Rozdział 2

859 73 1
                                    

Dziś padało. Z okna można było obserwować ciemne chmury, tłoczące się po całym niebie. Po szybie spływały strugi wody. Świat pogrążyła szara depresja. Kolejny dzień, którego nie miałem ochoty rozpoczynać.

Leżałem na łóżku pod ciepłym kocem. W delektowaniu się tą chwilą przeszkodziło mi tykanie wskazówek zegara, które nagle stały się nieznośne dla moich uszu. Spojrzałem w stronę znienawidzonego przedmiotu, który wskazał godzinę 9:30. Przeciągnąłem się i postanowiłem, że wstanę. Włożyłem na siebie moje ulubione czarne spodnie z dziurami na kolanach i czarny t-shirt z logiem Marvel'a. Czarny Jack w czarny dzień.

Brook w tym czasie jeszcze smacznie spał. Miał otwarte usta i rękę uniesioną nad głową. Ten widok wywołał lekki uśmiech na mojej twarzy. Kołdra okrywała mu nogi tylko do kolan, więc sięgnąłem po jej narożnik i okryłem go po szyję. Przez chwilę stałem przy łóżku. Przysunąłem bliżej swoją twarz. W tym momencie Brook otworzył oczy, które znalazły się w jednej linii z moimi.

- O mój Boże, Jack! - wydarł się chłopak. Usiadł gwałtownie na łóżku, a jego pierś szybko unosiła się i opadała.

Strach w jego oczach zmusił mnie do parsknięcie głośnym śmiechem. Usiadłem na podłodze i trzymałem się za brzuch, nie mogąc się opanować. Mina chłopaka nadal była krzywa, gdy schodził po drabince.

- Przestraszyłeś mnie - powiedział, jakbym sam się tego nie domyślił.

Usiadł obok na dywanie, po czym zaczął napierać na mnie całym sobą i łaskotać. Kolejna dawka głośnego śmiechu wydobyła się przez moje usta. Próbowałem wydostać się spod ciała blondyna, lecz ten był silniejszy i moje próby nie były wiele warte. Gdy przestał delektować się moim cierpieniem zawisł nade mną. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.

- Często się tak na mnie gapisz, gdy śpię? - zapytał z uśmiechem, pokazując swoje białe zęby.

- Może - powiedziałem wymijająco i odwróciłem twarz.

Czułem napływającą do moich policzków krew. W tym czasie Brook włożył mi rękę pod koszulkę. Lekko uniósł ją do góry odsłaniając czerwoną od łaskotek skórę. Zaczął gładzić kciukiem miejsce powyżej linii bokserek. Podjąłem próbę wstania z podłogi, ale w tym momencie blondyn znów opadł na mnie swoim ciałem.

- Brook, wiesz, że dużo ważysz? - zapytałem kładąc rękę na jego plecach.

Tak naprawdę wcale nie przeszkadzał mi jego ciężar, ale chciałem stworzyć choć niewielkie pozory, że jest inaczej. Może ten dzień wcale nie będzie taki zły.

- To same mięśnie - powiedział.

Wtulił twarz w moją szyję. Leżeliśmy w tej pozycji kilkanaście sekund, aż mój przyjaciel postanowił ze mnie zejść. Wyprostował się i podszedł do szafy, by coś na siebie włożyć. Wybrał pomarańczową koszulkę i szorty. Ja również wstałem. Udałem się do łazienki i gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi na moich ustach zawitał szeroki uśmiech.

Po kilku minutach w toalecie udało mi się zdusić to głupie szczerzenie się do samego siebie. Wyszedłem z niej i udałem się do salonu, gdzie zastałem Ryan'a i Mikey'a wcinających  płatki z mlekiem. Z pełnymi ustami śpiewali piosenkę, której cover ostatnio wrzuciliśmy na YouTube.

- Justin Bieber się przy was chowa.

- Tak, myślę, że nieźle by się zawstydził słysząc ten śpiew godowy dorodnych samców - powiedział Harvey, którego wcześniej nie zauważyłem.

- Zakończcie już te sarkastyczne komentarze - rzucił Ryan, któremu część posiłku wypadła z ust na koszulkę.

- Zakończ już to nieudane śniadanie i włącz jakiś film, który będziemy mogli obejrzeć, bo myślę, że w tą pogodę i tak nikt nie ma planów - powiedział Harvey. - Chyba, że się mylę.

- Ymm... jesteś pewien, że chcesz powierzyć mu to zadanie? - zapytał Mikey unosząc prawą brew.- Skończymy oglądając beznadziejny film z burgerami w roli głównej.

- Ej! To jest naprawdę świetny film - bronił się Rye.

- Gdy ma się dwanaście lat na pewno jest niesamowity - podsumowałem.

- Przecież mamy niewiele więcej.

Ostatecznie włączyliśmy film o superbohaterach. Z tego powodu z początku Ryan był nieco naburmuszony. Chyba spędzał ostatnio zbyt dużo czasu w towarzystwie młodszych braci, którzy są fanami latających burgerów. Przeszło mu, gdy Andy, usadowiony obok oparł się o jego ramię i pozwolił się miziać. Szatyn gładził blondyna po głowie, z czego najwyraźniej oboje czerpali satysfakcję.

Siedziałem z Brooklyn'em na dywanie. Po naszym niecodziennym zbliżeniu w pokoju w mojej głowie narodziła się mała nadzieja na kolejne chwile bliskości. Blondyn jednak nawet na mnie nie spojrzał. Siedział nieruchomo, trzymając się za kolana i z zainteresowaniem wpatrywał się w ekran. Był miłośnikiem Supermen'a. Miał wiele par bokserek z jego logiem na tyłku. Uważałem, że to słodkie.

- Zatrzymajcie na chwilę chłopcy - poprosił Andy odrywając się od ramienia Ryan'a. - Muszę do toalety.

Mikey trzymający pilot spełnił tę prośbę, cucąc tym samym wciągniętego bez reszty Brook'a. Chłopak spojrzał w górę na wolne miejsce pomiędzy Ryan'em a Harvy'm i z uśmiechem na twarzy się na nie wsunął.

Z łazienki wrócił  Andy. Zmierzył Brooklyn'a zabójczym wzrokiem, ale ten prawdopodobnie tego nie zauważył. Poczłapał nogami i zajął miejsce obok mnie.

Włączyliśmy ponownie film. Tym razem Brook nie był już nim tak bardzo zainteresowany. Jego uwaga skupiła się na przystojnym szatynie.

Mimo tego, że siedziałem na dywanie, kątem oka obserwowałem poczynania „Rylyna".
Poczułem nieprzyjemne ukłucie w brzuchu, gdy obiekt moich westchnień przywarł policzkiem do twarzy Rye'a. Przytulali się i podszczypywali  nawzajem w uda. Nie mogłem przebywać w tym samym pomieszczeniu, co ta dwójka.

- Źle się czuję - oznajmiłem, kładąc sobie dłoń na czole i wyszedłem z pokoju.

Jealous boy | RoadTrip |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz