Notka od autorki: A oto ostry rozdział, w którym nikt nie jest szczery.
---* * *---
Harry uznał później, że naprawdę nie miał nic wspólnego z tym, że tego dnia świat postanowił na chwilę kompletnie zwariować, nawet jeśli niektóre sytuacje nastąpiły jako konsekwencje tego, co zrobił. Przecież nie podjął świadomej decyzji, żeby tego akurat ranka, przy śniadaniu, mu kompletnie odbiło.
Zapytał tylko Dracona, czy jego tajemniczy projekt był w jakiś sposób związany z tym, czym się zajmował w zeszłym roku, kiedy Draco studiował przymuszenie, żeby zrozumieć, jaki wpływ miała na niego magia Harry'ego. Draco tylko spojrzał na niego spode łba.
– Może ci się to wydawać dziwne, Harry, ale nie wszystko w moim życiu obraca się wokół ciebie.
Harry skrzywił się i usiadł z powrotem na ławie. Myślał o tym, żeby się sprzeczać, zaprotestować, ale zadławiły go te same myśli, dzięki którym siedział cicho już od półtora tygodnia. Ufał Draconowi, ufał mu, że ten będzie z nim szczery względem spraw, które go dręczą. Skoro milczał, to znaczyło, że nie miał ochoty o tym rozmawiać. Gdyby Harry zaczął naciskać, to tylko by go tym rozzłościł.
Zmusił się do odwrócenia uwagi od Dracona i dzięki temu zobaczył jak potężna, biała sowa wlatuje do Wielkiej Sali. To było zaskakujące, ponieważ Hedwiga była jedyną śnieżną sową w szkole. Harry zagapił się i po chwili zorientował, że ten wspaniały, blady ptak, nie był jednak jego sową, a białozorem.
Okrążył stół Slytherinu, po czym obniżył lot i wylądował tuż przed nim. Pierze na jego piersi i brzuchu było wzburzone. Wystawił nogę, obracając głowę w stronę Vince'a, który wyciągnął rękę, żeby dotknąć jego ogona. Vince szybko się odsunął i podniósł ręce w geście poddania się.
Harry pokręcił głową i odwiązał list z nogi białozora. Był w kolorze jasnej czerwieni, więc wcale go nie zdziwiło, kiedy wyjec wybuchł mu przed twarzą. Co go zaskoczyło, był fakt, że nie rozpoznał wrzeszczącego na niego głosu.
– WYDAWAŁO NAM SIĘ, ŻE W TYCH CZASACH MINISTERSTWO BĘDZIE MIAŁO LEPSZĄ KONTROLĘ NAD DZIEĆMI! WYDAWAŁO NAM SIĘ, ŻE TAK POTĘŻNY CZARODZIEJ JAK TY, HARRY POTTERZE, BĘDZIE MIAŁ WIĘCEJ ROZSĄDKU I NIE ZNISZCZYŁBY SKARBU TAK STAREGO I ŚWIĘTEGO!
Harry zamrugał. Nie tylko nie rozpoznawał głosu, ale też nie miał pojęcia, o co mu chodzi. To było dziwne.
– POŻYCZYLIŚMY NASZ ARTEFAKT MINISTROWI KNOTOWI, ŻEBY TEN WYKORZYSTAŁ GO W SŁUŻBIE ŚWIATŁA! NIE MIAŁEŚ PRAWA ZNISZCZYĆ NASZEJ KULI TYLKO DLATEGO, ŻE WYDAWAŁO CI SIĘ, ŻE MINISTER CHCIAŁ ODEBRAĆ CI MAGIĘ! TA KULA ZOSTAŁA STWORZONA DO ODBIERANIA MAGII! CZY TY NIE MASZ ŻADNEGO WYCZUCIA? ŻADNEGO STYLU?
Harry uśmiechnął się. Już wiedział, od kogo pochodzi ten wyjec – od Starrise'ów, świetlistej rodziny, która pożyczyła Knotowi srebrną kulę, która starała się osuszyć go z magii. Wbił wzrok w wyjca i kiedy koperta skakała i rozkładała się ze złości, zauważył błysk pieczęci. Jasne, była stworzona w sposób, który nie był mu znany, ale wyglądała jakby mogła być pieczęcią świetlistej rodziny Starrise'ów: gruba połówka koła na dole, symbolizująca wschodzące słońce, którego promienie sięgały granic pieczęci, a pomiędzy nimi rozproszonych zostało pięć gwiazd.
Wyjec skończył i rozerwał się na kawałki. Harry pokręcił głową z rozbawieniem. Białozór pozostał na miejscu, patrząc na niego groźnie. Harry podniósł brew. To było zaskakujące. Większość sów, które przynosiły wyjce, od razu odlatywały, zdając sobie sprawę z tego, że adresat nie będzie w nastroju do pisania odpowiedzi.
CZYTASZ
Wolny człowiek nie zazna spokoju
FanfictionCzwarty tom Sagi Poświęcenia AU "Czary Ognia", sequel "Oswobodzonego z mroku". Życie Harry'ego Pottera zostanie podzielone pomiędzy obowiązkiem i rolą przyjętą z własnej woli i kiedy jego mroczne sny o Voldemorcie zaczynają przybierać na sile, zbala...