6

1.2K 60 6
                                    

~~~pół roku później~~~

/Karolina

- Patryk! - krzyknęłam do mojego przyjaciela z uczelni. Razem pracowaliśmy w kawiarni a teraz szykowaliśmy ją na święta. Zbliżało się Boże narodzenie. Mija pięć lat od kąd nie ma ze mną Borysa.

- Co? - wychylił się za lady. Gdy zobaczył obraz mnie stojącej na drabinie z rękoma wyciągniętymi do góry i próbująca przymocować ozdobę lekko się zaśmiał i od razu do mnie podszedł. Przytrzymał drabinę i mnie przez co w spokoju duszy dokończyłam to co miałam zdobić.

- Dzięki za pomoc. - szepnąłem schodząc z drabiny. Patryk był wysokim brunetem o mocnej budowie ciała. Niewiadomo jak przystojny to on nie był ale nadrabiał charakterem.

- Spoko. - powiedział i znowu zniknął za ladą. Po dwóch godzinach roboty uznałam, ze zasadniczo brakuje jeszcze tylko choinki która jest na zapleczu i zapachu jabłek z cynamonem. Albo pomarańczy z goździkami.

- Patryk? - spytałam a ten wyszedł z zaplecza z choinka w dłoniach. Jeszcze ona i do domu. - Lepszye jabłko z cnamonem czy pomarańcza z goździkami?

- Definitywnie pomarańcza. - usmiechełam się miło i ruszyłam rozkładać choinkę. - Mam pytanie. Masz chłopaka? - spytał niepewnie. Wzięłam głęboki oddech i w oczy mnie zapiekły.

- Nie wiem. - szepnęłam ledwo trzymając łzy.

- Jak to nie wiesz? - zadzwonił mi telefon.

- Przepraszam. - odebrałam i wyszłam z lokalu. Było pełno śniegu a minusowa temperatura dała się we znaki nawet gdy na sekundę wyszłam z cafejki. - Halo?

- Karolina. - Agata mówiła szczęśliwa.

- Co? - lekko się zaśmiałam przechodząc z nogi na mogę.

- Nie uwierzysz.

- Co!? - starszy pan który koło mnie przechodził spojrzał na mnie lekko przestraszony.

- Jestem w ciąży!

- Aaa! - krzyknełam przez co ludzie na ulicy spojrzeli na mnie dziwnie. - Zajebiscie! Mati wie?

- Jeszcze nie. Powiem mu to na święta.

- O tak. Boże! Ale się cieszę! Za chwile będę u ciebie. Patryk sobie poradzi. Kocham cię Agata! - rozłączyłam się i wpadłam do środka. Ubrałam szybko kurtkę i narzuciłam płaszcz. - Patryk. Przepraszam! - krzyknęłam wbiegając po moja torbę. - Ale muszę lecieć do przyjaciółki. Dasz radę sam?

- Dam. Spoko. A co się stało?

- Jest w ciąży! - krzykełam i przytuliłam się do niego. - Do jutra!

   Wsiadłam do auta które piec i pół roki temu podarował mi Borys. Musiał trafił do naprawy bo przez cztery lata stał w garażu. Odpaliłam go co zajęło mi około minutę. Jeszcze się rozrusza. Trzydzieści minut później byłam u Agaty piszcząc ze szczęścia. Wskoczyłam jej w ramiona i płakałam. Oczywiście ze szczęścia. Czy to mogłabym być ja?

- Nawet nie wiesz jak się cieszę. - wytarlam łzy.

- Wiem. Jeszcze bardziej niż ja. Będę wyglądać jak hipopotam. - zaśmiała się cicho.

- Czemu jak hipopotam? - Karaś wszedł do domu. Sparaliżowało mnie.

- Bo jadłyśmy dzisiaj same tłuste rzeczy? - odparłam po chwili totalnie naturalnie. - Każda z nas zjadła coś z KFC ja zjadłam Calofornia Twister a potem z Maka McWrapa z bekonem. A ona? Ona to w ogóle. Weź uważaj bo przytyła z dwadzieścia kilo. - zaśmiałyśmy się jak najnaturalniej się dało.

- To jak Karolina utuczyłaą to teraz odchudz. - zaśmiał się Mateusz i pocałował swoją żonę w usta. Wypuscilam powietrze ustami. Tego już za wiele.

Wróciłam do mieszkania i położyłam kluczyki na stole. Poszłam do kuchni. Nastawiłam wodę na herbatę. Dzisiaj cynamonowa! O tak! Kochałam ja pic gdy było zimno jak dziś. Lubiłam taka pogodę, nikt nie widział łez. W domu było ciemno, jak na dworze i w moim sercu. Nikłe się uśmiechnęłam na myśl, ze może w pokoju obok jest on, mój ukochany Borys. Prychnelam cicho i włączyłam radio. Gdy usłyszałam pierwsze nuty muzyki uświadomiłam sobie, ze wole ciszę. Wole gdy cisza wita moje uszy, gdy ciepło domu otula mnie i próbuje naśladować Borysa. Zrobiłam herbatę i otuliłam się kocem siadając na sofie. Gdy już wypiłam zawartość lekko przysypiałam ale nagle zadzwonił mi telefon. Agata?

- Halo? - była północ.

- Karolina... - zamarła na chwile. Poprawiłam się na sofie. - Wprowadzisz się do nas?

- Słucham? - zaśmiałam się cicho.

- Siedziesz w tym mieszkaniu rok, sama. Potrzebujesz towarzystwa.

- Ale ja mam towarzystwo. - powiedziałam lekko niepewna.

- Kogo?

- Dusze Borysa. On tu jest. Przy mnie. Pilnuje mnie, bym sobie nic nie zrobiła.

- On nie żyje. Nie ma go piec lat a od dwóch zero kontaktu z nim. Pogódź się z tym Karolina. On nie żyje.

- Zapał iskrę wiary a nie znicze. - powiedziłam rozliczając się. Popadłam w histeryczny płacz.

   Gdy rano wstałam zauważyłam, ze jest ósma rano. Czyli mam godzinę by dojechać do pracy i się ogarnąć. Jak spacer po parku*. Gdy weszłam do kawiarni jeszcze nikogo nie było. Ale choinka ubrana. Pierwszy klient.

- Dzień dobry. Co podać? - spytałam.

- Jakieś ciasto sezonowe. - zapisałam ciasto cynamonowe. - I jaka kawę rozgrzewająca. - to tez zapisałam m.

- Dobrze. To będzie trzydzieści jeden złoty i może pan usiąść sobie przy którymś stoliku. - uśmiechnęłam się miło. Mężczyzna dał mi trzydzieści piec złoty.

- Bez reszty.

- Dziękuje. - miło z jego strony. Podałam mu zamówienie i wróciłam za ladę. Dopiero teraz zoabczyłam kartkę. Przeprosiłam Karolina ale będę o dziesiątej dzisiaj. Potrzebuje snu... Kochan cię! Papa! Świetnie. Ja nie dam radny? Ja dam radę! Wszedł kolejny klient. Zabawa się zaczyna!!!

*Spacer po parku - ja tak mowie gdy coś jest bardzo proste. 💋

WOW /// BedoesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz