Rozdział pięćdziesiąty trzeci: Niech ten labirynt nigdy się nie kończy

3K 369 298
                                    

Wchodząc do pokoju, w którym przebywał Labirynt, Harry czuł promienie słońca na twarzy, promienie odbijające się od jego skóry, promienie lśniąca wszędzie wokół niego. Już wcześniej widział ten artefakt, oczywiście, więc wiedział, jak on wygląda, ale umknęło mu jakoś, a może po prostu wypadło mu z głowy, że jego blask był aż tak intensywny.

A może światło faktycznie nabrało na sile od ostatniego razu, pomyślał Harry, unosząc dłoń, żeby ochronić oczy. Stał przed wejściem do Labiryntu, którego lśnienie zdawało się wić po ścianach. Światło sprawiało, że ciężko było zauważyć, w którym miejscu jedna ściana przechodziła w inną i Harry nie uważał już, że wygląda jak jakaś bluza, którą ktoś rzucił w kąt. Miał raczej wygląd niespokojnego morza, zupełnie jakby był z powrotem na northumberlandzkiej plaży i patrzył na nacierające na niego fale. Słońce go w jakiś sposób oszołomiło, przez co nie był w stanie rozróżnić, co było pianą a co kawałkiem drewna, co srebrne a co złote.

Siedzący na jego ramieniu Fawkes zaczął miękko śpiewać.

Labirynt zabłysnął krótko, jakby przyjmując odpowiedź, choć Harry nawet nie wiedział, że jakąś mu podał. Nieco srebrnego światła przygasło. Harry odkrył, że może podejść bliżej niż poprzednio, ale wciąż nie był w stanie niczego zbyt wyraźnie zobaczyć. Zdjął okulary i spróbował spojrzeć bez nich, ale to w żaden sposób nie pomogło, chyba, że nagłe łzawienie można uznać za jakąkolwiek pomoc.

Zatrzymał się i zaczekał, zastanawiając się, czy nie musi dać Labiryntowi jakiegoś specjalnego sygnału, po którym ten pozwoliłby mu na podejście bliżej. James wspomniał coś o użyciu lustra i upuszczeniu sobie trzech kropel krwi, ale mówił bardzo ogólnikowo; nie chciał za bardzo rozmawiać z nimi o czasie, który spędził w Labiryncie, co Harry potrafił bez problemu zrozumieć. Harry był w stanie wypełnić te warunki bez problemu dzięki swojej magii, jeśli tego będzie oczekiwał od niego Labirynt.

Muzyka Fawkesa zalała go i Harry zrozumiał, że Fawkes wierzył, że Labirynt już przyjął i zaaprobował cel jego wizyty. Wciąż potrzebował się upewnić, że pochodzi z linii Potterów, ale zalewał Harry'ego takimi falami świadomego zainteresowania, że Harry przyjął ten warunek bez wahania.

Podniósł rękę, niemal nie zdając sobie sprawy z tego, co właściwie robi. Czuł się, jakby stał na szczycie jakiejś strasznie wysokiej góry o samym wschodzie słońca, spoglądając na wschód, a światło wypełniało jego umysł złotawą mgiełką. Poczuł, jak jeden z pazurów Fawkesa nacina mu nadgarstek, a płytka rana szybko wypełniła się krwią; nie zdawał sobie sprawy z bólu, ani nawet kiedy właściwie zaczął krwawić. Przechylił dłoń i krew polała się na podłogę.

Harry, co ty wyprawiasz? szepnął Regulus.

– Nie wiem – przyznał szczerze Harry i podniósł głowę, kiedy zobaczył, że więcej srebrzystych barier, do tej pory niewidzialnych, opadło niczym płachty miękkiego materiału, pozostawiając Labirynt w całej jego odsłoniętej krasie.

Jego kroki były miękkie, kiedy po raz kolejny podszedł bliżej. Rozważał konsekwencje, bez końca, zanim jeszcze wszedł do tego pokoju. Zdawał sobie sprawę z tego, że może zniknąć na długie miesiące, zupełnie jak James, ale nie sądził, żeby to było możliwe. Według jego ojca, to, nad czym ten spędził najwięcej czasu, była jego niechęć do spojrzenia w twarz pewnym błędom. Harry miał zamiar wejść, żeby się z nimi wszystkimi zmierzyć, tak bezboleśnie, jak to możliwe, ponieważ był gotów się z nimi pogodzić i przyjąć do wiadomości, że je popełnił. Poza tym, nie żył na tym świecie tak długo jak James, więc przejrzenie jego życia powinno zająć mniej czasu.

Jeśli natrafi na coś, co sprawi, że nie będzie chciał iść dalej, to Labirynt go zabije, ale to było proste. Po prostu będzie brnął naprzód bez względu na wszystko.

Wolny człowiek nie zazna spokojuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz