Rozdział 10

643 62 10
                                    

Chwiejnym krokiem podszedłem do okna. Przytrzymałem się parapetu, by nie upaść. Odsłoniłem roletę, chcąc sprawdzić, co dzieje się na dworze. Zdążyłem zauważyć tylko parkujący pod domem radiowóz, z którego wysiadło trzech policjantów. Wtedy Alec z powrotem zasłonił okno, naciskając guzik. Chciałem znów je odsłonić, ale moja ręka nie mogła znaleźć przycisku.

- To nic wielkiego. Pewnie tylko bójka - powiedział.

Podszedł bliżej mnie, a kąciki jego ust uniosły się do góry. Chwycił materiał mojej koszuli na wysokości piersi i pchnął mnie w kierunku fotela. Usiadłem, wygodnie się opierając. Odczuwałem zmęczenie, dlatego zamknąłem oczy. W międzyczasie rozległo się pukanie do drzwi. Alec podszedł do nich, ale nie po to, by je otworzyć, tylko upewnić się, czy są zamknięte. Gdy już to zrobił wrócił do mnie. Usiadł okrakiem na moich biodrach i przechylając się w moją stronę złożył pocałunek na ustach. Spojrzałem na niego spod przymrużonych powiek, ale odezwałem się dopiero, jak odpiął pierwszy guzik mojej koszuli.

- Co robisz? - Przyłożyłem rękę w miejscu, gdzie widać już było nagą skórę.

- Ciii, odpocznij - powiedział, kontynuując swoje poczynania.

Odrzucił moją koszulę w kąt pokoju. Po chwili również z siebie zdjął górną część garderoby. Znów połączył nasze wargi, a gdy odwróciłem głowę, przeniósł się na szyję.

- Przestań - starałem się bronić.

Chciałem odepchnąć go od siebie ręką, ale moje ruchy były za słabe. Szumiało mi w głowie, a chłopak całował mnie coraz namiętniej, jednocześnie błądząc rękoma po mojej piersi i brzuchu. Zjechał dłonią na zapięcie mojego paska od spodni i z łatwością się go pozbył. Wstał i szybkim ruchem zdjął z siebie spodnie, zostając w samych bokserkach.W tym momencie próbowałem podnieść się z fotela, lecz chłopak gwałtownie pchnął mnie z powrotem. Przestraszyłem się, gdy znów znalazł się na mnie i docisnął moje ciało do oparcia. Wpił się w moją szyję, przygryzając skórę. Jedną rękę włożył w moje włosy i mocno za nie szarpnął. Syknąłem z bólu. Trzeźwa część umysłu mówiła mi, że powinienem krzyczeć, lecz ciało nie chciało współpracować. Z moich oczu wypłynęły gorące łzy, gdy chłopak kolejno zdarł ze mnie spodnie i bokserki.

W tym momencie rozległo się głośne pukanie, któremu towarzyszyła ostra prośba o otwarcie drzwi. Alec nie zareagował, był w pełni skupiony na moim ciele. Zawładnęło nim pragnienie. W pewnym momencie ktoś wyważył drzwi. Do pokoju wpadło kilka osób. Nie byłem w stanie powiedzieć, ile ich było. Ktoś - jakiś blondyn zepchnął ze mnie Aleca i zapytał, czy wszystko ze mną w porządku. Zwrócił się do mnie po imieniu. Nie odpowiedziałem, tylko zamknąłem oczy. Poczułem, że ten delikatnie mnie chwyta i owija ciepłym materiałem. Przerzuca sobie mnie przez ramię. Nie miałem siły, żeby się wyrywać i krzyczeć, więc po prostu mu zaufałem.

W głowie miałem niejasne urywki scen, które nastąpiły później. Siedziałem w samochodzie, zapewne taksówce, opierając głowę o czyjeś ramię. Naprzemian budziłem się i zasypiałem. Znalazłem się w naszym mieszkaniu. Któryś z chłopków zaniósł mnie do pokoju i położył na łóżku.

***

Rano obudziłem się z mocnym bólem głowy. Na moim brzuchu leżał kot. Delikatnie zepchnąłem go z siebie i postawiłem nogi na ziemi. W rogu pokoju dostrzegłem stojącą walizkę, co mogło oznaczać tylko jedno. Brooklyn wrócił.

Błyskawicznie wyszedłem z pokoju, by się z nim przywitać. Zamykając drzwi usłyszałem część rozmowy przyjaciół, dochodzącej z kuchni.

- Dlaczego tak po prostu puściłeś go samego? - Ten głos należał do Brook'a.

- Posłuchaj, powiedział, że przyszedł mieć na nas oko. Nie miałem pojęcia, że sam sięgnie po alkohol  - mówił Mikey'a.

Wszedłem do kuchni. W tym momencie oboje umilkli. Spojrzeli na mnie, a ja przypomniałem sobie rozmyte wydarzenia zeszłego wieczoru. Było mi strasznie wstyd.

- Hej - rzuciłem tylko i spuściłem głowę w dół. Wtedy blondyn zrobił to, co ja chciałem, ale na co sobie nie pozwoliłem. Podbiegł do mnie i mocno przytulił. Trwaliśmy tak przez kilkanaście sekund, aż postanowił mnie puścić. Podszedł do szafki, z której wyciągnął opakowanie tabletek przeciwbólowych. Podał mi je wraz ze szklanką wody.

- Idź do pokoju, zaraz tam przyjdę. - Spełniłem jego prośbę. Gdy mijałem Mikey'a, chłopak spojrzał na mnie, przygryzając wargę.

Połknąłem tabletkę, popijając wodą i usiadłem na łóżku. Po około dziesięciu minutach przyszedł Brooklyn. W jednej ręce trzymał talerz z jajecznicą, a w drugiej szklankę z sokiem. Podał mi oba przedmioty i z uśmiechem na twarzy powiedział:

- Jedz. - Również uśmiechnąłem się do niego, choć patrząc na spaloną jajecznicę, wcale nie miałem na to ochoty.

- Jestem bardzo wdzięczny za sok - powiedziałem i przechyłem naczynie, w całości je opróżniając. - Nadal chce mi się pić.

- To się nazywa kac - oświadczył i zajął miejsce obok mnie.

Spojrzałem mu w oczy i prawie od razu je spuściłem. Ujął w dłonie moje ręce.

- Pamiętasz, co się wczoraj stało?

- Nie bardzo - przyznałem szczerze. - Ale podejrzewam, że ty już o wszystkim wiesz od chłopaków, więc możesz mi opowiedzieć.

- Jack, to ja po ciebie przyszedłem. - Po tych słowach zamarłem. Wiedziałem, że ktoś mnie stamtąd zabrał, ale nie miałem pojęcia, że był to Brook. Myślałem, że dopiero rano wrócił. - Gdy zobaczyłem, co ten koleś z tobą wyprawia, a ty leżysz prawie nieprzytomny, to myślałem, że go zabiję. Wiesz, że mógł ci zrobić krzywdę? Gdybym tylko przyszedł kilka minut później... Nie wybaczyłbym sobie, że cię nie dopilnowałem - Jego głos drżał z przejęcia.

Blondyn wzmocnił uścisk naszych dłoni. Przez chwilę nie wiedziałem co odpowiedzieć. Byłem zażenowany tym, jak łatwo dałem się uwieść i prawie wykorzystać. Nie potrafię upilnować sam siebie. Upokarzające było to, że Brooklyn widział mnie w chwili tej bezwładności i nietrzeźwości umysłu. Na dodatek nagiego. Czułem, jak spada moje poczucie własnej wartości. W końcu zapytałem:

- Skąd wiedziałeś, że byłem w tamtym pokoju? I jak znalazłeś się na imprezie?

- Wróciłem wczoraj do domu, w którym nikogo nie zastałem. Dzwoniłem do ciebie, ale nie odbierałeś. - Sięgnąłem po telefon, by to sprawdzić. Rzeczywiście, pięć nieodebranych połączeń. Szlag. - Odebrał Mikey'a, który powiedział mi, gdzie jesteście. Gdy przyszedłem na miejsce i go znalazłem, powiedział mi, że widział, jak wchodzisz do pokoju z jakimś chłopakiem. Ewidentnie nie miałeś pojęcia, co robisz, ale Mikey nie zdążył zainterweniować, a gdy pukał, nikt nie otwierał. Zdenerwowałem się, dlatego wyważyłem drzwi i jak się okazało słusznie.

- Miejmy nadzieję, że nikt nie widział, że to ty je zepsułeś. Nie będzie trzeba pokrywać kosztów naprawy - powiedziałem, próbując żartować. Sądząc po minie Brooklyn'a słabo mi to wyszło.

- Nie ma mowy, żebyś jeszcze kiedykolwiek próbował upijać się bez mojego nadzoru, rozumiesz?

Kiwnąłem głową. Chłopak przytknął usta do mojego policzka, lekko go całując. Oparłem się o jego czoło, a on położył dłoń na moim karku.

- To nie fair, że teraz się o mnie martwisz - powiedziałem. - Masz własne problemy. Spotkała cię rodzinna tragedia, a ja zawracam ci sobą głowę. Przepraszam, że jestem takim kiepskim przyjacielem.

- Do twojej tragedii też niewiele brakowało. I do cholery, nigdy więcej nie mów, że jesteś kiepski - powiedział i delikatnie mnie pocałował, jakby bał się, że każdy zbyt gwałtowny ruch może mnie przestraszyć.

Jealous boy | RoadTrip |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz