Rozdział 12

612 57 6
                                    

Nieświadomy niczego Mikey zaprowadził nas pod starą kamienicę. Z powybijanymi oknami i brudnymi ścianami wyglądała bardziej jak siedziba gangu, niż budynek mieszkalny. Brunet pchnął obdarte z farby drzwi, a te otwarły się ze skrzypieniem, które usłyszeliśmy z Andy'm z odległości kilkunastu metrów. Schroniliśmy się pod zadaszeniem pobliskiego sklepu, starając się być jak najmniej widoczni. Byliśmy przemoczeni i prawdopodobieństwo przeziębienia się było duże. Chcieliśmy jednak dowiedzieć się, czy nasz przyjaciel wyjdzie z tej rudery w czyimś towarzystwie i po jakim czasie. Czekaliśmy dobre piętnaście minut, które dłużyło się niesamowicie. Oboje milczeliśmy. Jeśli Andy snuł jakieś domysłu, zostawił je dla siebie. W końcu brunet wyszedł z budynku z pustymi rękoma.

- Czego mógł tu szukać?

Odpowiedziałem wzruszeniem ramion.
Mikey obrał drogę powrotną do domu. Odczekaliśmy jeszcze chwilę, zanim ruszyliśmy za nim. Nie miałem ochoty tam wracać, jednak nie wiedziałem, co począć ze sobą i z moim blond przyjacielem w taką pogodę. Poruszaliśmy się szybkimi krokami, które w końcu przeszły w trucht. Zatrzymaliśmy się pod  klatką schodową. Wpisałem kod otwierający drzwi. Weszliśmy do środka, a wtedy Andy trzepnął mnie po palcach. Zwróciłem ku niemu swoje pytające spojrzenie, na co on zmarszczył brwi i powiedział:

- Przestań wgryzać się we własną materię -Chwycił moją rękę i delikatnie przejechał palcami po obgryzionych do samych skórek paznokciach. Dokładnie je oglądał. - To niezdrowe zjadać siebie.

Parsknąłem tylko i wszedłem na górę. Drzwi były otwarte. Na podłodze widniały mokre ślady, zapewne zostawione przez Mikey'a. Zdjąłem buty i udałem się do pokoju. Brooklyn leżał na łóżku, z telefonem w ręce. Odłożył go, gdy zdejmowałem z siebie mokre ubrania, zaczynając od bluzy. Czułem na sobie jego wzrok, gdy wciągałem suche rzeczy.

- Nie powinieneś był wychodzić - rzucił.

Zignorowałem to, nie obdarzając go nawet spojrzeniem. Nadal byłem niesamowicie wkurzony.

- Jesteś zły?

Wyszedłem z pokoju, nie udzielając odpowiedzi. Skierowałem się w stronę kuchni. Zastałem tam Andy'ego, nasypującego kocich chrupek do miski. Kotka stała obok i ocierała się o jego nogawkę. Przy stole, razem z Ryan'em siedział Mikey. Nie było po nim widać, że jeszcze przed chwilą znajdował się na zewnątrz. Kusiło mnie, by zapytać chłopaków co robili, podczas naszej nieobecności. Byłem ciekaw, co zmyśli Cobban. Jednak dość szybko przypomniałem sobie, że jestem obrażony na cały świat i nie mam ochoty na konwersacje.
Wyjąłem z lodówki jogurt, który zabrałem ze sobą do pokoju. Zanim to zrobiłem, usłyszałem, że Ryan coś do mnie mówi. Nie zrozumiałem w pełni jego słów, chyba tylko dlatego, że nie chciałem.

Znów znalazłem się w tym samym pomieszczeniu z Brooklyn'em. Starając się nie zwracać uwagi na obecność jego osoby usadowiłem się na łóżku. Chciałem przykryć się swoim kocem, ale nie było go w zasięgu mojego wzroku. Zapewne znajdował się tuż nade mną, na posłaniu blondyna. Zdarzało mu się go podkradać. Nie zamierzałem go o to pytać, dlatego okryłem się kołdrą. Sięgnąłem po laptopa i włączyłem serial, konsumując jogurt. Postanowiłem na chwilę zapomnieć o swoim życiu i skupić się na postaciach z ekranizacji.

Po kilku godzinach zaczęły dokuczać mi opadające powieki. W międzyczasie mój współlokator wchodził i wychodził z pokoju kilkakrotnie. Przed pójściem spać udałem się jeszcze do łazienki. Wracając, zrobiło mi się zimno. Zamknąłem okno. Nagle Brooklyn znalazł się obok mnie, zastawiając mi drogę. Przyparł mnie do ściany.

- Nie wiem, o co ci chodzi, ale nie pozwolę, żebyś się na mnie tak obrażał - mówiąc to przywarł do moich ust.

Z początku próbowałem się od nich uwolnić, lecz po chwili uległem ich miękkości. Smakował kofeiną i cukrem. Błądził rękoma po moim brzuchu, gdy ja gładziłem kciukiem jego kark. Przeczesłem jego miękkie niczym jedwab włosy. Zdarł ze mnie koszulkę i ułożył na parapecie. Potem uczynił to samo ze swoją. Umieścił ręce pod moimi udami, podciągając mnie do góry. Delikatnie położył mnie na łóżku. Znalazł się nade mną a nasze usta znów połączyły się w namiętnym pocałunku, jakbyśmy oboje chcieli zaspokoić nim głód. Zjechał na dolną linię mojej szczęki, przez co gwałtownie wciągnąłem powietrze. Wbijałem paznokcie w jego plecy, przyciągając go bliżej. Poczułem, jakby moje kości zamieniały się w płynne szkło, gdy składał pocałunki na moim obojczyku. Ująłem w dłonie płatek jego ucha. Był idealnie zaokrąglony. Kreśliłem jego kształt od szyi, poprzez ramiona i wzdłuż jego boków, docierając do bioder. Przeniosłem ręce na jego piersi i poczułem bicie serca. Z ciała chłopaka bił ogromy żar, który powoli zmieniał mnie w popiół. Rozpadałem się. Traciłem kontrolę, pozwalając chłopakowi mną zawładnąć. Zostaliśmy całkowicie bez niczego. Wtedy zatrzymał się, gładząc mój bok. Pochylił się jeszcze bardziej w moją stronę. Wyszeptał mi do ucha pytanie, złożone z jednego słowa:

- Mogę? - Zadał je, ponieważ sam nie spodziewał się, że tak daleko to zajdzie. Skinąłem głową, na co ten lekko cmoknął mnie w czoło i ponownie połączył nasze usta.

Znów objął mnie silnymi ramionami, po czym nieuchronnie zatraciliśmy się w sobie nawzajem. Z naszych ust wydobyła się współgrająca melodia.

Chyba nie byłem już zły.

Jealous boy | RoadTrip |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz