*trzydzieści sześć lat później*
/Borys
Siedziałem w fotelu na tarasie oglądając piękne widoki gór, słońce rozpościerało się nad ostrymi szpicami szczytów lekko oblegając moja twarz. Lód powoli się roztapia ale Bieszczady nie próżnują i zima nadal w pełni trwa. Piękne widowisko, gdy z rana słychać szum małego strumyczka tam gdzieś hen na dole szmer strumyka a gdzieś daleko ptaszek sobie ćwierka swoją pieść do ukochanej. Zrobiłem łyka kawy i usłyszałem krzyk z dolnej części domu.
- Tato! Jakieś dwie panie do ciebie!!! - powoli dźwignąłem się z krzesła i ruszyłem chwiejnym krokiem ku schodom. Postawiłem powolny krok na pierwszym, drugim, trzecim i kolejnych stopniach które prowadziły mnie do stłumionych rozmów i cichych pisków Zosi i Kornela. Mali już wcale nie byli tacy mali. Gdy stanąłem w progu, kobiety były jakby totalnie inne ale jednak bliskie i przede wszytkim takie same. - Tato to są te panie.
- To ja może zrobię herbatkę? - Agata odezwała się idąc w stronę kuchni. Obejrzałem się za nią i usiadłem powoli na sofie. Kobiety czekały jakby na przywitanie. Dopiero po chwili zrozumiały ze mają siadać i że ich chyba nie znam.
- Panie Borysie. - podniosłem powoli głowę i ujrzałem w ich oczach iskierkę czegoś znanego, takiego figlarstwa. Mój umysł szwankował mam już siedemdziesiąt lat. - To my. Lilli i Zuzia Malinowskie. - kobiety powiedziały i uśmiechnęły się szczerze. - Szukałyśmy pana i Karolinki trzydzieści lat i nadal nie wierzymy ze się udało.
- Gdzie jest Karolinka? - teraz zabrała głos Zuzia z wielka nadzieja w oczach.
- Zmarła przy porodzie. - stwierdziłem a bliźniaczki otworzyły szeroko buzie.
- Co? - Zuzia zapytała uważnie mi się przyglądając.
- Urodziła i wzięła Mateusza na ręce i szepnęła tylko - wspomnienia wracają jak bumerang. - Kochanie nazwijmy go Mateusz Jacek. By nie zapomnieć o Żabie i o tacie. Tak też zrobiłem. Ale Karolinka już nigdy nie otworzyła oczu. - szepnąłem. Nikomu nigdy tego nie mówiłem. Nawet Mateusz - mój syn - wstał od stołu i zaczął przeczesywać ręka włosy.
- Czemu mi nie powiedziałeś? - spytał wściekły.
- A miałem? To moja decyzja czy informuje się o tym jak zginęła twoja matka. Prawda? - zapytałem.
- Jak było na prawdę? - mój syn syknął i stanął nademna. Miał blond włosy i czekoladowe oczy. Był jak moja żona. Dopadły mnie wspomnienia.
Karolina krzyczała i błagała by już urodzić. Lekarz męczył się z porodem już dwie godziny i z tego co mi było wiadomo to nie miał zamiaru skończyć. Mija kolejne pół godziny i na świat przyszedł nasz malutki synek. Taki słodki.
- Synek. - lekarz powiedział uśmiechnięty. - Maja państwo cztery minuty. Można wymyślić imię, zaraz wracam. - tak nie można zrobić nie? Lekarz nie może wyjść z sali zaraz po porodzie dziecka totalnie bez opieki nad nim.
- Don't you know I'm no good for you - moja żona śpiewała głaszcząc nasze maleństwo po główce. -
I've learned to lose you, can't afford to
Tore my shirt to stop you bleedin' - cmoknęła mnie w usta a potem go w czółko. Był taki słodki... -
But nothin' ever stops you leavin'Quiet when I'm coming home and I'm on my own
I could lie, say I like it like that, like it like that
I could lie, say I like it like that, like it like that - uśmiechnęła się nikle i prawie płakała ze wzruszenia. Nasze dziecko... Ona nawet teraz jest idealna. -Don't you know too much already
I'll only hurt you if you let me - przygryzła dolna wargę. -
Call me friend but keep me closer
And I'll call you when the party's over - pokiwała palcem na nie uśmiechając się szeroko, jak to ona. -Quiet when I'm coming home and I'm on my own
And I could lie, say I like it like that, like it like that
Yeah I could lie, say I like it like that, like it like that - wzruszyła ramionami a chłopiec przestał płakać i jej uważnie słuchał. -But nothing is better sometimes
Once we've both said our goodbyes
Let's just let it go
Let me let you go - pokazała daleko przed siebie dłonią. Pielęgniarki były bliskie łez. -Quiet when I'm coming home and I'm on my own
I could lie, and say I like it like that, like it like that
I could lie, and say I like it like that, like it like that - popatrzyła na mnie kończąc. - Nazwij go Mateusz Jacek, by niezapomniec o Żabie i tacie. - szepnęła i oddała pielęgniarce malucha.- Mateusz. Ładnie. - powiedziałem głaszcząc ja po głowie.
- Pamiętaj Borys. Kocham cię i będę zawsze na ciebie czekać. - szepnęła i w stali odniósł się wielki pisk.
- Tak jak mówiłem. Stanęło jej serce.
Bliźniaczki zostały do późnego wieczora a gdy wyszły umyłem się i z przeczuciem ubrałem się bardzo ciepło. Położyłem się pod kołdrą i zasnąłem. (sorki ale muszę serio)- Pięknie tu co? - obróciłem się gwałtownie widząc małą postać na skraju urwiska. Miała piękne długie blond włosy. - Siadaj. - szepnęła a ja to zrobiłem. Następnie położyłem się na jej kolanach i uświadomiłem sobie ze jestem młodym sobą. Mam może dwadzieścia lat?
- Co się dzieje? - zapytałem patrząc na najpiękniejsza kobietę na świecie.
- Pamiętasz nasz pierwszy miesiąc związku? Przychodziliśmy tutaj dzień w dzień. Pamiętasz?
- Tak. Ale co się stało?
- Umarłeś Borys. - stwierdziła.
- Słucham?
- Umarłeś i masz dwadzieścia lat. A ja dziewiętnaście. - szepnęła całując mnie w usta.
- Co to oznacza?
- Na zawsze razem. - szepnęła szeroko się uśmiechając.
- Na zawsze tak do końca?
- Skazani na wieczność.
- Mi pasuje taka wieczność. - powiedziałem i ucałowałem ja w usta z utęsknieniem. Moja mała Karolinka. Moja ukochana żona.
~~~
Koniec!!!
Happy End! Jestem z siebie tak dumna! O Boże dopisałam to do końca mimo ze miałam wiele momentów gdy chciałam to po rostu pierdolnąć gdzieś i nie wracać. Chciałam jebnąć telefonem o ścianę i krzyczeć: Chuj ci w dupe! Wiem ile błędów popełniłam a jeszcze więcej pewnie nieświadomie ale co ja poradzę? Tylko człowiek jestem.Borys i Karolina... Ojejusiu. To był dramat! Serio. Z Karolina utożsamiałam się ja, a z Borysem? Samego Borysa! Karolina to taka druga ja wiec jak coś to macie tutaj całą mnie. Łatwa w obsłudze jestem co?
Bardzo wam dziękuje ze wytrwaliście do końca i kocham was!!!
Możecie pisać jakiego chcecie kolejnego rapera to postaram się spełnić wasze marzenia. Słowo.
°sstanlove°
A tak szybko zapraszam tutaj
CZYTASZ
WOW /// Bedoes
FanfictionDziewietnasto letnia Karolina Szcześniak, siostra Taco Hemingway'a pracuje w małej kawiarni. Pewnego dnia jej znajomi i proszą ja o przysługę która powoduje, ze jej życie się zmienia. Chyba na zawsze.