Interludium: Synu mój

2.4K 339 95
                                    

Notka od autorki: Podoba mi się to interludium.

---* * *---

22 lutego 1995

Drogi Harry,

Strasznie tu cicho. Aż do tej pory nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo. Ociepliło się wczoraj niespodziewanie, więc śnieg topnieje wszędzie. Między biciem własnego serca słyszę, jak krople wody kapią z rynny.

Mógłbym jakoś ożywić tę ciszę, ale przyznam ci, że naprawdę nie chcę. Każdego dnia z samego rana siadam i przynajmniej pół godziny spędzam na wyglądaniu przez okno, ponieważ nawet po tym całym czasie te widoki wciąż mnie koją i pozwalają mi się zebrać w sobie na resztę dnia. Nawet zimą Lux Aeterna jest piękna: surowe miejsce, pełne kamieni i wyschniętej trawy, ale lśni niczym góra. Aż nie chce się odrywać wzroku od ogrodu i cisów otulonych kołderką śniegu.

Potem wybieram się do mojego gabinetu, odpisuję na listy, jeśli jakieś mam, i zaczynam czytać. Zamówiłem książki dotyczące treningu aurorów i historię ostatnich dziesięciu lat z Esów Floresów. Powiedziałem kiedyś, że chcę znowu zostać aurorem, przyłączyć się do walki przeciw Voldemortowi, ale stało się boleśnie oczywiste, że w żaden sposób im się nie przydam, póki nie dowiem się, jakie zmiany wprowadzono od czasu mojego odejścia. Dziesięć lat ignorowania świata zewnętrznego pozostawiło mnie daleko w tyle za wszystkimi, co jest przygnębiające, a oficjalne ulotki ministerstwa w żaden sposób nie pomagają. (Nigdy nikomu nie pomogły. Oszukują potencjalnych zainteresowanych, obiecując im życie pełne sławy i szacunku, nie wspominając przy tym o całej ciężkiej pracy. Połowa czarodziejów i czarownic, z którymi trenowałem, nie wytrzymała nawet dwóch miesięcy).

To fascynująca praca, choć ciężka. Ćwiczę zaklęcia pojedynkowe sam i cieszę się, że przynajmniej część mojej nauki skupia się wokół zaklęć leczących. Nie tylko przydają się na polu walki, ale pomagają mi się pozbierać, kiedy któreś z moich zaklęć zrykoszetuje we mnie, odbijając się niefortunnie od jednej z moich własnych tarcz.

Dokładnie w południe brązaczki przygotowują mi lekką przekąskę; to się nigdy nie zmienia. Potem wychodzę polatać na zewnątrz. Wydaje mi się, że to aktywna wersja tego, co mi rankiem daje wyglądanie przez okno. Zawiesza mnie w rześkim powietrzu wysoko nad ziemią, która rozciąga się pode mną, cała biała i metalicznie srebrzysta. Luty zmienia ten kraj bardziej niż jakikolwiek inny miesiąc. Ciężko mi po czymś takim utrzymać w głowie zniechęcające myśli, które zwykle zakradają mi się do głowy podczas porannej nauki, zwykle podważając moje nadzieje, czy w ogóle kiedykolwiek uda mi się wrócić pośród aurorów.

Potem wracam do gabinetu, chociaż zwykle spędzam nad historią więcej czasu jeszcze po południu. O drugiej pojawia się słaba herbata, o piątej obiad. A potem piszę, aż nie przyjdzie czas, żeby położyć się do łóżka.

Nie wiem, czy powinienem ci mówić, o czym piszę. To może źle zabrzmieć. Ale to jest opis mojej codziennej rutyny, którą spisałem, ponieważ nie wiem, co innego mógłbym ci napisać.

Z poważaniem,

James Potter

* * *  

24 lutego 1995

Drogi Jamesie,

Dziękuję ci za opis twojego dnia. Tego właśnie spraw chcę się o tobie dowiadywać: prostych, pozornie bezsensownych rzeczy, które dadzą mi pewne pojęcie tego, kim jesteś, kiedy nie starasz się być ojcem dla mnie i Connora.

Mógłbym spróbować podarować ci to samo, ale to byłoby głupie, bo moje dni bez przerwy się zmieniają. Budzę się każdego dnia o niemal tej samej porze, jem śniadanie, idę na zajęcia, jem obiad, idę na więcej lekcji, a potem jem kolację. To są jedne z niewielu rzeczy, które pozostają względnie niezmienne. Och, no i Draco zawsze jest przy mnie. To też się nie zmienia.

Wolny człowiek nie zazna spokojuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz