Rozdział 27

597 63 44
                                    

Kolejny dzień z rzędu pierwszym obrazem, który oglądałem tuż po przebudzeniu był półnagi Ryan, leżący na Andy'm. Jego głowa spoczywała na piersi chłopaka. Scena słodka do znudzenia. Szatyn co noc wpakowywał się do łóżka Fowlera, gdy myślał, że już śpię. Za każdym razem był w błędzie. Dlatego czasami wręcz czułem się uczestnikiem intymnego życia Randy'ego.

Nie mogłem spać, odkąd zmieniłem pokój i posłanie, choć nie była to raczej kwestia zbyt miękkiego materaca. Czułem się obco, mimo tego, że mój dawny pokój znajdował się w tym samym mieszkaniu. Byłem przyzwyczajony do obecności Brook'a. Zasypiałem, słysząc jego równomierny oddech i przewracanie się na łóżku. Miałem pewność, że jest bezpieczny. Sam również tak się czułem. Natomiast teraz powróciło coś w rodzaju strachu przed potworem spod łóżka w dzieciństwie. Uczucie niepewności. Brak tarczy, która cię osłoni w razie ataku. Wiedziałem jednak, że nie mogę już przebywać z blondynem w jednym pokoju. Coś się w nim zmieniło. Powoduje to, że gdy tylko na niego patrzę mam ostrze w sercu. To nie jest już mój Brook. Arogancki wobec przyjaciół, choć przez większość czasu od nich odizolowany. Nigdy taki nie był. Zastanawiałem się, co wpoiła mu do głowy Isabelle. Wiedziałem, że dzieje się to przez nią, bo ta dziewczyna jest podstępnym wężem, zdolnym do wyprania mózgu.

Myślałem  o Mikey'u. Martwiłem się o chłopaka, bo od czasu, jak wyjechał, nie mieliśmy z nim kontaktu. Będziemy mogli z nim porozmawiać w tym tygodniu. Miałem nadzieje, że detoks przyniesie oczekiwane skutki i brunet będzie mógł wrócić do nas po nowym roku.

Tęskniłem za rodziną. Miałem ochotę posłuchać plotek mamy, które mnie nie interesowały i spędzić z nią czas na gotowaniu. Ponarzekać na wszystko i wszystkich razem z tatą, pograć z nim w szachy. Obejrzeć telewizję z Emily i kotem na kanapie. Wszystko to miało nastąpić na święta, które swoją drogą już niedługo.

Jednym z moich nocnych tematów przewodnich był też związek Andy'ego i Ryan'a. Chłopcy zostali parą dwa dni po tym, jak doradziłem Andy'emu, by nie przejmował się opinią reszty. Cieszyłem się szczęściem przyjaciół. Nie ukrywam jednak, że byłem też zazdrosny o ich relację. Dlaczego to nie mnie było dane mieć przy sobie bliską osobę?

Wszystko za sprawą znienawidzonej przeze mnie Isabelle. Czasami żałowałem, że nie jestem seryjnym mordercą. Jako mistrz we własnej dziedzinie załatwiłbym tę sukę w bestialski sposób i nikt by się nie zorientował. Jednym ze sposobów, które rozważałem było zakopanie jej żywcem w lesie, po wcześniejszym wycięciu niektórych narządów. Na pierwszy strzał poszłyby nerki. Można je sprzedać za niezłą sumę. W życiu trzeba być przedsiębiorczym.

Bezsenność chyba mi nie służyła. Potrzebowałem jakichś porządnych tabletek, dzięki którym rano będę wyglądał jak człowiek, a nie trup. Tego dnia wstałem z zamiarem ich kupienia.

Wygramoliłem się z łóżka i ubrałem koszulę w paski oraz moje ulubione czarne spodnie z dziurami na kolanach. Nakarmiłem Kalę, która domagała się posiłku także dzisiejszej nocy. Wiedziałem, że przez nadmierne ilości jedzenia niedługo zacznie się toczyć po podłodze. Mimo tego nie potrafiłem się powstrzymać przed włożeniem czegoś do jej miski, gdy wpatrywała się we mnie tymi dużymi oczami.

Udałem się do toalety, aby doprowadzić swoją twarz do ładu. Ogoliłem swój kilkudniowy zarost, umyłem zęby i ułożyłem włosy. Chciałem wyjść z pomieszczenia, ale w momencie gdy wystawiłem jedną nogę za drzwi, ktoś w tym samym czasie miał zamiar wejść do środka. W efekcie tego wpadł na mnie i wepchnął z powrotem do łazienki. Był to Brook. Moje serce kilkukrotnie przyspieszyło, kiedy mnie przytrzymał, abym nie upadł. Szybko jednak mnie puścił. Przez dwie sekundy patrzyliśmy sobie w oczy. Potem odwróciłem wzrok i ponownie skierowałem się do wyjścia. Poczułem jego dłoń na ramieniu, kiedy mówił:

- Zaczekaj.

Zatrzymałem się, ale nie odwróciłem w jego stronę. Byłem zaskoczony. Nie liczyłem na to, że się odezwie.

- Dziękuję, że stanąłeś wtedy w mojej obronie.

Nie musiał wyjaśniać o co chodzi. Wiedziałem, którą sytuację miał na myśli. Dziwiłem się, że nadal pamięta, jaką rolę w niej odegrałem. Nie miałem ochoty odpowiadać. Z moich ust wydobyło się prychnięcie. Chciałem wrócić do pokoju, ale znów mnie przytrzymał. Dopiero wtedy odwróciłem się w jego stronę. Spojrzałem w domagające się odpowiedzi zielone oczy.

- Nic nie powiesz? - zapytał.

- Czy nic nie powiem? Nie odzywasz się do mnie od dłuższego czasu z nie wiadomo jakiego powodu i teraz pytasz, czy nic nie powiem? - każde wypowiedziane słowo miało bardziej płaczliwy ton. - Nie wiem, co chciałeś osiągnąć tymi podziękowaniami, ale jeśli myślisz, że zacznę prowadzić z tobą normalne rozmowy, to się mylisz.

- Jack...

Brooklyn podszedł bliżej i dotknął mojej skroni. Zirytowało mnie to, że próbuje wykorzystać moją słabość do jego dotyku, aby wszystko naprawić. Coś we mnie pękło, dlatego słowa zaczęły potokiem wypływać z moich ust. Niektóre z nich nawet nie do końca były prawdziwe.

- Zostaw mnie - odepchnąłem jego dłoń. - Czego ty ode mnie chcesz? Isabelle znowu cię zostawiła? Brakuje ci zabawki do spełniania twoich zachcianek? Czy może szukasz przyjaciela, bo nie masz się komu zwierzyć? Nie będę cię już słuchał. Nie obchodzi mnie twoje życie, to co robisz jest dla mnie nieistotne, tak jak twoje problemy. Zależało mi na tobie, a ty to wykorzystałeś. Dobrze się bawiłeś, patrząc na zakochanego w tobie Jack'a?

- Nie bawiłem się tobą.

- Oczywiście. Dlatego obściskiwałeś się z Ryan'em, niby dla żartu. Dziwne, że zawsze akurat stałem obok. Dlatego też wróciłeś do tej szmaty i na dodatek całowałeś ją na moim łóżku. Jeśli od początku nie wiązałeś ze mną żadnej przyszłości, to dlaczego dałeś mi wierzyć, że jest inaczej? Nie widzę innej odpowiedzi niż tą, którą już sam wysłowiłem.

- Jesteś dla mnie ważny... - mówił teraz stanowczym tonem, podobnym do mojego, ale nie pozwoliłem mu dokończyć.

- Nie kłam. Ważnych osób nie traktuje się w ten sposób. Zostawiłeś mnie bez żadnych wyjaśnień. Uważasz, że nie zasługuję na poznanie powodu?

Milczał.

- Cały czas obwiniałem siebie. Byłem pewien, że zrobiłem coś nie tak. Że to ja wszystko zepsułem. Uważałem, że miałeś powód, by mnie ignorować. Ale tobie nigdy na mnie nie zależało. Przychodzisz tylko, gdy czegoś potrzebujesz.

- Zawsze mi kurwa na tobie zależało. Nie pamiętasz już, ile razy cię pocieszałem? Zawsze się o ciebie martwiłem. Uratowałem cię przed tym zboczeńcem, który próbował cię zgwałcić. Twoim zdaniem to oznacza, że mam cię w dupie?

- Brook, ty nawet nie rozumiesz, o czym do ciebie mówię.

- Doskonale rozumiem, tylko...

- Pierdol się.

Wychodząc z łazienki wyminąłem Andy'ego i Ryan'a, których pod drzwi pomieszczenia przywiodły nasze krzyki. Chwyciłem kurtkę i skierowałem się do drzwi, którymi głośno trzasnąłem, opuszczając mieszkanie.

••••••••••
Dziękuję za 1k gwiazdek ❤️⭐️

Jealous boy | RoadTrip |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz