tą ciszę, choć po miesiącach spędzonych w dormitorium, było to bardzo odmienne doświadczenie. Chociaż teraz przynajmniej nie musiał rzucać zaklęć wyciszających.

Nawet nie wiedział kiedy odpłynął, jego ciało rozluźniło się, choć po niecałej godzinie chłopak zaczął się rzucać po łóżku.

Stał naprzeciw Bellatriks, która z uśmiechem wskazała mu bezwładnie leżące ciała. Harry cofnął się kilka kroków od niej, zaczął coś do niej krzyczeć, ale w jego głowie rozbrzmiewał jej szyderczy śmiech. Widział leżącego Syriusza, Dumbledore'a, Hermionę, Rona, Neville'a, swoich rodziców. Wielu osób, które kochał. Rozpoznał wiele rudych czupryn wśród trupów. Nagle usłyszał Avadę, która trafiła prosto w jego pierś, przewracając go niedaleko innych. Zamknął oczy, a gdy je otworzył nad nim stały martwe sylwetki znajomych mu osób, chodziły wokół niego powolnie, sprawiając, że nie był w stanie oddychać.

-Zawiodłeś nas, Harry - usłyszał złowrogi szept dyrektora Hogwartu.

-Jesteś głupim tchórzem! Zabiłeś nas! - wrzasnął na niego Ron i przybliżył się niebezpiecznie w jego stronę.

-Jak mogłeś? Czemu jesteś takim egoistą, Harry?

-Czemu nie walczysz, Harry?

-Czemu nas nie ochroniłeś, Harry?

-Jesteś do niczego, to twoja wina! To przez ciebie zginęliśmy! - wśród krzyków rozpoznał głos Syriusza. Był wściekły. Chłopak spojrzał w jego oczy...

Zerwał się z materaca z krzykiem. Był spocony i przerażony na śmierć. Czuł jak wszystko wokół się kręci, a ustach poczuł nieprzyjemny smak wymiocin. Do pokoju wpadł Vernon. Jego twarz była czerwona z wściekłości, a na jego czole widział kropelki potu w nikłym świetle padającym z korytarza. Mężczyzna w kilku susach dobiegł do niego i złapał go za kark, uderzając jego czołem o szafkę nocną podczas wyciągania go z łóżka na równe nogi.



/Niewielkie ogłoszenia dotyczące historii:

-Rozdziały będą najprawdopodobniej co 2-3 dni

-Każdy rozdział ma minimum 1000 słów

-Miło byłoby poznać opinię, dostać gwiazdkę - cokolwiek. Nie chodzi o zdobywanie statystyk, a raczej o mały punkt zaczepienia, który dostarczy mi weny i chęci do działania

-Rozdziały nie są bynajmniej sprawdzane, mam ich około 9 napisanych do przodu i z ręką na sercu mówię, że nie sprawdzam ich, także nie obrażę się jeśli ktoś podejmie się poprawienia moich błędów, literówek itp.

Życzę po prostu dobrej zabawy i wielu emocji, które będą towarzyszyć podczas tej mało kanonicznej podróży, mam nadzieję, że nie wszystkie będą negatywne :)

~ Suzy Sawyer

Chłopiec, który chciał kochać /SNARRY/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz