12

831 59 12
                                    

/Karolina

Trzeci miesiąc był uciążliwy, ciagle badania wiec znienawidzony szpital i milion ludzi którzy mogliby zarazić mnie jak i moje dziecko, no i Borysa. Mimo tego ze jestem w ciąży i na razie nie możemy ze sobą współżyć, ponieważ niewiadomo co tak naprawdę było powodem tych wymiocin, nie oddaliliśmy się i mimo wszytko kochamy się na tyle ile moje zdrowie pozwala. Co chwile czuje kłujący ból w dole podbrzusza ale jest to kwestia choroby wykrytej u mnie. Nawet nie wiem jak się nazywa i na czym polega ale powoduje, ze jakiekolwiek ruchy płodu, nawet te spowodowane moim ruchem strasznie mnie bolą wtedy nie mogę chodzić. Wiec prawie cały czas siedzę i modlę się by dotrwać do końca.

   Czwarty miesiąc był tym w którym Borys zajął się pisaniem nowej płyty jak sam uznał przed ostatniej. Wyszło wiele nowych piosenek i wszytko byłoby pięknie gdyby nie to ze po prostu więcej go nie widziałam jak widziałam. Przerażajace, ponieważ wiem ze siedział cały czas w Warszawie a nawet na cholernych zakupach go nie widziałam. Z tego co wiem ma zamiar skończyć ta płytę i od razu zabrać się na pisanie kolejnej. Dwa miesiące z życia bez niego.

   Piąty miesiąc był niezykle wyczerpujący dla mnie i Borysa. Jego płyta odniosła się takim echem, ze był znowu wszędzie rozpoznawany a w radiach na nowo zaczęły lecieć jego piosenki. Odnowiła się popularność WOW i Ibry co niezmiernie mnie zdziwiło piosenki sprzed prawie ośmiu lat... Dziecko rozwijało się prawidłowo i już za miesiąc miałam się dowiedzieć czy to chłopiec czy dziewczynka. Marzeniem było by by ujrzeć chłopca... Mam już wybrane imiona i... Chciałabym by Borys był tu, koło mnie ale aktualnie miał trasę i tyle go widziałam. Już przywykłam do jego braku. Życie znajomych ciągnęło się niesamowicie powoli. Zasadniczo tylko Igor i Oliwia się zaręczyli a reszta nadal tak samo... Na nic wielkiego się nie zapowiadało a jedyna sensacja najbliższego czasu to miał być mój poród. Agata i Mateusz pogodzili się i wszytko poszło w niepamięć... Chociaż każda z moich przyjaciółek miała swego czasu chrapkę na Borysa. Takie spostrzeżenie, gdy siedzę sobie na ławeczce w parku i głaszcze się po lekko odstającym brzuchu.

W szóstym miesiącu dowiedziałam się najlepszej nowiny, tak to chłopiec. Mam już wybrane dwa najważniejsze imiona w moim życiu. To będzie cholernie dołujące wołać do mojego synka Mateusz ale czego się nie robi dla przyjaciół w końcu byli oni nimi przez większość mojego nędznego życia które do tej pory jest wieczną tęsknota za moim mężem który teraz siedział wieczność w studio i nagrywa druga i ostatnia płytę. Tą o jego życiu. Podobno każdy utwór ma opisywać cześć jego życia. Boje się zasadniczo ale w końcu... Przeżył coś czego nikt nie chciał. Pierwsza jest o dzieciństwie, druga o życiu dorosłym zanim mnie poznał, trzecia zaś o naszym byciu razem a czwarta nazywająca się 2019 jest o tym roku w którym leczyłam się na raka. Piąta była o ponownym spotkaniu i byciu razem. Szósta o wojnie a siódma o naszym ślubie a ósma o mojej ciąży. Dziewiąta była o przyszłości o która błagał Boga i nazywała się 2049. Moja ulubiona płyta.

Siódmym miesiąc, znowu siedziałam sama w domu, to w parku i u Agaty. Rozmawiałam codziennie z Borysem na Facetime ale to nie to samo, kolejne występy na scenie. Pewnego wieczoru odebrałam telefon, i usłyszałam cichy szept. Głos był znany ale... Jednocześnie taki obcy.

- Halo? - zapytałam cicho. W pokoju obok coś huknęło. Przełknęłam głośno ślinę.

- Siema. - uslyszałam i zesztywniałam. - Odzywam się po, o jezu, ośmiu latach? - zesztywniałam i zagryzłam zeby. - Jak się czujesz?

- Chyba wiesz. Słyszałam jak wchodzisz przez okno. - stłumiony śmiech w słuchawce. - Chodź do pokoju. - stwerdzialam. W progu stała ona. Minelo osiem lat. Osiem? Z dziewięć. - Hej.

- Cześć.

- Myślałam ze się zabiłas.

- Chciałbys. - Kasia zaśmiała się gardłowo. - Przyszłam się pożegnać. - wstałam i ja przytuliłam.

- Czemu?

- Wyjeżdżam daleko stad, bardzo daleko. Lecę do Australii. Ty urodzisz dziecko, ja znajdę sobie faceta. Chce zacząć nowe życie. - popatrzyłam na nią i pokiwałam głowa na tak.

- Do zoabczrnia kiedyś Kasiu. - szepnąłem a dziewczyna ucałował mnie w czoło. Mimo, ze zrobila tyle złego ja nadal ja kocham. To moja przyjaciółka. Wyszła a ja znowu zostałam w tych czterech ścianach w których echo odbijało się powoli wbijając mi noże w serce.

W ósmym miesiącu przeżyłam największy szok minionych miesięcy. Mam raka. I albo przyspieszam poród i biorę chemioterapię albo ciągnę do końca i po prostu przy porodzie umieram. Według badań raka mam od paru miesięcy co było niemiłym zaskoczeniem. Nie powiem Borysowi, nie mogę. Ale również nie urodzę przedwcześnie, to dziecko jeszcze się rozwija. To jest mój mały Mateuszek.

WOW /// BedoesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz