Rozdział ósmy: Sfora

3.5K 425 555
                                    

Notka od autrorki: Uwaga: to nie jest miły rozdział. 

---* * *---

Lądując po aportacji, Harry poczuł jak mu się w żołądku przewraca, ale Regulus już do niego szeptał:

Jesteś gdzieś w ministerstwie. To jest jeden z pokojów do przesłuchań. Byłem w takim raz.

To zaskakujące, jak wielu ciekawych rzeczy o sobie mi jeszcze nie powiedziałeś. Harry skupił się na tych słowach, żeby powstrzymać się od paniki. Zamrugał, po czym zamrugał jeszcze raz i rozejrzał się po pokoju, bo odziani w szare płaszcze czarodzieje po prostu go puścili i najwyraźniej nie mieli zamiaru go w jakikolwiek sposób unieruchomić.

Ściany były zbudowane z szarego kamienia, bloki bez widocznej zaprawy pomiędzy mini. Nie było fotografii, portretów, czy innych dekoracji, jedynym meblem było stojące za nim krzesło, na które jego porywacze ochoczo go popchnęli. Harry poczuł, jak pięści zaciskają mu się odruchowo, jakby w oczekiwaniu na coś i zdał sobie sprawę z tego, że spodziewa się bicia, albo ataku z zaskoczenia. Te ściany i to krzesło nie były naturalne.

A ci czarodzieje nie traktowali go tak, jak normalnie zachowywano by się przy więźniu, którego należy się bać. Harry łypnął na nich spode łba.

Jeden z nich – Harry miał wrażenie, że to ten, który wcześniej odczytał zwój – zachichotał.

– Ooch, popatrz, Ponuraku, ten kociak ma pazurki!

Ponurak, najwyraźniej drugi z czarodziejów, roześmiał się głośno. Zdjął kaptur i odsłonił twarz pewnego siebie, przystojnego, młodego człowieka z blond włosami i zielonymi oczami. Harry nawet by nie zwrócił na niego uwagi, gdyby go minął na Pokątnej.

– Na pewno ma – odpowiedział. – A przynajmniej kły. Widziałeś, co zrobił na Nokturnie, Psidwaku.

Psidwak wydał z siebie zniesmaczony dźwięk i też zdjął kaptur. Miał brązowe włosy, ale jego twarz i brązowe oczy były absolutnie przeciętne.

– Ta, masz rację.

– Obserwowaliście mnie w alei Śmiertelnego Nokturnu? – zapytał Harry. Odsunął od siebie kilka pytań, które miał zamiar zadać im później, między innymi o to, czemu nazywają się nawzajem rasami psów. Jeden z nich wspomniał coś o tym, że należą do jakiejś Sfory, ale Harry nie miał pojęcia, co to mogło znaczyć.

– Oczywiście – powiedział Psidwak. – Ktoś musiał. Jest pan wężoustym, który odmówił ukończenia rejestracji, a potem poszedł do biura aurorów i zachowywał się, jakby znał ich szefa. Interesujący z pana typ. A jak poszedł pan do alei Śmiertelnego Nokturnu, to jeszcze bardziej nas pan zainteresował. – Uśmiechnął się, ale Harry zobaczył, że jego oczy zrobiły się chłodne. Czyli nie można się dać zwodzić jego pozorom. Naturalnie, Harry powinien był to już wywnioskować ze sposobu, w jaki się poruszał; ewidentnie otrzymał żołnierskie przeszkolenie. – A potem przemówił pan do węży. Bezmyślnie, panie Potter, bardzo bezmyślnie. Jeśli chciałeś pan, żeby pańska mroczna zdolność pozostała tajemnicą, to było jej nie używać w miejscu publicznym.

Harry zwalczył pokusę obnażenia zębów. Wyglądało na to, że najlepszym, co mógł zrobić w tych okolicznościach, to pozostać cichym i tak grzecznym jak to możliwe. Nie pojmował, czemu byli tak pewni siebie, zwłaszcza jeśli zdawali sobie sprawę z jego mocy, ale to tylko sprawiło, że zrobił się przy nich jeszcze bardziej ostrożny. Być może byli w posiadaniu jakiejś przewagi, która byłaby równa jego magii.

– Z tego co wiem, uratowanie komuś życia jest uważane za chwalebne – powiedział. – Przekonałem Wielu do udania się ze mną do Zakazanego Lasu i nie atakowania ludzi w alei Śmiertelnego Nokturnu.

Wolny człowiek nie zazna spokojuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz