Rozdział pięćdziesiąty pierwszy: Zaniepokojony świt

3.5K 342 114
                                    

Notka od autorki: Rozdział, w którym Harry przekonuje się, że szturchnął kijem gniazdo szerszeni.

---* * *---

Milicenta czekała, cierpliwie, z rękami złożonymi na podołku. Uważała, że jej rodzice byliby z niej dumni. Matka powiedziałaby, że jej córka okazuje spokojną determinację, która powinna być zaletą każdej dobrej, czystokrwistej czarownicy, a ojciec wyczułby jak szybko pracuje jej umysł i pochwaliłby kiwnięciem głowy to, jak dobrze się z tym kryje.

Ciało Milicenty było cierpliwe, ale w jej umyśle faktycznie wrzało, kiedy przechwytywała nowe pomysły i wyciągała je na siłę naprzód.

Wiedziałam, że Harry może mieć jakieś sojusze pośród magicznych stworzeń. Oczywiście, że tak. To nie jest takie znowu zaskakujące.

Ale wydawało mi się, że chciał uwolnić tylko... centaury, jednorożce i inne, które może i są śliczne, ale tak naprawdę się do niczego nie nadają. Nie miałam pojęcia, że okaże się na tyle szalony, żeby rozważać uwolnienie skrzatów domowych.

Drzwi, których nasłuchiwała, wreszcie się otworzyły. Milicenta wyprostowała się lekko i spojrzała w kierunku schodów. Draco zszedł pierwszy, oczywiście, z głową odwróconą do tyłu, bo mówił do Harry'ego, który szedł za nim. Harry był nieco bardziej ostrożny niż wczoraj. Najwyraźniej powoli zaczynało do niego docierać, że nie wszyscy powitają jego obwieszczenie z szerokimi uśmiechami i poddańczymi gestami.

– Potter – powiedziała Milicenta, nie sugerując niczego swoim tonem. Po prostu zwróciła się do niego po nazwisku, żeby Harry wiedział, że jest na niego zła. – Chcę z tobą porozmawiać.

Draco odwrócił się, stając między nią a Harrym niczym jakiś cholerny smok. Milicenta wywróciła oczami. Przecież jemu nie trzeba ochrony przed innymi Ślizgonami. A ja chcę mu zadać tylko kilka prostych pytań.

– Oczywiście, Milicento – powiedział Harry, wychodząc zza Dracona. Jego mina była pozbawiona wyrazu, bardziej neutralna niż zwykle, ale jego głos był absolutnie uprzejmy. – O czym chciałaś ze mną porozmawiać?

– Och, doskonale wiesz. – Milicenta założyła ręce na piersi.

– Obawiam się, że nie. – Harry wyglądał, jak kiedyś, jeszcze podczas drugiego roku, a kompletny brak jakichkolwiek emocji w jego głosie tylko pogłębił to wrażenie. – To ty zaczęłaś tę rozmowę, więc dobry zwyczaj nakazuje, żebyś to ty przedstawiła jej meritum.

Milicenta wzięła głęboki oddech. Rozmowa w tak bezpośredni sposób była sprzeczna z jej wszystkimi, ślizgońskimi instynktami, ale niewielu ludzi miało okazję teraz usłyszeć tę rozmowę, bo większość już była na śniadaniu. Doprawdy, chłopcy zawsze się na nie koszmarnie spóźniają.

– O twojej małej deklaracji wojny, którą ogłosiłeś wczoraj w gazetach – powiedziała. – Chcę się dowiedzieć, czy naprawdę masz zamiar uwolnić skrzaty domowe.

Harry przechylił głowę.

– Zamierzam zrobić wszystko, o czym mówiłem w tym artykule, Milicento.

Nie działa. Milicenta przymrużyła oczy.

– Chcę poznać twój harmonogram, Potter. Kiedy masz zamiar uwolnić skrzaty domowe?

– Nie wiem – powiedział Harry. – To zależy od indywidualnych życzeń czarodziejów, na których to bezpośrednio wpłynie. – Jego twarz ożywiła się lekko, a Draco, który do tej pory wyglądał, jakby był gotów przekląć Milicentę, rozluźnił się nieco. – Chcę przekonać wszystkich do wypuszczenia ich na wolność, albo zdobyć ich zgodę na przecięcie ich sieci.

Wolny człowiek nie zazna spokojuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz