Rozdział 9

682 50 1
                                    

Nie dałem wyciągnąć się na imprezę. Mimo długich próśb, powiedziałem stanowcze: nie. Myślę, że nawet kot bawiłby się tam lepiej niż ja. Nie chciałem jednak podsuwać tego pomysłu chłopakom, więc zabrałem go ze sobą do pokoju. Zakluczyłem drzwi i usadowiłem się wygodnie na łóżku. Przykryłem się kocem, na którym momentalnie znalazł się futrzak. Na kolanach położyłem laptopa. Miałem w planach obejrzeć jakiś serial. Gdy naciskałem guzik play usłyszałem pukanie. Właściwie był to bardziej łomot, któremu towarzyszyły słowa Ryan'a:

- Jacky, proszę cię, chodź z nami.

- Który raz mam ci powtórzyć, że nigdzie się nie wybieram? - Nie czekając na odpowiedź założyłem słuchawki, przenosząc się do świata „Gry o Tron".

Musiało minąć jakieś pięćdziesiąt minut, bo moim oczom ukazały się napisy końcowe. Zdjąłem słuchawki, a do moich uszu przedostała się głucha cisza. Pomyślałem, że nie mogę ich znowu tak zostawić.

Ciężko wzdychając podniosłem się na nogi. Przebrałem spodnie na jasnoniebieskie jeansy i owinąłem skórzany pasek wokół bioder. Założyłem też czarną koszulę z krótkim rękawem. Zamknąłem kota w pokoju i poszedłem do łazienki na szybko ułożyć włosy. Następnie sięgnąłem po swój telefon, wkładając go do tylnej kieszeni spodni i wyszedłem z domu, uprzednio zakluczając drzwi. Po wyjściu na zewnątrz otuliło mnie rześkie, wieczorne powietrze. Uświadomiłem sobie, że w zasadzie nie mam pojęcie, gdzie poszli. Zadzwoniłem do Mikey'a, który odebrał dopiero za trzecim razem.

- Co tam Jack? - zapytał. W tle usłyszałem dźwięk głośnej muzyki.

- W którym klubie jesteście?

- Poszliśmy na domówkę do Olivier'a. Dlaczego pytasz?

- Idę do was - powiedziałem krótko i zakończyłem połączenie.

Olivier był znajomym Ryan'a. Imprezy w jego domu zwykle kończyły się interwencją policji. Wiedziałem, gdzie mieszka, choć nigdy nie uczestniczyłem w tych patologicznych spotkaniach.

Znajdując się ulicę przed miejsce docelowym usłyszałem głośne basy. Pozostało tylko współczuć sąsiadom.

Dom Olivier'a był dużą rezydencją, ładnie podświetloną z ogromnym ogrodem. Gdy wszedłem do środka, nie było jak przejść. Już na starcie wpadłem na jakąś dziewczynę, która zmieszana szybko się oddaliła. Jakim cudem miałem znaleźć tu chłopaków?

W pierwszej kolejności udałem się do salonu, gdzie na środku urządzono parkiet. Kolorowe światełka przemieszczały się z jednej postaci na drugą. Migały w szybkim tempie, od czego rozbolały mnie oczy. Na lewo stał bar z drinkami, obok którego zauważyłem znajomego bruneta. Łatwo poszło, pomyślałem. Zadowolony z siebie podszedłem do niego i wsadziłem nos w jego szklankę, by wyczuć, czy ma w niej alkohol. Stojąca obok mojego przyjaciela dziewczyna o kruczoczarnych włosach, obdarzyła mnie pogardliwym spojrzeniem, które zignorowałem.

- Jestem czysty - odparł, szeroko się do mnie uśmiechając. Objął dziewczynę w talii.
Ktoś tu chyba szuka pocieszenia, pomyślałem.

- Niech ci będzie. Gdzie reszta?

- Gdy ostatnio ich widziałem, grzecznie grali w bilarda na tarasie.

- Pójdę zobaczyć, czy nadal tam są. Myślę, że tobą zajmie się ktoś inny - powiedziałem, spoglądając z uniesioną brwią na brunetkę o mocno wyrysowanych brwiach.

Udałem się w stronę tarasu, przeciskając się pomiędzy tańczącymi ludźmi. Oberwałem z łokcia w biodro. Uderzenie miało w sobie dużą siłę, co spowodowało, że resztę drogi przebyłem, trzymając się za nie. Zauważyłem stół od bilarda, ku mojemu niezadowoleniu pusty. Usiadłem na najbliższym krześle i zacząłem wpatrywać się w ludzi, szukając chłopaków. W końcu, na kanapie pod ścianą zauważyłem Ryan'a, który trzymał na kolanach krótkowłosą blondynkę. Namiętnie się całowali, błądząc rękami po każdej części ciała. Wstałem, by podejść bliżej i przerwać to przedstawienie. Pewnie nawet nie znał jej imienia. Gdy znalazłem się o krok od pary, dotarło do mnie, że siedząca na kolanach mojego przyjaciela blondynka to Andy.

Nie chciałem przerywać im tego momentu. Wiedziałem, że dla blondyna była to ważna chwila, mimo krążącego w jego żyłach alkoholu. Był zadużony w szatynie od mniej więcej tego samego czasu, co ja w Brooklyn'ie.

Brooklyn. Zastanawiałem się, co teraz robi. Cofnąłem się z powrotem na moje wcześniejsze miejsce i sięgnąłem po telefon. Napisałem do Brook'a wiadomość. Zwyczajne „hej". Usuwałem litery i pisałem je od początku kilka razy. Ostatecznie niczego nie wysłałem.

Chciałem zająć się sprawdzeniem, co robi Harvey. Jednak najpierw postanowiłem poszukać łazienki. Chciałem pobyć sam, we własnym towarzystwie, chociażby dwie minuty. Wszedłem na piętro. Po drodze - na schodach  spotkałem kilka obściskujących się par. Miałem dość patrzenia na te okazywania miłości.

Mimo dużej ilości osób w domu, których mogłem zapytać o drogę do łazienki, postanowiłem poszukać jej na własną rękę. Nie będę tu z nikim rozmawiał, powiedziałem sobie. Wszystkie drzwi miały biały kolor. Otworzyłem pierwsze, za którymi była sypialnia, na szczęście pusta. Kolejne drzwi - kolejna sypialnia, tym razem z lokatorami. Konkretnie parą, całującą się na łóżku. Pospiesznie opuściłem pomieszczenie. Złapałem za trzecią z kolei już klamkę i nareszcie znalazłem poszukiwane pomieszczenie. Wszedłem do środka zamykając się na klucz. Podszedłem do umywalki i opierając się na niej rękoma, spojrzałem w lustro. Głęboko odetchnąłem i powiedziałem sobie na głos:

- Dasz radę Jack. To tylko kilka godzin.

- Pewnie, że dasz radę koleś - Usłyszałem głos dobiegający z prawego narożnika. Odskoczyłem w stronę wyjścia. Z wanny wynurzył się chłopak o czekoladowych włosach. Wyraz jego twarzy mówił, że niemało dzisiaj wypił.

Zawstydzony szybko wyszedłem z pomieszczenia. Schodząc po schodach poczułem, jak ktoś mocno ściska mnie za ramię. Odwróciłem głowę i ujrzałem chłopaka z wanny. W tym momencie wydawał się jakby nieco bardziej trzeźwy.

- Czekaj! - Zatrzymałem się, a on poluźnił chwyt. - Jestem Alec - powiedział, wyciągając prawą dłoń w moją stronę. Spojrzałem mu w oczy, w których dostrzegłem brązowe tęczówki. Zawahałem się, czy go nie zignorować. Przecież nie miałem ochoty na nowe znajomości. Jednak coś sprawiło, że się odezwałem.

- Jack - przedstawiłem się, choć chłopak znał już moje imię. Podałem mu dłoń i spuściłem wzrok na swoje buty.

- Chcesz się napić? - zapytał wskazując bar.

Nie zdążyłem zaprotestować, a ten ciągnął mnie już w jego stronę, trzymając za rękę. Zamówił dwa drinki, a gdy usiedliśmy na barowych krzesłach, odezwałem się:

- Ja nie piję. - Chłopak zmierzył mnie w całości, po czym lekko się uśmiechnął. Podsunął otrzymanego drinka w moją stronę.

- Alkoholu jest tam tyle, co nic. Wypij jednego i porwę cię na parkiet.

Po tych słowach poczułem, jak krew napływa mi do policzków. Alec ze mną flirtował.

Ku własnemu zdziwieniu sięgnąłem po kolorowego drinka. Oboje z szatynem opróżniliśmy szklanki, wtedy znów złapał mnie za rękę i zaprowadził na środek salonu.
Kołysał się w rytm muzyki, która stawała się coraz bardziej energiczna. Poszedłem w jego ślady. Chyba dobrze się bawiłem. Po kilku przetańczonych utworach, chłopak znalazł się bardzo blisko mnie. Ułożył dłonie na moich biodrach i oświadczył, że odczuwa pragnienie. Wróciliśmy do baru, gdzie wlaliśmy w siebie kolejne drinki. Zaczynało kręcić mi się w głowie.

- Powinienem sprawdzić, co z moimi przyjaciółmi - wykrzyczałem do Alec'a, żeby mnie usłyszał. Nie wiedząc, o co mi chodzi wyjaśniłem mu, że przyszedłem tu, żeby ich pilnować.

- W takim razie chodźmy - powiedział i zaczął prowadzić mnie w stronę schodów na górę. Opierałem się na jego ramieniu, by się nie potknąć. Czułem, że w coraz mniejszym stopniu kontroluję swoje ciało. Miałem wrażenie, że prędzej znalazłbym chłopaków gdzieś na dole lub w ogrodzie, ale nie chciałem protestować. Możemy zacząć od piętra.

Chłopak otworzył drzwi pomieszczenia, które okazało się być miejscem naszego pierwszego spotkania. Zza jego ramienia dostrzegłem, że łazienka nie jest pusta. Nad wanną pochylał się jakiś brunet. Jedną nogę miał na niej postawioną, a w ręce trzymał podłużny przedmiot. Nie dostrzegłem, co to, bo trochę wirowało mi w głowie. Przez chwilę zastanowiłem się, czy to nie Mikey. Ta myśl zniknęła jednak tak szybko, jak się pojawiła. Towarzyszący mi chłopak pchnął mnie w stronę kolejnych drzwi, odwracając moją uwagę. Weszliśmy do jednej z sypialni. Alec zamknął za nami drzwi. W tym momencie na zewnątrz rozbrzmiało wycie syren.

Jealous boy | RoadTrip |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz