Rozdział 21

645 59 26
                                    

Po obejrzeniu kilku odcinków wyłączyliśmy laptopa. W końcu życie nie polega tylko i wyłącznie na oglądaniu seriali. A szkoda. Czasami mam ochotę wejść do innego świata, pozostawiając własny w tyle.

Andy przeciągnął się i usiadł, opierając się plecami o ścianę. Jego wcześniejszą podpórką było moje ramię, w którym poczułem lekkie mrowienie, gdy się odsunął.

- Nie przeprosiłem cię jeszcze za ostatni wieczór - powiedział.

- Nie ma o czym mówić. Wszystko w porządku - zapewniłem zawstydzonego blondyna.

- Dziękuję, że tam ze mną zostałeś i zadzwoniłeś po Ryan'a. Nie wiem, co by się stało, gdyby cię przy mnie nie było.

Dzwoniłem po Mikey'a, ale był to szczegół.
Chłopak objął mnie, opierając brodę na moim ramieniu.

- Jesteś moim przyjacielem. Nie mógłbym cię zostawić, tym bardziej w takim stanie - zaśmiałem się.

Wstałem, żeby się wyprostować. Za oknem panowała już ciemność. Mimo tego w świetle lampy ulicznej dostrzegłem znajomy samochód.

- Blair przyjechał.

Po chwili blondyn znalazł się obok mnie, również spoglądając przez okno. Usłyszeliśmy dzwonek, po raz drugi dzisiejszego dnia. Ruszyłem, by otworzyć drzwi. Zostałem jednak uprzedzony przez Beamount'a. Chłopak stał w bokserkach (tym razem różowych) na progu i obejmował menadżera zespołu.

- Też się cieszę, że cię widzę Ryan - powiedział Blair, poklepując go po plecach.

Zaprosiliśmy go do środka, uprzednio wynosząc suszarkę na pranie z korytarza, żeby umożliwić przejście. Bałagan w tym mieszkaniu można już było spokojnie nazwać syfem. Na szczęście mężczyzna był już przyzwyczajony do takich widoków w naszym domu. Myślę, że mu nie przeszkadzał. Mimo tego wypadało się w końcu wziąć za porządki. To zadanie zapewne przypadnie mnie i Andy'emu. Z resztą jak zwykle.

Gdy już wszyscy skończyliśmy się z nim ściskać, udaliśmy się do salonu. Na środku stołu leżało pudełko od pizzy z niedojedzonymi kawałkami w środku.

- Przyjechałem, żeby wam coś ogłosić, ale najpierw opowiadajcie, co u was?

- Nie będziesz nas trzymał w niepewności. Natychmiast wyjaśnij, o co chodzi - odezwał się żartobliwie Andy.

- Jedziemy w trasę.

Był naszym menadżerem i to on decydował o terminach naszych koncertów. Ta wiadomość spotkała się z wielką radością chłopaków, a także samego Blair'a. Zaczęli skakać, wykrzykując przy tym nazwę naszego zespołu. Głośne „RoadTrip" na pewno usłyszeli sąsiedzi z naprzeciwka. Wyjątkiem byłem ja i niebieskooki brunet. Stałem, wpatrując się w jego postać. On natomiast lustrował podłogę. Oboje wiedzieliśmy, że zaraz będzie musiał powiedzieć coś, co zgasi cały ten entuzjazm.

- Dlaczego się nie cieszycie? - zapytał Ryan, jako pierwszy spostrzegając nasze odmienne zachowanie.

Chłopcy zamilkli. Przenosili spojrzenie z Mikey'a na mnie i odwrotnie. Widziałem, jak Cobban'owi drżą ręce.

- Muszę wam coś powiedzieć - wydusił z siebie.

Podszedłem do niego i położyłem rękę na jego plecach. Chciałem go wesprzeć. Miało mu to dodać otuchy, ale wątpię, że rzeczywiście tak było. Wziął głęboki wdech i wydech.

- Jestem uzależniony od heroiny - powiedział, nie patrząc nikomu w oczy.

Przez dłuższy czas nikt nic nie powiedział. Wszyscy wpatrywali się w Mikey'a, zapewne zastanawiając się, czy przyjaciel przypadkiem nie żartuje. Pierwszy znów zareagował Ryan:

- Usiądź i wszystko na spokojnie wyjaśnij.

Brunet usadowił się na kanapie i zaczął mówić. Słuchałem tej historii po raz drugi. Tym razem nie towarzyszyła mi złość, ale pewnego rodzaju smutek. Przez cały ten czas Beamount gładził rękę chłopaka, w celu jego uspokojenia. Nikt nie śmiał mu przerwać, żeby zadać pytanie, mimo tego, że Mikey co chwilę zatrzymywał się, by móc wziąć głęboki wdech. Trzęsły mu się kolana. Na końcu oznajmił, że zmusił się do wyznania tego tylko dzięki mnie. Gdybym go nie nakrył nadal faszerowałby się narkotykiem. Osobiście uważałem, że moje podejście do sprawy nie było odpowiednie. Powinienem zareagować od razu. Powiedzieć o tym chłopakom, by mu pomóc, a nie zgadzać się na przemilczenie.

Ryan przybliżył się do chłopaka, obejmując go. Cała reszta poszła w jego ślady. Przez kilka dłuższych chwil trwaliśmy w grupowym uścisku. Chcieliśmy pokazać, że jest dla nas ważny i na pewno nie zamierzamy zostawić go z tym problemem samego. Zawsze mógł liczyć na wsparcie każdego członka zespołu.

- Przepraszam, że wszystko zepsułem. Tak strasznie źle się z tym czuję.

Jego ciałem zawładnął jeszcze bardziej niespokojny oddech, co finalnie doprowadziło do szlochu. Ryan ponownie przylgnął do piersi chłopaka.

- Najważniejsze, żebyś otrzymał teraz odpowiednią pomoc - powiedział Blair, odpychając Beamount'a i klękając przed brunetem. - Znam świetny ośrodek, w którym leczą uzależnienia. Myślę, że nie ma na co czekać. Idź się spakować.

- Uważasz, że przyjmą Mikey'a od razu, jak go tam zawiedziesz? To mało prawdopodobne - oznajmił Brook, krzyżując ręce.

- Ośrodkiem kieruję mój dobry znajomy. Nie będzie żadnych problemów z przyjęciem.

Widząc zagubienie przyjaciela, chwyciłem go za rękę i pociągnąłem w stronę jego pokoju.

- Chodź, spakujemy twoje rzeczy.

Wyciągnąłem walizkę z szafy i zacząłem wkładać do niej ubrania. Mikey nie był w stanie tego zrobić. Siedział na łóżku, wpatrując się w przestrzeń. Próbowałem z nim rozmawiać. Mówiłem, że wszystko będzie dobrze. Wyleczą go i do nas wróci. Znów będziemy mogli jeździć na koncerty i spotykać się z fanami. Jednak on był nieobecny.

Do pokoju wkroczył Andy. Oznajmił, że skontaktowali się już z bratem Mikey'a, który postara się jak najszybciej przylecieć ze Stanów. Podszedł do chłopaka, również próbując sprowadzić go na ziemię. W końcu zrezygnował i pomógł mi wybrać najpotrzebniejsze rzeczy, które spakowaliśmy do walizki. Kiedy była już gotowa wróciliśmy z przyjacielem do salonu. Tam czekała na nas reszta. Blair miał już na sobie kurtkę, a w ręce trzymał klucze od samochodu. Nie mogliśmy jechać wszyscy, bo nie było tyle miejsca w samochodzie, a ośrodek znajdował się około sto kilometrów od naszego miasta. Jechał tylko Ryan.

Zeszliśmy na dół, by tam pożegnać się z Mikey'em. W oczach Andy'ego dostrzegłem łzy. Moje również zrobiły się wilgotne. Uściskałem mocno kręconowłosego. Nie wiedziałem, kiedy będę mógł znowu go zobaczyć. Tęskniłem za nim, choć jeszcze nie wyjechał.

- Będziemy mogli go odwiedzać? - zapytał Brooklyn.

- Myślę, że da się załatwić - odparł nasz menadżer.

Wpakowali się do samochodu i odjechali, a nasza trójka wpatrywała się w oddalające się światła pojazdu. Chwyciłem zimną dłoń blondyna, który miał dziś dziwne humory. Odwzajemnił mój uścisk, ale po chwili mnie puścił i wrócił do mieszkania. Razem z Fowler'em poszliśmy w jego ślady.

Miałem ochotę iść spać wraz z moim złym samopoczuciem. W pokoju nie było mojego współlokatora. Podejrzewałem, że udał się pod prysznic. Usłyszałem powiadomienia przychodzące na jego telefon, który zostawił na komodzie. Moja ciekawość wygrała z uszanowaniem jego prywatności. Na ekranie wyświetliły się kolejno wiadomości:

„Gdzie jesteś?"
„Czekam już 20 minut"
„Jeśli nie zobaczę cię tu za 5 minut, idę"
„Mógłbyś łaskawie odebrać telefon?"
„Dzięki, że mnie wystawiłeś."

Wszystkie wiadomości były od Isabelle - byłej dziewczyny Brook'a, o której jak myślałem zapomniał.

Poczułem ucisk w żołądku, jakby cały zgromadzony we mnie stres zaczął robić fikołki.

Nie wiem, czy ten dzień mógł być gorszy.

Jealous boy | RoadTrip |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz