Rozdział dwudziesty dziewiąty: Eksplozje

3.9K 391 644
                                    

Harry śnił.

– Witaj w domu, mój panie. – Głos Bellatrix był miękki i uradowany, kiedy stawiała mały tron na ziemi. – Och, witaj nareszcie w domu.

Sykliwy śmiech Voldemorta dobiegł ze środka krzesła. Harry wciąż nie był w stanie go zobaczyć, ale wschodziło już słońce, więc przynajmniej był w stanie zobaczyć Bellatrix znacznie lepiej niż podczas ostatniej wizji. Przemknął się obok, okrążając ich ostrożnie. Wciąż nie sądził, żeby faktycznie, fizycznie tam przebywał, ale to miejsce było znacznie bardziej otwartą przestrzenią niż las, w którym ich widział ostatnim razem. Harry był w stanie zobaczyć długą, pustą plażę, z jednej strony statecznie przykrywanej powracającymi regularnie falami, a z drugiej wychodzącą na całe morze wydm.

Nagini owinęła się wokół krzesła i syknęła.

Wygodnie ci, drogi mistrzu? – przetłumaczyły uszy Harry'ego.

Przy tobie zawsze – syknął w odpowiedzi Voldemort. Wężomowa nigdy nie wydawała się Harry'emu specjalnie różnić od angielskiego, przynajmniej kiedy sam nią mówił, ale głos Voldemorta zdołał sprawić, że ten niewinny język węży brzmiał parszywie i perwersyjnie. Zadrżał, od czego nastroszyło mu się futerko, i oglądał dalej.

– Nie możemy się tu zatrzymywać – powiedział Voldemort do Bellatrix. – Nagini potrzebuje ciepłego miejsca i ja również. A potem... potem słońce. – Znowu się śmiał, a Harry spuścił wzrok na ziemię, miękki piasek pod jego łapkami, po prostu po to, żeby nie widzieć wyrazu twarzy Bellatrix, kiedy ta słuchała tego śmiechu. Wyglądała, jakby to dla niej była najsłodsza muzyka na świecie.

– Tak, mój panie – powiedziała śmierciożerczyni i podniosła krzesełko. Harry mimowolnie zagapił się na jej prawy nadgarstek. Był zakończony... czymś. Miał wrażenia, że to nie była ręka, ale lśniła i zmieniała kształt niczym światło księżyca na wodzie i w dość wyraźny sposób była w stanie coś złapać, niczym prawdziwa dłoń, nawet jeśli nią nie była.

Sen ciągnął się dalej, a Harry śledził Voldemorta i Bellatrix, biegnąc między wydmami. Ból w jego bliźnie pogłębiał się, ale nie był pewien, czemu. Ta scena była niemal spokojna.

Aż do chwili, kiedy nie zeszli z plaży, oczywiście, i nie spotkali idącego samotnie mugola, pogwizdującego rytmicznie. Ten zamarł i zagapił się na Bellatrix z otwartymi ustami.

Nagini go zabiła, bo Bellatrix akurat miała zajęte ręce. Harry podejrzewał, że jeśli wziąć pod uwagę manię Bellatrix dotyczącą torturowania jej ofiar, ale to nie miało większego znaczenia, kiedy patrzył jak Nagini wgryza się i owija się wokół mugola, a potem jego krótki wrzask tuż przed zmiażdżeniem. A kiedy Bellatrix wyrwała kawałek z jego ciała i przyniosła go do krzesełka, żeby nakarmić to niewidoczne coś siedzące w środku, to Harry się niemal porzygał.

– Witaj w domu, mój panie – wymamrotała znowu Bellatrix, wykonując gest, jakby wycierała mleko z dziecięcego policzka. Harry szczerze wątpił, żeby to było coś tak niewinnego jak mleko. – Witaj nareszcie w domu.

Harry poczuł, że ból w jego bliźnie robi się na tyle intensywny, że aż zaczyna go czuć w rzeczywistości, a potem nagle wrócił gwałtownie do siebie, dysząc ciężko i łapiąc się za czoło ze świadomością, że Voldemort powrócił do Brytanii.

* * *

Draco otworzył gwałtownie oczy. Nie wiedział, czemu. W jednej chwili śnił, siedział w miejscu, które miało w sobie najlepsze elementy rezydencji Malfoyów i lodziarni Fortescue, a w następnej był w swoim łóżku i czoło go swędziało...

Wolny człowiek nie zazna spokojuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz