Rozdział 34

631 62 32
                                    

Stałem w progu moich drzwi, nie wiedząc, co zrobić. Chciałem jednocześnie rzucić mu się na szyję, całować go i trzepnąć w łeb.

- Hej, Jacky - powiedział niepewnie, przytrzymując mocniej misia, żeby nie wypadł mu z rąk.

Wpatrywałem się w niego jeszcze przez chwilę. Chciałem przetrzeć oczy i powiedzieć Alice, żeby mnie uszczypnęła, ale bałem się, że wtedy rzeczywiście okaże się to snem i blondyn zniknie.

- Wejdź - powiedziałem w końcu, uchylając bardziej skrzydła drzwi, by dłużej nie stał na mrozie.

Brooklyn powolnym krokiem wszedł do środka. Stanął pod wieszakiem na odzież wierzchnią. Kilkakrotnie chciał otworzyc usta, żeby coś powiedzieć, ale ostatecznie milczał. Zapadła niezręczna cisza.

Pierwsza odezwała się moja rudowłosa przyjaciółka:

- To możę ja już będę się zbierać - oświadczyła z szerokim uśmiechem. - Miło było znów się spotkać, Jack.

Ubrała buty i wciągnęła na siebie płaszcz z grubym korzuchem. Chwytała już za klamkę, gdy nagle odwróciła się i odezwała do Brook'a:

- Zapomniałabym, jestem Alice.

Wyciągnęła rękę, którą blondyn uścisnął zaraz po tym, jak uporał się z usadowieniem misia na swoim uniesionym kolanie.

- Cieszę się, że mogłam cię poznać - oświadczyła, szczerząc zęby.

Po tym, jak chłopak wymruczał, że jemu również, rudowłosa wyszła pozostawiając po sobie zapach damskich perfum.

- Chyba nie zmieniłeś orientacji? - zapytał, prawdopodobnie w celu rozładowania napięcia między nami.

Parsknąłem, co miało stanowić przeczącą odpowiedź na pytanie. Brooklyn lekko się uśmiechnął i podszedł do mnie na taką odległość, że dzielił nas tylko miś. Teraz wyraźnie czułem, że pachniał moimi ulubionymi perfumami. Gdy spojrzał na mnie tymi zielonymi oczami, poczułem, jak miękkną mi kolana. Nie było już opcji na zrealizowanie mojego planu trzepnięcie go w łeb.

- Proszę - powiedział, przyciskając pluszaka do mojej piersi, jednocześnie przybliżając się jeszcze bardziej w moją stronę.

- Za co to? - zapytałem, obejmując misia pod łapkami.

- Za wszystko, co ci zobiłem. Przepraszam.

Spuścił głowę w dół, przygryzając dolną wargę. Znów zapadło milczenie, bo kolejny raz nie wiedziałem, co powiedzieć. Oczy zaszły mi łzami. Myślałem o tym, jak bardzo chciałbym mieć tego blondyna przy sobie. Potrzebuję go. Nie zasłużył na takie traktowanie z mojej strony, mimo tego, że popełnił błąd, który głęboko mnie zranił. Przyznał się do niego i starał się wszystko naprawić, a ja nie dawałem mu na to szansy. Wiedziałem, że jeśli tym razem odrzucę jego przeprosiny to już do mnie nie wróci. Ale teraz nawet nie byłbym w stanie być wredny i oschły.

Chwycił moją dłoń. Wchwili gdy podniósł wzrok, zobaczył moje zaszklone oczy. Pogładził delikatnie kciukiem jej wewnętrzną stronę. Następnie splótł nasze palce.

- Nie płacz, proszę.

Odtrącił pluszowego misia, który upadł na ziemię i przestał stanowić barierę między naszymi ciałami. Znów się do mnie zbliżył i ręką, która nie trzymała mojej starł mi łzy z policzków.

- Skąd się tutaj wziąłeś? - zapytałem, gdy nasze twarze były bardzo blisko siebie, że czoła prawie się stykały.

- Przyleciałem samolotem, zaraz po tym jak postanowiłem, że nie pozwolę ci usunąć siebie z tego irlandzkiego serca.

Jealous boy | RoadTrip |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz