Rozdział drugi: Pająki na martwej sieci

5.1K 462 354
                                    

– Tato, czemu w Lux Aeternie nie ma skrzatów domowych?

James zamrugał i podniósł wzrok sponad swojej miski z gulaszem. Harry patrzył się na niego po drugiej stronie stołu intensywnie, marszcząc brwi.

– Ponieważ ich nie potrzebujemy – odpowiedział James, nabierając łyżką kolejną porcję gulaszu. – Pewnie zauważyłeś już, że nasze jedzenie się po prostu pojawia, tak samo jak w Hogwarcie, mimo, że nie mamy skrzatów domowych?

Harry spochmurniał.

Powinienem był – powiedział przygnębionym głosem. Odchylił się na swoim krześle i rozejrzał się wokół jadalni Lux Aeterny. Z obu stron otaczały ich ogromne okna, co nie było takie niespotykane w tym domu; w tym przypadku ich zadaniem było wpuszczać wieczorne, letnie słońce. James zastanawiał się czasem, kto wpadł na błyskotliwy pomysł powieszenia luster pomiędzy oknami, tak żeby te odbijały wpadające światło. Myślał, że prawdopodobnie babcia Matylda. Zawsze szukała nowych sposobów na obwieszczenie wszystkim nowej, formalnej deklaracji rodziny wobec Światła, zarówno w symboliczny sposób, jak i przez swoje słowa i czyny. – Ale byłem skupiony na Connorze.

James rozejrzał się ukradkiem po sali, chociaż wiedział, że Connor wyszedł na zewnątrz, ćwiczyć zaklęcia pojedynkowe z Remusem. Być może to był najlepszy moment, żeby porozmawiać z Harrym o jego obsesji na punkcie brata, kiedy Connor nie miał szans ich usłyszeć.

– Dlaczego nie?

No to może za chwilę, kiedy uda mi się przekonać go do zejścia z tematu skrzatów domowych, obiecał sobie James, po czym skończył gulasz i odepchnął od siebie miskę. Momentalnie zniknęła. Harry spojrzał na miejsce, w którym była, po czym przerzucił wzrok na niego.

– Nie potrzebujemy ich – wyjaśnił James, odchylając się na krześle. – Dawno temu udało nam się dogadać z mieszkającymi w okolicy brązaczkami i to one zajęły miejsce naszych skrzatów.

Harry powoli pokręcił głową, a jego oczy nabrały szklanego poblasku, dzięki któremu James wiedział, że jego syn przeszukuje teraz swoje wspomnienia.

– Niewiele wiem o brązaczkach. Czemu się zgodziły dla nas pracować?

– Brązaczki żyją w koloniach – powiedział James, uśmiechając się lekko, kiedy uświadomił sobie, że brzmi jak jego babcia. Matylda Potter upierała się, że ich rodzina powinna być świetlista pod każdym możliwym względem i każdemu z radością opowiadała historię o tym, jak udało jej się zdobyć służących, którzy przyjęli swoją rolę z własnej woli. – Kolonia mieszkająca niedaleko Lux Aeterny została porwana pewnego dnia przez gobliny, wszyscy poza ich królem. Ten udał się do mojej babci – czyli twojej prababci...

– Wiem – powiedział Harry, a w jego głosie pojawiło się echo irytacji.

Nie lubi, kiedy się go traktuje, jakby był głupi, odnotował sobie James. Widzisz, Peter? Obserwuję go.

– Udał się do mojej babci z prośbą o pomoc – kontynuował gładko. – A ona nie tylko odzyskała jego kolonię, ale też rzuciła odpowiednie zaklęcia, żeby się upewnić, że nikt więcej nie zostanie porwany. W zamian za to, on zaoferował jej pomoc, a ona poprosiła go, żeby, z pomocą swojej kolonii, zajął się Lux Aeterną.

– Tak się właśnie zastanawiałem, czemu tu nigdy nie ma kurzu – powiedział Harry, patrząc po meblach, które lśniły delikatnym złoto–brązowym blaskiem drogiego drewna. James sam nie był pewien, co to jest za drewno, wiedział jednak, że ten gatunek wymarł dawno temu. – Raczej nie miałbyś czasu, żeby sprzątać, nawet w czasie miesięcy, kiedy się tu kryłeś.

Wolny człowiek nie zazna spokojuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz