/Karolina
Przygryzłam wargę. Nie chce mu mówić o sobie. Nie lubię tego tematu.
- Niezbyt lubie o sobie rozmawiać. Jakoś mam takie zachamowanie. - lekko się uśmiechnęłam i napiłam się łyka kawy i spojrzałam przez okno. Poczułam jak zachacza mi pasemko włosów za ucho.
- Czemu? - popatrzyłam z powrotem na niego. Bo przechodziłam anoreksję przez co potem depresje? Cięłam się? A jedyna osoba która zdążyła mnie taką pokochać zmarła. Na to wspomnienie zakręciła mi się łza w oku. Szybko ją wytarłam.
- Nie było kolorowe. - uśmiechnęłam się trochę sztucznie.
- Nie umiem pocieszać. Nie umiem być taki jaki powinienem być. Nie znam się na kobietach. Potrafię się tylko no wiesz. - mówił o sobie. Prawdę. - Raz byłem w związku który się rozpadł z jej winy. Kiedy byłem mały nie miałem w ogóle pieniędzy i potrafiłem z dziadkiem iść do śmieci zbierać puszki by mieć pieniądze na jedzenie. - spojrzałam na niego znad ciastka cytrynowego. - I to chyba tyle. Mam dwadzieścia lat. Jestem mężczyzna. - zaśmiałam się cicho. Ten tylko się uśmiechnął. - Jestem tez chyba rozpoznawalnym raperem. Bedoes, może kojarzysz.
- Tak. To ty? Nie wyglądasz.
- Schudłem dużo. - wypił ostatni łyk kawy. - Może się przejdziemy? - popatrzyłam się na swój talerzyk i zjadłam ostatni kawałek przepysznego ciastka. Dopiłam kawę i wyciągnęłam portfel. - No chyba upadłaś na rozum. - spojrzałam na niego bardzo zdziwiona. Słucham? - Ja cię zaprosiłem wiec ja płace. - zaśmiałam się cicho.
- Dobrze. - ubrałam się w moja kurtkę. Było na prawdę zimno. No trudno by było ciepło gdy jest zima. Wstaliśmy i wyszliśmy. Chodziliśmy po pustych ulicach. - A apropo mnie. - przełknęłam ślinę. Popatrzyłam na niego. Miał bardzo ładne oczy. - Kiedyś, dawno temu. - ścisnęłam usta w cieńką linie. - Byłam ładna.
- Jesteś. - wtrącił się.
- Byłam ładna. Ale nikt tego nie doceniał. Wiec ja tez nie. Zaczęłam chudnąc. Gwałtownie. Podobało mi się. - spojrzałam na niego brał bucha. Jakieś fajki nie widziałam jakie. Wyciągnęłam mu szluga z ręki i sama się zaciągnęłam. - Popadłam w anoreksję. A następnie w bulimię. A potem... Jak z górki przyszła depresja. A co ciągnie się za depresja?
- Cięcie się? - spytał się mnie. Ale tak, to jest odpowiedź.
- W tedy pojawił się rok starszy Paweł. Chłopak z bardzo dobrego domu. Bogaty. Ale ja nie leciałam na jego hajs tylko na kiego. Może to nie możliwe ale prawdziwe. Byliśmy ze sobą lekko ponad dwa lata. I nie potrzebnie w tedy dzwoniłam. Odbiera telefon a ja mówię: „Kaspeo zdechł" jego pies. Wiec czym predzej ruszył do jego domu, na motorze. - wyrzuciłam peta na ziemie. - Sam sobie dokończ czemu jestem singielka. - splunęłam i ruszyłam szybciej. Zimno mi było.
- Nie ciekawie. - zatrzymał mnie nad lampą. Podwinął mój rękaw. - Ile? - zapytał powili przejeżdżając po bliznach z których leciała kiedyś krew.
- Wystarczjaco za dużo. - zabrałam powoli rękę.
- Zimno ci. - zapytał trzymają moją dłoń w swoich gorących dłoniach. Jeszcze cieplejsze niż Mateusza.
- Troszkę. - stwierdziłam. Zdją z siebie kurtkę i mi ja zarzucił na ramiona. - Nie. Będzie ci zimno. - chciałam mu oddać kurtkę ale ten posłał mi taki wzrok ze aż mi się odechciało tego robić. Objął mnie ręką na ramieniu i ruszył w drogę powrotną.
- Wiesz o tym, ze jest dwudziesta pierwsza.
- Co? - spytałam lekko zestresowana. Gdy nie powiadomię Filipa, ze jest ze mną wszytko okej zabije mnie. A mam rozładowany telefon! - Mogę zadzwonic z twojego telfonu do Filipa?
- Jasne. - podał mi IPhona X. Czy tylko ja mam jeszce 6? Wykręciłam numer.
- Hej Filip. - Borys nadal mnie obejmował. - Jestem bezpieczna.
- Dzwonisz z telfonu Borysa. - powiedział to za poważnie.
- Tak. - stwierdziłam. Co będę go okłamywać.
- Czemu?
- Pomyśl. - powiedziałam zła.
- Miałaś się zanim nie spotkać! Jak do dziecka! Jesteś głupia czy głupia!? - rozłączyłam się i oddałam telefon Borysowi.
- A nie wydawał się być taki... Oschły?
- Zawsze taki był.
- Nie wydawał się.
- A ja wyglądam jakbym miała depresje? - spojrzał na mnie. Zatrzymał się i mocno przytulił. Tulił sto razy lepiej niż Paweł. Czemu? A może to spowodowane jest tym, ze nikt nie przytulał mnie tak od dwóch lat? Nie wiem.
- Nie. Wyglądasz jakbyś była najpiękniejsza kobieta na świecie. - ruszyłam w stronę mojego auta.
- Nie lubie komplementów. - stwierdziłam, przygryzając dolną wargę. Szliśmy tak jeszcze z dwadzieścia minut wymieniając bardzo dużo zdań i informacji o sobie. Stanęłam przy moim aucie.
- To twoje auto? - zapytał.
- Tak. - stwierdziłam. - Bardzo je lubie.
- Na prawdę? - powiedział lekko sarkastycznie.
- Nie. - zaśmiał się głośno. Dwudziesta pierwsza trzydzieści. Późno.
- Jaki masz telefon? - zapytał. Podałam mu telefon do ręki. - 6?
- Tak. - przygryzłam wargę.
- Od kiedy ją masz? - zapytał.
- Od jakiś czterech lat? - powiedziałam niepewnie.
- Spotkamy się jutro?
- Jasne. - zapadła długa cisza. Przyjemna cisza. Odchyliłam głowę do tylu. Czułam jak jego wzrok mnie rozbierał. Sciagnełam jego kurtkę i oddałam mu. Stanęłam na palcach i lekko schyliłam jego głowę moją dłonią. Pocałowałam go w policzek. - Dziękuje.
- To ja dziękuje. - stwierdził. - Do jutra.
- Do jutra. - wsiadłam do auta i je odpaliłam. Jechałam teraz ulicami wawy. Było pusto. Śmiałam się pod nosem.
CZYTASZ
WOW /// Bedoes
FanfictionDziewietnasto letnia Karolina Szcześniak, siostra Taco Hemingway'a pracuje w małej kawiarni. Pewnego dnia jej znajomi i proszą ja o przysługę która powoduje, ze jej życie się zmienia. Chyba na zawsze.