21/epilog1/3

1.8K 105 21
                                    

/Mateusz

  Moja dziewczyna podała mi list. O co chodzi? Otworzyłem go i zacząłem powoli czytać.

    No o czym by tu... Okej mam. Nienawidzę cię ale zarazem kocham. Wiesz przyjaciel na zawsze. Ale No. Bogowi się coś pojebalo i wjebał mi raka do ciała. Wiec no tak...
  Wyleciałam do stanów by się uratować i teraz tak...
   Nie wiem czy wrócę. Wiec od razu ci to powiem. Byłeś zawsze, dzięki tobie zaczęłam spotykać się z Borysem i to było największym darem od ciebie. Zesłałeś mi go jak anioła. Kocham go i ciebie nad życie. Nigdy nie czułam takiego bólu jak w momencie gdy pisze ten list. Siedzę na ławce w parku. Ptaki lekko ćwierkają lecz nadal jest chłodno. Otulona szalikiem w płaszczu pisze na kolanie list do ciebie. Tak mi głupio. Na prawdę. Boże przepraszm.
   No okej, walić zasadniczo. Wyobraź sobie ze lekko się zaśmiałam. Ale tak... leczenie przewidywane jest na pół roku, jak coś się omsknie to rok. Ale wiesz... Może być tak ze nie wrócę. A jak już wrócę to w trumnie, ale bądź dobrej myśli! Co ja się oszukuje. Nie będzie dobrej myśli.
   Mateusz przekaz Monice, ze dziękuje jej ze zastąpiła mi Kasie gdy jej potrzebowałam i przeproś ze ja taka nie potrafiłam być.
   Do zobaczenia Mateusz. Kiedyś.

Japierdole. Zacząłem głośno płakać. Zacząłem łkać jak małe dziecko. Moja przyjaciółka ma raka!? I wyjechała!? Już za nią tęsknie a nawet nie posmakowałem jej braku.

/Marcin

- Kochanie! - krzyknęła moja żona.

- Tak?

- Jakaś pani przywiozła ci list. - oddałem jej nasza córkę i zabrałem list. Yhym.

- Chodz przeczytany go razem. Co? To od... Karoliny? - wybiegłem przed dom. Jej mama odjechała. UA. - No okej. - usiadłem koło nich. Czytamy.

   Boże wiedz ze to mój trzeci list. Daje słowo. Poczuj ze się zaśmiałam. Podobnie jak Matusza pisze go w parku, ptaki lekko ćwierkają a ja w szaliku i płaszczu. Pięknie tu.
   Nie będę owijać w bawełnę. Znamy się szmat czasu i wiesz ze ostatnio się zmieniłam i nie tylko z wyglądu.
   Mam raka. Uuu, jak mogłaś to ukrywać!? Normalnie. Zaczelibyście zbierać pieniądze czy coś w tym stylu a ja znalazłam pomoc. Zostawłam was w Polsce i wyleciałam do stanów. Uuu. Światowa dziewczyna. No coś w tym stylu ale nie uśmiecha mi się spędzić kolejne pół roku w szpitalnym szlafroku.
   No właśnie... Moje leczenie jest przewidywane na pół roku ale jak nie wyjdzie to rok. Potem wracam do Polski. Nie ważne czy o własnych siłach czy w trumnie. Nie śmieszne wiem. Ale wyobraź sobie ze ja siedząca w parku na ławce waśnie się z tego śmieje. Z mej bezradności co do życia. Wiesz ile mam lat a siedzę na kawce w parku pisząc listuypożegnalne. Na serio. To jest po prostu śmieszne. Ja mam tylko dziewiętnaście lat.
   Wystarczająco by wziąć odpowiedzialność za swoją chorobę, ale zbyt mało by ją mieć.
   Nienawidzę swojego życia. Ugh. Jednymi momentami były te z Borysem. Gdy on zajmował cały moj umysł. Oh tak. To było coś. Te momenty kochałam. Momenty z wami tez były świetne. Dobra Marcin powedz mi jedno.
   Czemu ja?
   Powedz twojej żonie ze ja pozdrawiam i ucałuje odemnie swoją córkę. Kocham na was patrzeć i kocham was.
   Do zobaczenia Marcin. Kiedyś.

   Spojrzałem na swoją żonę. Zacząłem gorzko płakać. Przytuliła mnie. O kurwa. To bolało.

/Kuba

- E Kuba! List do nas! - zaśmiała się. - Patrz od kogo! Od Karoliny. Wow.

- Karoliny? - spytałem. O na serio. - Co jen się urodziło w głowie?

- Nie wiem. Może przeczytajmy? - Roksana pstrykania mnie w nos.

   Ugh. Pisze ten list jako czwarty? Boże to się robi nudne ale każdemu mam coś do powiedzenia. Roksana... Kuba... Mam raka! Tak wiem jestem do dupy bo nic nie powiedziałam. Ale co miałam powiedzieć? „Eee słuchajcie. Bo mam raka. Także zajebiscie" No chyba nie.
   Wyobrażacie mnie sobie siedząca w Café Belga ubrana w zwiewna bluzkę i krótkie spodenki. Siedzę nad małą kartką pisząc to i płacze. Serio.
   Myśle co natchnęło tego Boga by to mi zrobić? Ja mam tylko dziewiętnaście lat? Ugh. Błagam was zabijcie mnie. Ale do rzeczy.
   Jestem w stanach wrócę od pół roku do roku. I tu teraz strzelajcie. Martwa czy żywa? Wyobraźcie sobie ze teraz się śmieje, cicho, ale się śmieje. Śmieje się z mojego losu. To zart nie? Wiecie jakie to męczące gdy patrzy się ja kartkę z wynikami dwa razy dziennie próbując wyszukać błędu, ze to jednak nie ja, ale los nie lubi mnie i na tej jebanej kartce nie było żadnego błędu!!!
   Dziękuje wam za wszytko.
   Do zobaczenia Roksana, Kuba. Kiedyś.

   Roksana wybuchła gorzkim płaczem. Przytuliłem ja do siebie. Z moich oczu upłynęły dwie pojedyncze łzy.

WOW /// BedoesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz