Rozdział 3

765 69 2
                                    

Wkurzyłem się. Niesamowicie się wkurzyłem. Co on sobie myślał? Najpierw robi do mnie maślane oczy, gdy jesteśmy sami i zachowuje się, jakby pragnął zbliżenia, po czym odwala coś takiego.

Miałem wrażenie, że się mną bawił. Prawdopodobnie już wiedział, że moje uczucia wobec niego są głębsze, niż w stosunku do reszty chłopaków. Nie traktuję go jak zwykłego przyjaciela. Zdradziłem się dziś, czy domyślał się już od jakiegoś czasu? Jeśli w głębi serca wiedział, to tłumaczyłoby te uśmieszki rzucane od pewnego czasu w moją stronę, tak znikąd. Zastanawiałem się wtedy, czy zrobiłem lub powiedziałem coś głupiego. Istniała też możliwość, że ze mną flirtował, może nawet mu się podobam. To drugie nie mogło być jednak prawdą, bo w takim razie po co miałby obmacywać się z Ryan'em. Mógłbym pomyśleć, że chciał wywołać u mnie zazdrość, ale ani razu na mnie nie spojrzał. Nie sprawdzał mojej reakcji na jego poczynania. Wydawał się w całości skupiony na szatynie, podczas gdy po moim ciele roznosiły się bolesne ukłucia. Zazdrość zżerała mnie od środka.

Najwidoczniej nie mam na co liczyć. Jestem zbyt mało atrakcyjny dla kogoś takiego jak on. Moje ciało przypomina patyk, skórę mam bladą, a twarz pryszczatą. Nie to co Ryan z umięśnionym ciałem, silny i nieziemsko przystojny. Mimo wszystko zależało mi na tym głupim blondynie. Marzyłem by chodzić z nim na spacery i kinowe premiery filmów Marvel'a, tylko we dwoje. Zasypiać i budzić się w jego ramionach. Składać pocałunki na jego pięknych ustach. Cóż, marzeń nikt mi nie zabierze.

Zaczęło się to około rok temu. Pewnego wieczoru Brooklyn wpadł do pokoju cały roztrzęsiony. Usiadł na łóżku obok mnie i najzwyczajniej w świecie zaczął płakać. Tego się nie spodziewałem. Łzy spływały po jego różowych policzkach. Przysunąłem się, ująłem jego dłonie w swoje. Zapytałem co się stało. Z początku nie mógł wydusić z siebie słowa, ale po chwili odezwał się. „Wszystko spieprzyłem Jack, to wszystko moja wina" łkał w moje ramię. Był to okres, w którym Brooklyn przeżywał kryzys w związku, więc domyśliłem się o co może chodzić. Obwiniał się o odejście ukochanej. Miał dziewczynę - Isabelle. Ich związek trwał ponad dwa lata. Była to śliczna brunetka o figurze modelki. Często się kłócili z naszego powodu. Dziewczyna uważała, że odkąd Brook jest w zespole poświęca więcej czasu nam niż jej. Mimo tego, po sprzeczce zawsze się godzili i chłopak obiecywał więcej czasu, a dziewczyna mniej zazdrości. Żadnemu z nich nie udało się wytrwać przy obietnicy. Dlatego Isabelle w okrutny sposób postanowiła zakończyć  ich związek, tym samym łamiąc Brooklyn'owi serce. Chciała mu udowodnić, że to z jego winy się rozstają. Zwymyślała go od najgorszych, równając z ziemią. Mój przyjaciel okazał się na tyle głupi, że uwierzył w jej bezsensowne słowa. Wziął je sobie głęboko do serca i poczuł się bezwartościowym śmieciem. Długi czas pocieszałem chłopaka. Myślałem później o tym, jak słaby jestem w pocieszaniu, mało pomocny w poprawie humoru. Na przemian go tuliłem i wpatrywałem się w jego oczy, wyglądające jak dwie wielkie studnie rozpaczy. Nie umiałem pomóc. To był pierwszy i ostatni raz, gdy widziałem go w takim stanie. Właśnie wtedy uzmysłowiłem sobie, że coś do niego czuję.

Nie chodziło tylko o to, że mnie pociągał, bo z innymi chłopakami również doznawałem podobnych kontaktów fizycznych. Tylko obok niego czułem dziwne przewracanie w brzuchu, jakbym połknął kilka motyli.  Dobrze się rozumieliśmy, z resztą nie bez powodu przydzielono nam wspólny pokój. Zawsze mieliśmy tematy do rozmów. Mogliśmy się razem śmiać bez końca, co w moim przypadku było raczej ciężkie do osiągnięcia. Z początku, gdy uświadomiłem sobie, że jestem zakochany w Brooklynie, nie chciałem się do tego przed sobą przyznać. Nigdy wcześniej nie byłem w związku. Nie miałem dziewczyny i nawet nie myślałem o tym, że mogę mieć chłopaka. Było to dla mnie dość dziwne, gdy zrozumiałem, że jestem gejem. Tak, Jack, jesteś gejem. Czułem się nieswojo, choć powinno być odwrotnie, bo przecież orientacja to część mnie, z którą powinno być mi dobrze. Żyjemy w świecie, w którym homoseksualizm jest akceptowany. Nie traktuje się go już jako chorobę. Mimo tego boję się reakcji moich bliskich, gdy w przyszłości będę im przedstawiał mojego partnera. Dlatego nadal nikomu o tym nie powiedziałem.

Usłyszałem skrzypienie drzwi. Gdy spojrzałem w ich kierunku zobaczyłem Andy'ego. Chłopak z blond czupryną usiadł na moim łóżku.

- Jeśli przeszedłeś zapytać jak się czuję, to boli mnie głowa - odpowiedziałem chyba zbyt szorstko.

- Właściwie, to przyszedłem po prostu ci potowarzyszyć. Mnie również boli głowa. - Wypowiadając te słowa pokazał cudzysłów w powietrzu.

Wtedy zrozumiałem, że Andy również nie ma ochoty patrzeć na poczynania Rylyn'a w salonie.

- Pomyślałem, że możemy wspólnie poużalać się nad życiem - kontynuował.

- Podoba mi się ta propozycja - powiedziałem i ułożyłem się wygodnie na łóżku. Chłopak zrobił to samo. Leżeliśmy w milczeniu kilkanaście sekund, dopóki go nie przerwałem.

- Też masz czasami ochotę po prostu wpaść między nich i zacząć krzyczeć? - zapytałem inicjując temat, bo wiedziałem, o czym chce rozmawiać.

- Krzyczeć, tupać i rzucać przedmiotami na wszystkie strony jak sfrustrowane dziecko - odpowiedział bez zastanowienia. - Może powinniśmy wcielić ten plan w życie.

- Jeśli masz odwagę, to proszę, chętnie popatrzę - powiedziałem szczerze się śmiejąc.

Nie mogliśmy dokończyć naszej rozmowy, ponieważ do pokoju wszedł Brooklyn.

- Nie przeszkadzam? - zapytał z głupkowatym wyrazem twarzy. Oboje z Andy'm zmierzyliśmy go zabójczym wzrokiem i nic nie odpowiedzieliśmy.

Jealous boy | RoadTrip |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz