Rozdział sześćdziesiąty siódmy: Tylko naprzód

2.8K 286 246
                                    

Notka od autorki: To jest głównie rozdział przejściowy, więc będzie strasznie przegadany. Nic na to nie poradzę.

---* * *---

Harry spotkał Dracona w korytarzu znajdującym się zaraz za wejściem do skrzydła szpitalnego. Draco wyglądał na zaniepokojonego, ale, ku zaskoczeniu Harry'ego, ten wyraz nie odprężył się na jego widok. Zamiast tego Draco tylko przymrużył oczy i syknął:

– Co ty wyprawiasz? Madam Pomfrey kazała ci do końca dnia pozostać w łóżku!

Harry pokręcił głową. Tak bardzo chciał się zobaczyć z Draconem, żeby mu powiedzieć o podjętej decyzji, że zupełnie szczerze zapomniał o danej matronie obietnicy.

– Wybacz. Ja tylko...

Draco złapał go za rękę i zaciągnął z powrotem w kierunku drzwi prowadzących do skrzydła szpitalnego. Przynajmniej nie podnosił głosu, kiedy warczał na Harry'ego.

– Naprawdę wydaje mi się, że powinieneś pokazać jej tę swoją rękę. Co, jeśli wda się zakażenie?

– Przecież została przyżegana...

Draco zamknął oczy.

– Albo o tym nie wiedziałem, albo jakoś wyleciało mi to z głowy – szepnął. Szturchnął drzwi skrzydła szpitalnego i zaciągnął Harry'ego z powrotem do łóżka. Harry wywrócił oczami, ale nie stawiał oporu. Wyglądało na to, że to było po prostu coś, co Draco potrzebował zrobić.

Kiedy już wszystko zostało zaaranżowane tak, by spełniało oczekiwania Dracona, Harry zaczął mówić, zanim Draco zdążył wpaść w monolog o tym, jakie to było nieodpowiedzialne z jego strony, tak sobie latać po szkole bez dłoni i z przeklętą raną po ugryzieniu.

– Chciałem ci powiedzieć, że nie będziesz potrzebował trzymać w pogotowiu zaklęć usypiających, czy pętających, czy jakichkolwiek innych – powiedział. – Nigdy więcej nie narażę się na niebezpieczeństwo bez uprzedzenia cię wcześniej o tym.

Draco zagapił się na niego. Harry przyglądał mu się statecznie. Naprawdę uważał to za solidne postanowienie, a nawet jeśli nie ośmieli się jeszcze powiedzieć Draconowi o wszystkim – Dumbledore może podsłuchiwać przez osłony i niemal na pewno robił to w tej chwili – to wciąż może mu obiecać przynajmniej tyle. To powinno złagodzić największe źródło jego stresu.

– Nie możesz tak po prostu zmienić całego swojego zachowania w ten sposób – powiedział wreszcie Draco, wyjaśniając, skąd wzięło się w jego spojrzeniu aż tyle niedowierzania.

– Owszem, mogę. – Harry zacisnął swoją dłoń w pięść i czuł, jakby lewa zrobiła to samo, mimo, że wiedział, że tak nie jest. Fawkes, który zniknął na chwilę, kiedy Lily sobie poszła, znowu pojawił się nad jego ramieniem i wydał z siebie cichy, kojący trel. Harry pozwolił mu się uspokoić, po czym uśmiechnął się blado do Dracona. – Jeśli się skoncentruję. Jeśli się postaram o tym pamiętać, zamiast po prostu ruszać bez zastanowienia. Nie mogę powiedzieć, że spróbuję przestać ratować życia innych, ale mogę z tobą o tym porozmawiać i zabrać cię ze sobą. – Zastanowił się nad tym, co Dumbledore'owi może chodzić po głowie, jeśli tego naprawdę słucha, po czym nadał swojemu głosowi miękki i potulny ton, rzucając ochłap dla swojej niewidzialnej widowni. – Przynajmniej tyle mogę zrobić po... po cmentarzu... – Odwrócił głowę, jakby przytłoczony wspomnieniami.

Draco momentalnie pochylił się do przodu, ewidentnie zdezorientowany.

– Harry?

Harry wiedział, że jego empatia podpowiada mu coś kompletnie innego od tego, co w tym momencie wyrażały jego słowa i mina.

Wolny człowiek nie zazna spokojuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz