Rozdział dwudziesty ósmy: Julia Malfoy

3.3K 410 417
                                    

Notka od autorki: Pod koniec tego rozdziału nie ma cliffhangera, yay. Ciężko się go pisało, więc... bawcie się dobrze.
Witamy z powrotem w rzeczywistości, Draco.  

---* * *---

Draco kiwnął zdecydowanie głową i wstał. Musnął palcami fiolki ciemnego eliksiru, które leżały w jego kieszeni, ale szybko poderwał dłoń i skrzyżował ręce na piersi w obawie, że ktoś mógłby to zauważyć. Potem się zmartwił, że Blaise albo Vince zwrócą uwagę na to, więc ostatecznie po prostu odchrząknął.

– No masz ci los – ogłosił. Kłamstwo, które sobie przygotował, nie stoczyło mu się z języka tak gładko jak powinno, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że ćwiczył je większość dnia, ale to nie był problem. Blaise zerknął tylko na niego bez większego zainteresowania, a Vince, pochylony nad swoją pracą domową z zaklęć, tylko mruknął. – W podręczniku nie ma informacji, których potrzebuję. Muszę się wybrać do biblioteki.

Vince znowu mruknął. Blaise przechylił głowę na bok.

– Z jakiego przedmiotu? – zapytał.

– Ja... co? – Jakimś cudem Draco nie przewidział tej sytuacji. Jego kłamstwo zostało zaprojektowane tak, żeby pozwolić mu na samotne wyjście z pokoju z eliksirem. Nie sądził, że nagle zostanie poddany przesłuchaniu.

– Z jakiego przedmiotu idziesz szukać informacji? – Blaise wyłapał jego pełne wahania zająknięcie i teraz przyglądał mu się z zainteresowaniem, założywszy palcem książkę. Nawet Vince podniósł wzrok, mrugając, jakby wiele wysiłku kosztowało go przyzwanie umysłu do rzeczywistości ze skupienia na nauce. – Sam jestem do tyłu z transmutacją. Może się wybiorę z tobą i razem znajdziemy coś dla siebie.

Draco zdobył się na roztrzęsione prychnięcie. Miał nadzieję, że Blaise nie usłyszy w tym dźwięku zdenerwowania, ale wiedział, że nie powinien liczyć na wiele. Nie bez powodu przydzielono Blaise'a do Slytherinu.

– Nie z transmutacji – powiedział zamiast wymyślania jakiegoś innego przedmiotu.

Cisza. Blaise podniósł brwi i kiedy Draco wciąż nic nie powiedział, uśmiechnął się.

– No? To z jakiego w takim razie przedmiotu?

Draco skrzywił się na niego.

– Zielarstwa, skoro już musisz wiedzieć.

To rozwiązało problem. Blaise'owi zielarstwo wisiało, w dodatku ostatnio dostał trzy szlabany za przedrzeźnianie profesor Sprout za jej plecami. Wzruszył ramionami i wrócił do swojej książki. Draco prychnął i ruszył do drzwi.

– Draco?

Zastanawiając się, od kiedy, na litość wszystkiego co normalne, jego współlokatorów tak strasznie obchodziły jego prywatne sprawy, Draco przywołał chorobliwy uśmiech i odwrócił się w stronę Vince'a.

– Tak?

– Wszystko w porządku? – zapytał Vince.

Draco westchnął, przyglądając mu się. Vince był tego roku znacznie bardziej spostrzegawczy, bo nie było przy nim Grega, który zwykle zajmował większość jego uwagi. Draco po prostu żałował, że ten nie zaczął zwracać uwagi na kogoś innego.

– Tak – powiedział. – Po prostu nie lubię być do tyłu akurat z zielarstwem i żałuję, że profesorowie zadali nam tak wiele pracy domowej akurat na cholerne Halloween.

Vince, najwyraźniej uspokojony, kiwnął głową i wrócił do podręcznika o zaklęciach z mocno zmarszczonymi brwiami. Draco zdawał sobie sprawę z tego, że normalnie Greg by mu w tym pomagał. Greg był od niego nieco lepszy w zaklęciach, a obaj przyjaźnili się na tyle blisko, że pomagali sobie nawzajem w każdym możliwym przedmiocie.

Wolny człowiek nie zazna spokojuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz