/Karolina
Jest dziesiąta i właśnie w tym momecie Patryk wpadł do kawiarni i uśmiechnął się ciepło. Wbiegł na zaplecze a sekundę później stał koło mnie. Obsługa klientów szła sto razy szybciej. Do jedenastej mamy wielki ruch. Potem od czternastej do szesnastej a potem znowu od siedemnastej do końca. Bo ludzie rano jadą do pracy, to przed pracą chcą zdążyć. Potem maja przerwę na lunch a potem koniec, to jakieś zakochane pary przychodzą. Właśnie zapadł mrok była dopero osiemnasta. Doszła do nas jeszcze Kamila i Paweł. Razem biegaliśmy po kawiarni i podawaliśmy zamówienia. Gdy schyliłam się po coś do lady uslyszlam głośne „bu" przez co podskoczyłam do góry.
- Mateusz! - krzykełam patrząc się na Karasia i Agatę. - Co tam?
- A nic. Cała ekipa i rodzice zbierają się na świetlicy, tej naszej, i tam mamy gwiazdkę. Masz być.
- Będę. - uśmiechnęłam się miło. - Coś do picia, jedzenia? - Mateuszowi zadzwonił telefon.
- Muszę odebrać. To co zawsze Karolina. - i wyszedł.
- Mi to samo.
- Na koszt firmy. - mrugnęłam do niej i wskazałam na stolika. - Paweł mogę z nią pogadać dziesięć minut?
- Jasne. - uśmiechnęłam się i ruszyłam z dziewczyna.
- I jak masz wszystko dopracowane? - spytałam podekscytowana.
- Tak słuchaj. Zapakuje test ciążowy do tego jakieś ubranka które wybierzemy i jakieś buciki. Co ty na to?
- Idelnie. Serio. Ja jeszcze nie wiem co wam kupić. Tobie na pewno ciuszka dlatego mojego nie będziesz odparowywać. A dla reszty coś wymyślę.
- Od razu ci mowie ze ty będziesz miała taki prezent ze dostaniesz zawrotów głowy. - zaśmiała się cicho.
- No zobaczymy. - uśmiechnęłam się delikatnie. Najpiękniejszym prezentem będzie on. Stojący w garniturze, opierający się o framugę drzwi i czekający na mnie. On krzyczący bym się pospieszyła bym ruszyła swój gruby tyłek. O Boże. Pociegnelam nosem. Prezentem byłoby krzykniecie mu ze jestem w ciąży. Mam dwadzieścia sześć lat a nawet nie mam faceta. Ogólnie rzecz biorąc jestem pewna ze on tam gdzieś jest, ze on może układa sobie życie z inna kobieta, może już maja dzieci? A może on zginął i już nigdy go nie zobaczę? A może on jest zimny i jego ciało już nigdy nie dotknie mojego z miłością?
- Nie płacz za nim. - uslyszałam szept mojej przyjaciolki. Przetarłam policzki od łez i pociągnęłam nosem. - On nie wróci. On nie żyje. Zrozum. - chciała położyć swoje dłonie na moich lecz szybko je zabrałam.
- Żyje. Jestem pewna, ze on żyje. On nie mógł zginąć rozumiesz!? - podniosłam lekko głos. - On musi żyć. Niech ułoży sobie życie z inna laska, niech ma z nią dzieci ale ja muszę wiedzieć, ze on żyje bo nie daruje sobie gdy zwątpię.
- Kochasz go? - spytała patrząc mi się w oczy.
- Tak. - szepnęłam.
- To daj mu odejść. Daj mu pójść do nieba. Zapomnij o nim. Daj mu wolność.
- Nie Agata. - wstałam od stołu. Akurat Karaś wchodził do kawiarni. - Nie dam mu odejść.
Gdy kawiarnia była zamknięta zaczęłam sprzątać stoliki. Zostałam sama z Patrykiem. Razem obgarnialiśmy dzienny burdel myjąc przy tym podłogi.
- Idixesz? - spytał stając przy wyjściu. Ja siedziałam na jednym ze stołów i patrzyłam na swoje dłonie.
- Nie chce wracać do tego mieszkania. - szepnęłam zatracając się w uczuciach.
- Czemu? - usiadł na krześle na przeciwko mnie.
- Chciałbyś wracać do mieszkania w którym piec lat temu ruchales się ze swoją dziewczyna a teraz piec lat później jej nie ma? Chciałbyś? Chciałbyś wrócić do mieszkania które dzieliłeś z ukochana osoba? Chciałbys?
- Nie. - stwierdził szeptem.
- Masz odpowiedz. - zamknęłam oczy. A może Agata ma racje? Może powinnam dać mu odejść? Może powinnam zapomnieć o tym, ze on żył? Może powinnam oddać go Bogu? - Czy ty uważasz, ze powinnam o nim zapomnieć? - spytałam przygryzajac dolna wargę.
- Nie. - powiedział. - Nie. A wiesz czemu? - pokręciłam głowa na nie a po policzkach spłynęły mi łzy. - Bo go kochasz. I to jest w tobie najpiękniejsze. Przez piec lat... Piec kat! Trfałaś przy jednym boku, nie zdradziłeś go chodz jaka miałaś pewność ze on żyje? Nie podałaś się! Walczyłaś o niego! O was! Wiec powiedz mki? - staną naprzeciwko mnie opierając ręce po dwóch stronach moich bioder. - Czemu miałabyś go puści? Upuścić? Czemu miałabyś go zatracić?
- Bo go nie ma. - szepnęłam.
- Jest. A wiesz gdzie? - pokiwlama głowa na nie. - Tu. - wskazał palcem na moje serce. - I tu. - i teraz na głowę. - Jest tu. - pokazał cała mnie. - Każda cześć ciebie go kocha. Wiec nie pozwów by jeden cichy głos zakłócił twój wewnętrzny głos. Nie pozwól by przekonanie kogoś, ze Borys nie żyje zabiło twoje uczucie. Bo co jeśli on żyje? Co jeśli jest w niewoli i wojska go odbijają? A wiesz ze nadal to robią?
- Wiem. - powiedziłam pociągając głośno nosem.
- Odpuść wtedy go do ręki dostaniesz jego ciało, gdy zobaczysz go martwego. Wtedy powedz sobie. Warto było czekać i wtedy daj mu odjeść. Zabij go w sobie. - polozyl swoją rękę na moim sercu. - Zabij go tu. Ale nie teraz. Nie uśmiercaj serca pełnego miłości. - popatrzyłam mu się w oczy. - Miej przeczucie, ze czekanie piec lat to wystarczająca ilość bo pokazać całej światu! - rozłożył ręce i wyprostował się. - Ze nadal go kochasz. Pamiętaj! - znowu się nachylił. - Uczucia da stad a nie stad. - najpierw pokazał na głowę a potem serce. Uczucia to mózg a nie serce. No tak! - I pamiętaj. - popatrzyłam się w jego oczy. - To ty czekałaś piec lat, a nie twoje przyjaciółeczki. Do jutra Karolina.
- Do jutra. - uśmiechnęłam się wewnętrznie.
CZYTASZ
WOW /// Bedoes
FanfictionDziewietnasto letnia Karolina Szcześniak, siostra Taco Hemingway'a pracuje w małej kawiarni. Pewnego dnia jej znajomi i proszą ja o przysługę która powoduje, ze jej życie się zmienia. Chyba na zawsze.