11

829 55 5
                                    

/Karolina

   Leżałam i próbowałam powstrzymać łzy. Słuszałam jak temu małemu stworzonku bije serduszko i trzęsły mi się ręce. W końcu nie wytrzymałam i zaczęłam głośno płakać. Boże jakie to dziecko jest śliczne. Małe ziarenko w moim brzuchu rośnie i się rozwija. Idealny, będzie moim oczkiem w głowie. Już jest.

- Piłaś na swoim ślubie?

- Niestey tak. Ale nie wiedziałam ze jestem w ciąży.

- Drugi miesiąc. - wytarł mi brzuch i pomogl wstać. - Myśle ze wymiotujesz bo cały twoi organizm chce do końca wypłukać alkohol z organizmu.

- Minęły dwa tygodnie.

- Ale dziecko wolniej trawi niż ty. Teraz alkohol wychodzi z dziecka.

- Okej. Czy ja je bardzo skrzywdzilam? - powiedziałam ze łzami w oczach.

- Z tego co widzę to nie. - odetchnęłam z ulgą. - Ale musisz chodzić co dwa tygodnie na kontrole minimum przez pierwsze dwa miesiące.

- A który to miesiąc? - spytałam spoglądając na brzuch i odruchowo kładąc tam dlon.

- Drugi. - uśmiechnął się ciepło. - Tak jak mówiłem zostaniesz na oddziale, za chwile przyjdzie pielęgniarka i podepnie jeszcze raz pod kroplówkę, a jutro zobaczymy wyniki krwi i zobaczymy co jest nie tak. - uśmiechnęłam się delikatnie i poszłam za nim do pokoju. Leżały tam dwie kobiety jedna koło piedzisiatki a druga... Sandra!?

- Dzięki Paweł. - pokiwał głowąi wyszedł a ja szybko podeszłam do łóżka Sandry i złapałam ja za dłoń. Ta lekko się przestraszyła lecz gdy ujrzała moją zaniepokojona twarz od razu zaczęła płakać. Co jej się stało.  - Cii. No mów co jest. - szepnąłam i zauważyłam na jej głowie rozcięcie i na nodze gips, wiele obdrapań.

- Mieliśmy wypadek. - szepnęła a ja od razu się wyprostowałam. - Jacek jest na sali operacyjnej. Poproś lekarza by cię tam zaprowadził. Błagam. - pokiwałam głowa na tak i wyszłam z sali. Powili kierowałam się do pokoju Pawła. Gdy go ujrzałam a ten z zaskoczeniem spojrzał na mnie moje usta wypowiedziały dwa słowa.

- Wypadek samochodowy. - Pokiwał głowa na nie. - Prosze.

- Nie. Niby cały szpital jest sterylny ale ty jesteś w ciąży. Nie.

- Paweł błagam - uniósł wzrok i przeklnął coś pod nosem. Wstał i podał mi rękę. Szłam powoli bojąc się co zobaczę lecz gdy po dziesięciu minutach zauważyłam ze za winklem jest cała moja rodzina, będąca przyjaciółmi, od razu podeszłam przytulić się do Borysa, który był bardzo zdziwiony. Zreszta jak reszta.

- Czemu jesteś w szpitalu? - Roksana spytała spoglądając na mnie zdziwiona.

- Nie ważne teraz. - powiedziałam i popatrzyłam na Borysa delikatnie się uśmiechając. - Co z nim?

- Skąd o tym wiesz? - teraz głos zabrał mój brat.

- Leżę na jedej Sali z Roksaną. Co mu jest? - jak na zawołanie wyszedł lekarz.

- Operacja nie jest skończona. - powiedział idąc szybko przed siebie a ja ruszyłam za nim lecz w innym kierunku. Toaleta. Gdy żółć uderzyła o moje gardło byłam blisko toalety a gdy wyleciała ze mnie byłam idealnie nad nią. Ma się to wyczucie co?

- Co ci jest kochanie? - uslyszałam najlepszy głos jaki powstał.

- Czekamy na wyniki badań. - szepnęłam i wstałam z nad kibla spłukując wodę. Kiedy indziej im powiem o dziecku. Wyszłam z toalety myjąc twarz i stanęłam koło przyjaciół. Z sali wyszedł lekarz, który stanął przed nami i zapytał wprost.

- Rodzina?

- Tak. - odpowiedzieliśmy chórkiem.

- Z przykrością muszę poinformować, ze pan Jacek Graniecki nie żyje. - przyłożyłam rękę do twarzy próbując ukryć łzy. - Próbowaliśmy go ratować ale miał uszkodzony przełyk i krwotok wewnętrzny w okolicach brzucha. W samej czaszce były dwa krwiaki a jedna noga była doszczętnie zmiażdżona. - mówił i patrzył się na nas. - Nie będę mówił, ze znam ten ból bo nie znam ale bardzo wam współczuje i mam nadzieje, ze dalej będzie już dobrze. - powiedział i poszedł. Jak ja to powiem Roksanie co? Wzięłam Borysa za dłoń i zaczęłam powoli prowadzić do mojej sali. Nawet nie zauważyłam gdy Paweł sobie poszedł, ale w sumie co mu się dziwić ma trzy razy więcej do roboty niż słuchanie jak załamuje nam się świat. Tez nie chciałabym tego słuchać. Stanęłam przed wejściem i stanęłam na palcach by ucałować Borysa w usta.

- Zaczekaj. Potem ci coś powiem. - pokiwał głowa twierdząco i usiadł na krześle. Pchnęłam drzwi od sali w której panowała przerażająca ciemność. Podeszłam do łóżka i usiadłam na krześle. - Hej. Sandra. - szepnęłam próbując ukryć strach.

- Nie żyje, prawda? - wzięłam głęboki oddech i pochyliłam głowę. Nie miałam zamiaru odpowiadać. Co bym teraz nie powiedziała nie będzie pocieszające. - Co robisz tu w szpitalu?

- Jestem w ciąży. - zamknęłam oczy delikatnie się telepiąc. Poczułam się nieswojo. - Jeśli będzie to chłopiec dam mu na drugie imię Jacek. - stwierdziłam gdy ta powili obróciła się w moja stronę.

- Mówił ze chce by jego kolejne dziecko miało na imię Zosia. - szepnęła. - Jeśli będzie dziewczynka nazwij ja Zosia. Dobrze? - widziałam w jej oczach wielki ból. Ona chyba przeczuwała, ze to był ostatni raz gdy widziała go żywego.

- Jasne. Zosia... Nawet ładnie. - uśmiechnęłam się i wstałam kierując się ku wyjściu.

- Jacek... Nawet ładnie. - wstrzymałam oddech i pchnęłam drzwi. To nie było na moje siły. Minimum nie na moje chęci.

- I jak? - Borys spytał wstając gwałtownie.

- Jetsem w ciąży. - uslyszałam tylko głośny krzyk i poderwanie mnie do góry.

- Będę ojcem!!!

Dwa tygodnie minęły szybciej niż myślałam. Stałam teraz w płaszczu koło Borysa nad przyszłym grobem Jacka. Gdy inni się modlili położyłam swoją dłoń na brzuchu.

- Ty kochanie dziadka Jacka nie poznasz. - szepnęłam i poczułam jak Borys również kładzie dłoń na moim brzuchu.

~~~
I jak? Wiecie ze zostaną nam bodajże trzy rozdziały i epilog? Ciężko to kończyć 💔💔 Teraz będę opisywać powoli każdy miesiąc... Do zoabczrnia 💖💖

WOW /// BedoesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz