34. Koperta?

37 4 2
                                    

Uznałam, że skoro są święta, a ja jestem z rozdziałami do przodu, to do wtorku (włącznie) rozdziały będą pojawiać się codziennie :)

Jeżeli kiedykolwiek martwiłam się, że moje słowa zraniły ojca, to teraz jest mi to obojętne.

To czy wziął je do siebie, czy uraziłam jego męską dumę.. Nie obchodzi mnie.

Tak jak jego nie obchodziło to, że wyrzekł się mnie kiedy na prawdę go potrzebowałam. I nie chodzi tu o materialną pomoc, bardziej mentalną, psychiczną.

-Pogadam z twoją mamą. Spróbuję się czegoś dowiedzieć.. - westchnęłam zirytowana nadmierną troską ze strony przyjaciela. Nie po to odpowiedziałam mu co się stało, żeby dręczył temat.

-Nie Josh- spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Próbowałam grać silną- jasno dał mi do zrozumienia, że nie ma już córki.

Od pół godziny siedzimy na lotnisku i czekamy, aż pokład samolotu będzie gotowy do przyjęcia pasażerów.

-Ally- przyjaciel złapał mnie za ramię- gdyby tak było kazałby ci się nawet wynieść z mieszkania i oddać samochód. Nie zrobił tego, pomyśl dlaczego.

No to jest akurat jasne..

-Dlatego, że mi się to należało. Wie, że gdyby zabrałby mi nawet dach nad głową poruszyłabym niebo i ziemię- brunet nie wydawał się zdziwiony moją odpowiedzią- poszłabym do sądu i gazet. Miałby z tego więcej problemów niż zysków. Poza tym wie, że mama Vicky zrobiłaby wszystko abym wygrała tą sprawę.

-Ale ona jest prawnikiem twojego ojca, nie tw..

-Przypomnieć ci dzięki komu stała się jego prawnikiem? - syknęłam.

Przekręciłam oczami irytując się rozmową z przyjacielem.

-Racja. Przecież pani Stevens traktuje cię jak córkę- zgodził się kładąc bezradnie głowę na moim ramieniu.

*

W domu byłam po 11pm i od razu po powrocie położyłam się spać.

Nie wiem czy byłam zmęczona z powodu ponad cztero godzinnej podróży czy przez stres związany z problemami.

Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Zaspana nałożyłam na siebie satynowy szlafrok, na stopy miękkie klapki i ruszyłam do drzwi.

W między czasie zerknęłam na zegar w salonie, który wskazywał 7am. Przetarłam twarz dłońmi i otworzyłam drzwi.

-Dzień dobry- moje oczy rozszerzyły się na widok mężczyzny, którego znam z widzenia. Jak się nie mylę mieszka na końcu korytarza.

-W czym mogę pomóc?

-Pani jest Ally Sullivan?- spojrzał na mnie podejrzliwie, a kiedy kiwnęłam głową uśmiechnął się szczerze ukazując żółtawe zęby- od paru dni próbuję Panią złapać.

Na mojej twarzy namalowało się zdziwienie. Czego ten mężczyzna mógł ode mnie chcieć.

-Nie było mnie w mieście pare dni.. w jakiej sprawie?

-Trzy dni temu był tu pewien młodzieniec. Zostawił dla Pani list- rzekł miło się uśmiechając.

List?

Od kogo?

-Nie wie Pan może kto jest nadawcą?- spojrzałam na niego kiedy na kopercie, którą od niego dostałam nie ujrzałam nic poza moim nazwiskiem.

-Wie Pani, nie przyglądałem się. Poza tym z moją pamięcią nie jest już najlepiej. Wiek robi swoje- zaśmiał się sarkastycznie i pożegnał się wracając do mieszkania.

Alone | L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz