Rozdział 30

560 61 29
                                    

Z racji tego, że zawitał już grudzień, dość wcześnie robiło się ciemno. Dlatego, kiedy o piątej po południu wybrałem się na zakupy, nie miałem co liczyć na kontakt z naturalnym światłem. Powili wlokłem się uliczkami, skąpany w strumieniu latarni, by dotrzeć do centrum. Jak zwykle nie miałem w planach niczego ciekawego do zrobienia. Po prostu kontynuowałem swoje nudne życie. Opuściłem własne lokum, żeby nie być zmuszonym do oglądania jakże słodkich poczynań Randy'ego. Jakby nie mogli obściskiwać się w pokoju Ryan'a, gdzie nikogo nie było. Może oprócz Kali, ale skoro ja nie stanowiłem przeszkody, to myślę, że ona również nie byłaby problemem.

Z racji zbliżających się świąt w każdym sklepie było pełno świątecznych dekoracji. Coraz częściej można też było usłyszeć bożonarodzeniowe piosenki. Na środku galerii handlowej, do której się wybrałem, stała ogromna choinka udekorowana złotymi bombkami. Kupiłem kilka upominków dla członków mojej rodziny, by nie lecieć do domu z pustymi rękoma. Skusiłem się również na czekoladowego Mikołaja. Miałem nadzieję, że kiedy odwinę papierek, nie okaże się on być zającem wielkanocnym. Moje zmartwienie nie było bezpodstawne, ponieważ taka sytuacja miała już raz miejsce, gdy byłem młodszy. Przykre doświadczenie.

Wraz z torbami zawieszonymi na rękach wszedłem do Starbucksa, w celu wypicia czegoś ciepłego. Zamówiłem kawę, która mi nie smakowała. Ostatnim czasem z coraz większą niechęcią piję ten napój.

Nie byłem pewien, czy chcę już wracać do domu, ale z tymi torbami szwędanie się po mieście nie wchodziło w grę. Wybrałem numer taksówki, z której ostatnio korzystałem. Liczyłem na to, że tym razem zmianę będzie miał inny kierowca.
Całe szczęście nie musiałem długo czekać, bo po dziesięciu minutach był już pod galerią.
Wsiadłem do środka, zatrzaskując za sobą drzwi.

- Niech pan po prostu jeździ po mieście - powiedziałem do mężczyzny, podając mu kilka banknotów. O nic nie pytając, wziął pieniądze i odpalił silnik.

Około godziny jeździliśmy pomiędzy głównymi ulicami i mniejszymi uliczkami. Ten kierowca już nie raz musiał mieć styczność z życzeniem podobnym do mojego. Ani razu nie zapytał, czy przypadkiem już mi się to nie znudziło i nie chciałbym wrócić do domu, bo ma on innych klientów do obsłużenia. Najwidoczniej mój pomysł wcale nie był nowatorski, bo bezcelowa jazda musiała być popularna wśród szarych ludzi z beznadziejnym życiem.

Lubiłem ją, ponieważ mogłem zająć się własnymi myślami, jednocześnie obserwując miejskie światła, które zawsze, w jakiś dziwny sposób mnie inspirowały. Gdybym pisał piosenki na pewno robiłbym to w jadących nocą taksówkach. Ale nie od tego jestem w tym zespole. To działka Andy'ego. Kiedyś próbowałem tworzyć coś dla siebie, ale każda kartka papieru, na której coś napisałem lądowała w koszu na śmieci. Nigdy nie byłem wystarczająco usatysfakcjonowany swoim „dziełem". Może dlatego, że nie pisałem w taksówce?

Kiedy kierowca nieświadomie zbliżył się do naszego osiedla, podałem mu adres. Wysiadłem z pojazdu, dziękując taksówkarzowi i zabierając z siedzeń stado swoich toreb.

Wszedłem na górę, ledwo dając sobie radę z otwarciem drzwi. W przedpokoju zauważyłem trzy dodatkowe pary butów. Z salonu dobiegał dźwięk toczonej rozmowy. Pozostawiłem swoje zakupy pod drzwiami i poszedłem przywitać się z gośćmi.

Tak, jak się spodziewałem w salonie zastałem chłopaków, kołem otaczających Mikey'a. Przebiłem się przez nie, trącając przy tym Blaira, który najwyraźniej również chciał być świadkiem tych ckliwych powitań, skoro się tu pojawił. Uścisnąłem mocno bruneta, co ten odwzajemnił i poklepał mnie po ramieniu. Przytrzymałem go chwilę za długo niż powinien, aby skorzystać z okazji bycia odwróconym do reszty i otrzeć łzę, która niespodziewanie pojawiła się w kąciku oka.

Spojrzałem na stojącego obok obcego chłopaka o ciemnoblond włosach. Domyśliłem się, że Mikey mówiąc o odwiedzinach z towarzyszem, miał na myśli osobę bliską jego sercu, aczkolwiek nie pomyślałbym, że będzie to mężczyzna. Właściwie nigdy nie poruszałem z Cobban'em tematu jego orientacji, ale sądziłem, że jest heteroseksualny. Pozory mylą, bo ze sposobu, w jaki patrzył na blondyna wynikało, że się myliłem. Wychodzi na to, że jedyną osobą w pomieszczeniu, preferującą kobiety był Blair, bo nasz zespół jest w całości spedalony. Choć nie wiadomo jak to do końca jest z Brook'iem...

- To jest Alex - powiedział Mikey, przedstawiając mi chłopaka, który wyciągnął rękę w moją stronę. - Przyjaźnimy się.

Jasne, przyjaźnicie się.

- Miło mi - rzekł z uśmiechem na twarzy.

- Jack. Mnie również miło.

Usiedliśmy w salonie i prowadziliśmy całkiem miłą rozmowę. Chłopcy opowiadali Mikey'owi, co działo się pod jego nieobecność. Dowiedzieliśmy się, że Ryan z Alex'em już się znają, ponieważ spotkali się kilka miesięcy temu na jakiejś imprezie. Uważałem za duże prawdopodobieństwo, że była to plaża nudystów. Szatyn lubił takie miejsca.

Wsłuchiwałem się w słowa każdego z nich z uśmiechem na ustach. Cieszyłem się, że znowu jesteśmy w komplecie. Chciałem, by jak najdłużej rozbrzmiewały nasze śmiechy. Zwłaszcza zależało mi na jednym, którego nie słyszałem już od dawna. Czasami odszukiwałem go w pamięci, a wtedy kąciki moich ust również unosiły się do góry. To jedno z moich ulubionych wspomnień sprzed miesiąca, wspomagane nadzieją, że jeszcze kiedyś obdarzy mnie swoim uśmiechem.

Tylko, że jak na razie robię wszystko, by temu zapobiec. Odrzucam jego starania, przeprosiny. Sam go od siebie odpycham. Nie chcę tego, ale jednocześnie czuję, że nie jestem w stanie udawać, że wszystko jest w porządku. To dziwne, nie potrafię nawet zrozumieć samego siebie. Mam nadzieję, że to przejdzie. Moja huśtawka nastrojów stawała się już męcząca. Chciałbym wrócić do tego wszystkiego, co razem robiliśmy. Znów być szczęśliwym i czuć się potrzebnym. Ale bez niego nie dam rady.

A może wręcz przeciwnie? Powinien sam odnaleźć drogę. Odciąć się od jego osoby i samemu wziąć na barki ciężar życia. Wyrzucić wspomnienia i zacząć od nowa. Tylko, czy jest to możliwe, gdy on jest tak blisko? Byłbym w stanie z niego zrezygnować, mając go na wyciągnięcie ręki?

Nie.
Dlatego potrzebowałem przerwy.

- Wszystko w porządku, Jack? - zapytał Blair.

- Tak - odpowiedziałem po chwili. - Zamyśliłem się.

W tym momencie do pomieszczenia wkroczył nasz futrzak. Czarna kulka wspięła się na kanapę i zaczęła łasić się o moje kolano. Mikey zobaczywszy ją, rzucił się w jej stronę. Zdziwiło mnie to, bo miałem wrażenie, że wcześniej za nią nie przepadał.

- Ale urosłaś, serdelko.

Niecodzienna nazwa, ale nie kwestionowałem. Wziął Kalę na ręce i drapał za uchem, co uaktywniło tryb kosiarki. Jej mruczenie naprawdę przypominało odgłosy tej maszyny.

Niedługo potem chłopcy wraz z Blair'em opuścili nasze mieszkanie. Mikey miał pojechać  do rodziny i zostać u nich co najmniej do końca świąt.

Postanowiłem zrobić to samo. Ustaliliśmy z chłopakami, że wyjedziemy dwa dni przed wigilią, ale musiałem się wyłamać. Potrzebowałem przerwy już teraz. Wyciągnąłem walizkę i stojąc przed szafą z ubraniami zacząłem wyciągać z niej to, co wydało mi się potrzebne.

- Co robisz? - zapytał Brook, zbyt niepewnym głosem jak na niego.

Nie odpowiedziałem, zakładając, że jego ośrodek mózgowy jest w stanie sam uzyskać odpowiedź.

- Pakujesz się?

Zwróciłem twarz w jego stronę, w dalszym ciągu milcząc.
Do odezwania się nie zmotywowały mnie nawet jego błagalne oczy i drżąca szczęka.

Jealous boy | RoadTrip |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz