Po trzech dniach spędzonych głównie w łóżku dałem się z niego wyciągnąć. Wprawdzie siłą, ale to nieważne. Po południu w moim pokoju zawitał Andy z Ryan'em, oświadczając, że idę z nimi na kręgle. Jak przystało w takiej sytuacji wyraziłem swój sprzeciw i wielkie niezadowolenie. Nie miałem ochoty na żadnego rodzaju integrację, nawet z najlepszymi przyjaciółmi. Wprowadziłbym tylko żałobną atmosferę. Jednak jak się okazało moje zdanie nie było brane pod uwagę. Beamount wywlekł mnie spod cieplej kołdry i posadził na dywanie. Moja twarz znalazła się w jednej linii z jego majtkami ( w hot-dogi?). Szybko podniosłem się na nogi, nie chcąc pozostawać w tej pozycji dłużej niż to konieczne.
- Bardzo ładnie - powiedział. - A teraz się ubierz. Mógłbyś też zrobić coś z tym na swojej głowie.
Chcąc nie chcąc wykonałem polecenie pod czujnym okiem Andy'ego. Wciągnąłem na siebie pierwsze lepsze ciuchy i podszedłem do lustra w celu ułożenia włosów. Panował na nich artystyczny nieład.
- Co ci jest Jack? - zapytał nagle blondyn.
Spojrzałem na niego pytająco, więc kontynuował:
- Jesteś ostatnio jeszcze bardziej przytłoczony niż zwykle. Z twoich oczu po prostu wylewa się smutek.
- To tylko chandra. Mamy jesień.
Wiedziałem, że nie uwierzył, ale cieszyłem się, że nie drążył tematu.
- Gotowi? - zapytał Ryan, wchodząc do pokoju.
Oczywiście, że nie byłem gotowy na spędzanie czasu z ludźmi. Mimo tego z mojego gardła wydobyła się przytakująca odpowiedź.
Po wyjściu na zewnątrz moją twarz owiało nieprzyjemne zimno. Przycisnąłem bliżej twarzy swój szalik. Żałowałem, że nie założyłem czapki. Temperatura była na minusie lub bliska zeru. Na szczęście udało nam się złapać autobus, który miał przystanek niedaleko naszego celu. Nie wyobrażałem sobie stanu moich uszu i dłoni po dłuższym spacerze tego dnia. Po zakupieniu biletów znaleźliśmy wolne miejsca. Usadowiłem się za Randy'm. Chłopcy przez cały czas żartowali i śmiali się z jakiś głupot. Zaczynałem rozumieć, że jest to randka, a ja idę na nią w roli przyzwoitki Andy'ego. Super. Nie ma to jak czuć się niczym piąte koło u wozu. Autobus gwałtownie zahamował na kolejnym przystanku, co spowodowało, że przechyliłem się do przodu. Gdy złapałem równowagę, znów twardo oparłem się o swoje siedzenie. Wtedy obok pojawiła się niska blondynka ubrana w cukierkowe kolory.
- Mogę? - zapytała, wskazując głową miejsce obok mnie.
Skinąłem i odwróciłem się w stronę okna, coraz bardziej do niego przylegając swoją lewą stroną. Dziewczyna usadowiła się na siedzeniu, kładąc sobie torebkę na kolanach. Kątem oka spostrzegłem, że mi się przygląda. Niezainteresowany jej osobą sięgnąłem do kieszeni kurtki i wyjąłem z niej słuchawki. Po podłączeniu ich do telefonu, wybrałem jedną z piosenek Justina Biebera. Nie dane mi było jednak się nią rozkoszować, ze względu na blondynkę, która przerwała moment mojego skupienia, naciskając przycisk home. Przechyliła się bardziej w moją stronę, chcąc odczytać tytuł piosenki i wykonawcę.
- Słuchasz Justina? - zapytała z entuzjazmem. - To mój ulubiony wokalista.
To fajnie, ale mnie to nie obchodzi.
- Niewielu chłopakom podoba się jego muzyczny klimat. Bynajmniej tak wywnioskowałam z obserwacji swojego otoczenia - kontynuowała.
Chyba nie zadajesz się z gejami.
Nie chcąc wdawać się w rozmowę, odpowiedziałem jedynie sztucznym uśmiechem. Gdybym był hetero pewnie bym się nią zainteresował, zważywszy na to, że była naprawdę ładna. Jednak ciągnęło mnie tylko i wyłącznie do przystojnych chłopców, a konkretnie jednego.
Autobus zatrzymał się, a przyjaciele siedzący przede mną podnieśli się z miejsc. Orientując się, że tutaj wysiadamy, poszedłem w ich ślady. Na twarzy blondynki zauważyłem grymas niezadowolenia. Zanim mnie przepuściła, wręczyła mi małą karteczkę, na której dopiero co nakreśliła jakieś liczby. Pożegnała się ze mną cichym „hej", więc zrobiłem to samo. Wychodząc z autobusu za Andym, usłyszałem jeszcze, jak Ryan mówi do dziewczyny:
- Twój kolega ma chłopaka, więc raczej nie skorzysta z numeru telefonu.
Zważywszy na brak odpowiedzi, prawdopodobnie zostawił ją nieźle zmieszaną. Moje emocje również nie były w tym momencie za specjalnie unormowane. Czy Rye miał na myśli Brooklyn'a? Oczywiście, że tak cepie, a kogo by innego. Szkoda tylko, że „mój chłopak" zapewne teraz zabawiał się ze swoją byłą dziewczyną.
Po drodze na kręgielnię wstąpiliśmy jeszcze na kebaba. Ryanowi bardzo na tym zależało. Wspomagał się argumentami, że przy pustym żołądku kula wypada z rąk. Zaufałem mu, ale po skonsumowaniu kebaba poczułem, że był to błąd. Bałem się, że zwrócę wmuszony posiłek na tor.
Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Jak się okazało kręgle to świetna zabawa. Nigdy wcześniej nie miałem okazji grać, więc z początku radziłem sobie średnio. Pewnie dlatego, że przed dołączeniem do zespołu nie miałem przyjaciół, z którymi mógłbym spędzać czas w podobny sposób. Andy natomiast bywał na kręglach niejednokrotnie. Mimo tego udawał gorszą ciamajdę ode mnie, tylko po to, by Beamount pokazywał mu w jaki sposób powinien trzymać kulę. Stawał wtedy za blondynem i nakierowywał odpowiednio jego rękę. Widać było, że oboje są zadowoleni z tego kontaktu fizycznego. Co za cwana bestia z tego Fowler'a. Ryan był w pełni zadowolony z bycia mistrzem gry, a także mentorem Andy'ego. Nie wiem, czy jest jakakolwiek dyscyplina sportowa, w której ktoś z naszego zespołu mógłby go prześcignąć. Myślę, że gdyby coś takiego miało miejsce, zawyżone ego szatyna by tego nie przeżyło.
Mało brakowało, a stałbym się świadkiem pocałunku Randy'ego. Niestety z racji tego, że jestem okrutny, przerwałem te spoufałość. Chłopcy skorzystali z mojego skupienia na zdobyciu pierwszego strike'a i nieco za bardzo zapatrzyli się sobie w oczy. Gdy zły na siebie za pozostawienie jednego niezbitego kręgla odwróciłem się, miałem przed oczami ręce Ryan'a na tali Andy'ego oraz ciało blondyna zbyt mocno przyciśnięte do torsu Beamounton'a. Podszedłem do nich i dość mocno uderzyłem szatyna w plecy. Wzdrygnął się, odrywając się od przyjaciela.
- Twoja kolej - powiedziałem.
Chłopak chwycił kulę i po raz ostatni przed końcem naszego czasu zdobył dziesięć punktów. Entuzjastycznym krzykiem uczcił swoje zwycięstwo.
Po wyjściu z kręgielni szatyn znów próbował namówić nas na jedzenie. Wraz z Andy'm chóralnie odmówiliśmy. Myślałem, że tylko Brook jest ciągle głodny, ale jak widać Ryan również miewa takie napady. Zgodziliśmy się pójść do supermarketu po zakupy, aby mieć składniki na przygotowanie czegoś w domu. Ostatecznie każdy z nas targał po dwie reklamówki z produktami spożywczymi. Ja miałem ze sobą także puszki mokrej karmy dla kociąt. Gdy brałem je z półki odezwał się Andy:
- Myślałem o nich przed wyjściem, ale jakoś wypadły mi z głowy.
- Nic dziwnego, skoro chodzisz cały w skowronkach - odparłem, uśmiechając się do przyjaciela.
Na jego policzkach pojawiły się rumieńce. Wtedy obok znalazł się Rye z pytaniem, czy wszystko już mamy.
Aby dotrzeć do domu znowu wsiedliśmy w autobus. Na szczęście tym razem nikt się do mnie nie przysiadł. Możliwe, że było to spowodowane moimi zmęczonymi torbami, które położyłem na siedzeniu obok.
Jako ostatni doczłapałem się do mieszkania. Zostawiłem zakupy na stole w kuchni. Miałem w planach nakarmić Kalę, a następnie udać się do pokoju i coś obejrzeć. Wyjście z chłopakami poprawiło mi humor i z początku chciałem zaproponować im wspólny wieczór filmowy, ale później pomyślałem, że pewnie mają ochotę zostać sami. Pozostawiając im salon udałem się do swojego pokoju. Jednak to, co mnie tam zastało zburzyło wieczorne plany. Na moim łóżku siedział Brooklyn wraz z Isabelle, którą całował i obejmował w tali. Puścił ją, gdy zauważył, że wszedłem do środka. W ciągu pięciu senkund obserwowania sytuacji moje serce milion razy zostało na wylot przebite przez gwoździe. Kiedy poczułem napływające do oczu łzy, z trzaskiem zamknąłem drzwi, kierując się do wyjścia z mieszkania.
CZYTASZ
Jealous boy | RoadTrip |
Short StorySupi opowiadanie o zakochanym Jacku z depresją Zapraszam