Rozdział pięćdziesiąty dziewiąty: Pierwszy opiekun i ostatnia linia obrony

3.3K 349 328
                                    

Notka od autorki: Uwaga: to jest wybitnie nielinearny rozdział. Jest również bardzo, bardzo nieprzyjemny, ale niezbędny do tego, żebyście zrozumieli, co Snape porabiał przez kilka ostatnich miesięcy i gdzie się w tej chwili znajduje.

---* * *---

Snape usiadł powoli. Naprawdę dobrze już opracował odkładanie tego momentu, tej niezbędnej, choć przerażającej części jego dnia. Oceni wypracowania, rzuci zaklęcia czyszczące na swoje kwatery – niepotrzebnie, bo wciąż wpuszczał do środka skrzaty domowe – zrobi porządki w swoich składnikach do eliksirów, uwarzy skomplikowane, eksperymentalne mikstury, które zwykle kończyły się niepowodzeniem, przeczyta książki o historii, pożyczone z hogwardzkiej biblioteki. Będzie odliczał minuty, które pozostały do następnej lekcji, albo wybierze się do Wielkiej Sali na posiłek. Jego wolne godziny, niegdyś drogocenne i zazdrośnie strzeżone, które zawsze mu umykały zanim się zorientował, teraz przeciągały się nieznośnie.

Aż do chwili, w której podszedł do biurka, oczywiście, i wyciągnął z niego butelkę wypełnioną płynną, srebrną cieczą, a zaraz po niej pergamin i pióro, których używał, żeby spisać wspomnienia, które zobaczył.

Kiedy tworzył eliksir myślodsiewny, nie zdawał sobie sprawy, jak dobrze on zadziała. Nie tylko wspomnienia były równie wyraźne i czyste jak te z myślodsiewni, ale reagowały też na dotknięcie umysłu Snape'a. Jeśli wrzuci swoje myśli do eliksiru, koncentrując się na czymś, co Harry zrobił podczas lekcji eliksirów, to ten podsunie mu wspomnienie dotyczące tego, skąd Harry prawdopodobnie nabrał tego zachowania, albo czegoś do niego podobnego. Gdyby pomyślał o Draconie Malfoyu, to mógł się przed nim pojawić dyrektor, czytający list od Lily, w którym ta wspomniała o Draconie. Był też w stanie momentalnie określić, czy już nie widział danego wspomnienia i przeskoczyć w kolejne.

To było użyteczne pod tym względem, że pozwalało mu na tworzenie zapisków złożonych ze wspomnień dyrektora na temat dzieciństwa Harry'ego bez konieczności oglądania w kółko tych samych scen.

To było koszmarne, ponieważ doprowadzało go coraz bliżej do granicy furii, a nie mógł nikomu o tym powiedzieć. McGonagall czy Narcyza Malfoy może i byłyby skłonne pomóc, ale Harry nigdy by mu nie wybaczył takiej zdrady jego zaufania. Dumbledore, rzecz jasna, nie był w ogóle wyborem. Draco, który mógł to zrozumieć najlepiej, odmówił w ogóle wzięcia udziału w tym projekcie.

Pozostawiony z tym sam, Snape czasem zastanawiał się, czy nie powinien zaprzestać tworzenia kolejnych zapisków tych wspomnień. Miał dość zapisanych gęsto zwojów, żeby być w stanie wprowadzić w życie dowolną zemstę, jaka mu przyjdzie do głowy. Do tego uwolniłoby to go od zgrozy, jaką czuł przed zmierzchem każdego dnia.

Ale wciąż przymuszenie, silne niczym dowolne stworzone przez Dumbledore'a czy Voldemorta, ciągnęło go do przodu, zmuszało do podniesienia pióra, opuszczenia głowy, otwarcia butelki i wejścia do świata, o którego cichym istnieniu nie miał pojęcia w czasie swoich dziesięciu lat, które spędził na nauczaniu w Hogwarcie, a który leżał w głowie Dumbledore'a, zwinięty w kłębek niczym bazyliszek.

* * *  

Lily Potter szła szybko przez trawnik Doliny Godryka z niepokojem w oczach i ręką już wyciągniętą, żeby przyjąć tę Dumbledore'a. Starszy czarodziej ścisnął jej nadgarstek i spojrzał jej uważnie w oczy. Wspomnienie nie pokazało Snape'owi tego, co w nich zobaczył, ponieważ stał na trawie obok i obserwował ich oboje z zewnątrz, ale zobaczył za to, jak twarz Dumbledore'a robi się zmęczona.

– Wydawało mi się, że mogłaś wyolbrzymić problem w swoich listach, moja droga – powiedział, głaszcząc ją łagodnie po dłoni. – Przybyłem tu z zamiarem ukojenia twojego strachu. Widzę, że się myliłem. Oczywiście, że najlepiej się znasz na swoim własnym synu.

Wolny człowiek nie zazna spokojuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz