Rozdział 13

691 56 19
                                    

Obudziłem się, czując  na sobie ciężar ciała Brooklyn'a. Chłopak leżał na mnie, wtulając twarz w moją szyję, na której czułem jego gorący oddech. Jedną rękę miał przełożoną przez mój brzuch. Poczułem, jak krew napływa do moich policzków, gdy przypomniałem sobie poprzednią noc. Zdjąłem rękę z siebie i delikatnie wysunąłem się spod blondyna, by go nie obudzić. Chwyciłem telefon, żeby sprawdzić godzinę. Na ekranie wyświetliła się 11:11. Ktoś mnie kocha - pomyślałem i spojrzałem w stronę lokatora na łóżku. Moim oczom ukazało się również powiadomienie o nieodebranym połączeniu od mamy. Dzwoniła godzinę temu, ale nie usłyszałem, ze względu na wyciszony dźwięk. Postanowiłem, że skontaktuję się z nią później. Teraz miałem w planach przygotowanie śniadania.

Udałem się do kuchni, w której panował chaos. W zlewie walały się brudne naczynia, blat był poplamiony jakąś lepką substancją. Na środku pomieszczenia stała suszarka na pranie. Pod stopą poczułem ziarnka piasku. Chyba czas włączyć odkurzacz.

Zajrzałem do lodówki, w poszukiwaniu artykułów spożywczych. Jako pierwsze w oczy rzuciło mi się mleko. Widząc biały płyn przypomniałem sobie o Kali, która na pewno umierała już z głodu. O dziwo nie kręciła się nigdzie w pobliżu. Zajrzałem do pokoju Andy'ego i Mikey'a. Oboje smacznie spali, a kotka leżała na kocu w nogach blondyna. Gwałtownie podniosła głowę i zeskoczyła na podłogę, gdy usłyszała otwieranie drzwi. Poszła za mną do kuchni, cicho pomiałkując. Napełniłem miskę mlekiem i podstawiłem jej pod nos. W czajniku wstawiłem wodę na herbatę. Sięgnąłem po bułki. Prawdopodobnie liczyły sobie już kilka dni, ale wiedziałem, że konsumentowi nie będzie to przeszkadzać. Wróciłem do lodówki i wyjąłem potrzebne składniki, czyli masło, szynkę i ser. Przygotowałem kanapki i polałem je ketchupem, tworząc na nich kształty krzywych serc. Śniadanie z miłością. Chwyciłem talerz z kanapkami oraz kubek z herbatą i zaniosłem do pokoju. Postawiłem śniadanie na stoliku nocnym.

Brooklyn nadal spał. Postanowiłem go obudzić, szturchając jego ramię i wypowiadając imię. Chłopak ocknął się i spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem. Usiadł po turecku na łóżku i potarł oczy dłońmi.

- Hej - powiedziałem, siadając naprzeciwko.

- Hej - odpowiedział, lekko się uśmiechając.

Chwycił moje nadgarstki i przysunął się bliżej. Przez chwilę wpatrywał się w moje oczy. Nie jestem pewien, czy przechyliłem się w jego stronę, czy to on mnie przyciągnął. Znalazłem się na blondynie, a on połączył nasze wargi w pocałunku. Włożył dłonie w tylne kieszenie moich spodni, a wtedy się od niego oderwałem.

- Przyniosłem ci śniadanie.

Brook podniósł się do siadu i spojrzał na stolik nocny. Chwycił jedną z kanapek i spoglądając na nią powiedział:

- Ładny dinozaur. - Po czym wziął dużego gryza.

- To było... nieważne. - Może nie warto informować go o tym nieudanym wyrazie miłości.

- A ty nie jesz?

- Nie jestem głodny - powiedziałem, spoglądając na wcinającego stare bułki Brook'a. Chyba nawet nie zauważył, że są porównywalnie twarde do kamieni. Ten chłopak zje wszystko. Nie mogłem powstrzymać unoszących się do góry kącików moich ust, gdy na niego patrzyłem. Blondyn odczytał wyraz mojej twarzy i zapytał:

- O co ci chodzi? Mam ketchup na policzku?

- Właściwie to tak - powiedziałem, by nie udzielać zgodnej z prawdą odpowiedzi. Podszedłem do niego i starłem kciukiem sos, którego tak naprawdę tam nie było.

- Dzięki skarbie.

Zamarłem w bezruchu. W ten sposób jeszcze nigdy się do mnie nie zwrócił. Nawet w żartach. Miałem nadzieję, że nie zauważył mojego zakłopotania. Po chwili mileczenia odezwałem się:

- Powinienem oddzwonić do mamy. Dobijała się dziś z rana.

- Jasne - powiedział, przenosząc swoją uwagę na kanapki.

Wyszedłem z pokoju, zabierając ze sobą telefon. W kuchni spotkałem Andy'ego. Miał rozczochrane włosy i koszulkę założoną na lewą stronę. Karmił kota.

- Już dostała dziś jeść.

- Hej Jack, też się cieszę, że cię widzę - powiedział ignorując moje słowa, tym samym opróżniając butelkę z mlekiem.

Przewróciłem oczami i skierowałem się do wyjścia z mieszkania. Postanowiłem poszwędać się po okolicy. Schodząc po schodach wybrałem w telefonie numer mamy. Odebrała po pierwszym sygnale. Wyczekiwała telefonu, jak zwykle, gdy nie odbierałem.

Odbyłem z nią około godzinną rozmowę, podczas której byłem głównie słuchaczem. Opowiadała o codziennych, domowych sytuacjach. O tym, że tata jest strasznie zapracowany, o studiach mojej starszej siostry Emilly oraz o naszym pociesznym kocie. Napomknęła również o złamanej nodze cioci. Udałem, że przykro mi z tego powodu, jednak w ogóle mnie to nie obchodziło. Nigdy jej nie lubiłem. Twierdziła, że u nich wszystko w porządku, ale bardzo za mną tęsknią. Obiecałem, że niedługo przyjadę, co miało nastąpić na zbliżające się święta Bożego Narodzenia.

Po zakończonej rozmowie udałem się do Starbucks'a, tym razem nie tak zatłoczonego, jak poprzednio. Kupiłem gorącą czekoladę na wynos. Czekając na zamówienie, rozglądałem się, czy w pobliżu nie widać szatynki od Mikey'a. Najwyraźniej pracowała na inną zmianę, bo nigdzie jej nie dostrzegłem.

Kroczyłem po ulicach, sącząc napój przez słomkę. Kierowałem się w stronę domu. Wiejący wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony. Było pochmurno, ale nie padało.

Otworzyłem drzwi mieszkania, w którym wydawało się, że nikogo nie ma. Panowała cisza, a na półce z butami zrobiło się puściej. Zajrzałem do pokoju, gdzie zastałem tylko niepościelone łóżko. Postanowiłem zrobić na nim porządek, układając poduszki i koc. Na kanapie w salonie leżał, smacznie śpiący kot. Ciekawiło mnie, gdzie podziała się cała reszta, bo w pokoju Ryan'a i Harvey'a oraz Mikey'a i Andyego również nikogo nie było. Możliwe, że udali się na jakiś obiad w McDonaldzie lub innej tego typu restauracji.

Poszedłem do łazienki. Drzwi nie chciały się otworzyć. Już od jakiegoś czasu się zacinały. Wielokrotnie mówiłem, by coś z nimi zrobić, ale nikt mnie nie słuchał. Gdy w końcu je otworzyłem, nie spodziewałem się zobaczyć tego, co tam zastałem. Na podłodze obok toalety siedział  Mikey w szerokim rozkroku, opierając się o nią plecami. Głowa mu zwisała. W pierwszej chwili pomyślałem, że zasłabł. Jednak w jego prawej dłoni dostrzegłem igłę, a wtedy przez moje myśli przeleciały wspomnienia; rozszerzone źrenice, ciągle zmęczenie mojego przyjaciela, kręconowłosa postać przy wannie w łazience na imprezie, znajdująca się w dziwnej pozycji oraz tajemnicza paczka w kawiarni.
Mój przyjaciel siedział na podłodze dając sobie w żyłę.

Jealous boy | RoadTrip |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz