Rozdział 15

705 60 12
                                    

Rozległ się dźwięk otwieranych drzwi i do mieszkania wkroczyli dwaj blondyni i szatyn. Pospiesznie wstałem z podłogi, a Mikey włączył telewizor, by zachować pozory normalnie toczącego się dnia i spędzania czasu. Chłopcy znaleźli się w kuchni z kilkoma reklamówkami z Tesco. Super, w końcu lodówka nie będzie pusta. Bo z góry wiedziałem, że kupili jedzenie.

Nie pomyliłem się. Gdy Brook położył siatkę na blacie, po pomieszczeniu rozszedł się zapach kurczaka z rożna. Czując go, automatycznie zaburczało mi w brzuchu.

Wyatt stanął blisko mnie. Miał rozwichrzone włosy i czerwone od chłodu policzki. Chronił dłonie przed zimnem, trzymając w nich rękawy bluzy. Zadrżała mu szczęka, a wtedy niespodziewanie, przy wszystkich wtulił się we mnie i oznajmił, że mu zimno. Pocierałem dłońmi wzdłuż jego rąk, próbując ogrzać chłopaka. Nie przyniosło to oczekiwanych skutków, dlatego udałem się do pokoju po swój koc, by okryć nim chłopaka.

Usiedliśmy razem do stołu w celu skonsumowania kurczaków. Usadowiłem się obok mojej trzęsącej się kulki. Swoją drogą bardzo głodnej. Naprzeciwko mnie znajdował się Andy, patrzący w moją stronę i podśmiechujący się pod nosem. Nie wiem, czy powodem jego nadmiernego szczęścia byłem ja, nakładający Brook'owi jedzenie na talerz, czy raczej Ryan, trzymający rękę na jego plecach. Gdy jego twarz wróciła do codziennego wyrazu, obserwowałem, jak rzuca podejrzliwe spojrzenia w stronę Mikey'a. Chłopak najwyraźniej to czuł, bo siedział ze spuszczoną głową, skubiąc widelcem mięso. Bardzo żałowałem, że nie mogę szczerze porozmawiać z Fowler'em. Gdybym miał zgodę bruneta, Andy byłby pierwszą osobą, którą poinformowałbym o sytuacji. Razem lepiej poradzilibyśmy sobie z tym problemem. Postanowiłem jednak uszanować prośbę o dyskrecję i wiedziałem, że to zły pomysł.

Zakończyliśmy posiłek przy akompaniamencie kichnięć Brook'a. Chłopcy włączyli konsolę i odpalili fifę. Nie interesowały mnie gry ani jakiekolwiek sporty, ale mimo tego postanowiłem z nimi pograć. Z Ryan'em było ciężko wygrać, jest dobrym zawodnikiem. Nie mogłem zrozumieć, jak potrafi tak szybko poruszać palcami po padzie. Harvey kiedyś zapytał go, cytuję: „ Gdzie trenowałeś wprawianie palców". Niestety nie udzielił odpowiedzi.

Mimo wielkiego dopingu ze strony Andy'ego przegrałem pierwszą rundę.

- Przecież wiesz, że jestem niezwyciężony, mały zdrajco - powiedział Ryan do Fowler'a.

- Widział ktoś kota? - zapytał Andy, nagle przypominając sobie o naszym pupilu.

- Rano, w kuchni - odparł Mikey.

Blondyn wstał, by udać się na poszukiwania futrzaka po odległych zakamarkach naszego mieszkania. W tym czasie Ryan zaczął grę z Mikey'em, a ja usadowiłem się obok mojej miłości.

Nie wyglądał najlepiej. Miał bladą twarz i sine cienie pod oczami. Na nowo owiną się kocem, tworząc z niego szczelne schronienie. Wystawała tylko połowa twarzy oraz lewa dłoń. Gdy jej dotknąłem, okazała się być wręcz lodowata. Dla kontrastu czoło było rozpalone.

- W tej chwili do łóżka - powiedziałem stanowczym tonem, co zabrzmiało dość komicznie.

Wszystkie pary oczu skierowały się w moją stronę. Cała trójka zaczęła się śmiać.

- Ma gorączkę - wyjaśniłem chłopkom, próbując wybrnąć z tego ośmieszenia - Niepotrzebnie zabieraliście go na zakupy.

Znów chichot. Tym razem tylko grającej na konsoli dwójki.

- Rzeczywiście niepotrzebnie poszedłem. Poszukałbyś termometru? - zapytał Brook, który chciał mi pomóc wybrnąć z sytuacji.

- Pewnie.

Wstałem i skierowałem się do kuchni. Dokładnie wiedziałem, gdzie znajdę termometr. Trzymaliśmy go w szafce nad zlewem, razem z lekami i apteczką. Po wyciągnięciu przyrządu, sprawdziłem, czy w szafce nie ma przypadkiem czegoś na objawy grypy i przeziębienia. Nic jednak nie znalazłem. Miałem zamiar wybrać się później do apteki.

Wróciłem do salonu, a wtedy blondyn wstał i obrał drogę do pokoju. Poszedłem za nim, ale nie zdążyliśmy otworzyć drzwi, gdy rozległ się krzyk:

- Ryan! Musisz to zobaczyć!

Mimo tego, że wołanie było skierowane do naszego przyjaciela, poszliśmy sprawdzić, co się stało. W pokoju Ryan'a zastaliśmy Andy'ego, stojącego pod ścianą. Spoglądał na łóżko bruneta, gdzie Kala odgrywała pokaz swoich umiejętności. Rozszarpywała zębami gruby materiał, który walał się już po połowie pomieszczenia. Było widać, że świetnie się przy tym bawiła.

Ryan wpadł do pokoju, a zaraz za nim Mikey. Zrobiliśmy im przejście, rozstępując się w przeciwne strony. Brunet spojrzał na Andy'ego, a później na kota.

- Moje futro, do cholery! - krzyknął i rzucił się w stronę Kali.

Chwycił ją pod przednimi łapami i dość brutalnie wyrzucił z łóżka. Kotka prześliznęła się po panelach, zatrzymując się przy szafie. Fowler widząc to, podszedł do niej i chwycił ją na ręce. Uspokajająco głaskał futrzaka po główce. Mikey, Brooklyn i ja staliśmy i przypatrywaliśmy się całemu zdarzeniu, nic nie mówiąc.

- Mógłbyś być mniej agresywny wobec małego kota - powiedział.

- Ten twój mały, głupi kot właśnie rozszarpał moje ulubione futro, a ty mówisz, że mam być mniej agresywny? - Zaczął zbierać z podłogi strzępki materiału. Następnie podniósł się i kopnął w szafkę nocną, z której spadła zapachowa świeczka. Jej szklana forma roztrzaskała się na kawałki. - Kurwa mać!

Blondyn wzdrygnął się, razem z siedzącym w jego ramionach kotem. Chyba nie spodziewał się tak ostrej reakcji. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. Poszliśmy w jego ślady, zostawiając Ryan'a samego. Chłopak rzadko się denerwował, ale jeśli już to nastąpiło, bardzo otwarcie wyrażał swoje emocje. Wiedzieliśmy, że w takim stanie z brunetem nie ma co rozmawiać, bo jeszcze nam się oberwie. Podobnie jak świeczce.

Mikey spokojnym ruchem zamknął drzwi. Wrócił do salonu, a my do naszej sypialni. Nadal owinięty w koc Brooklyn usiadł na moim łóżku, podwijając nogi. Wyglądał jak Eskimos. Usiadłem obok niego i podałem mu termometr. Włożył go sobie pod pachę i zamknął oczy w oczekiwaniu na wynik. Oparłem głowę o jego ramię.

- Przestań, odsuń się.

Spełniłem jego prośbę, nie wiedząc o co chodzi. Pomyślałem, że może był na mnie zły i się obraził, choć nie mogłem domyślić się powodu. Wyprostowałem się i wyciągnąłem z kieszeni telefon. Musiałem zająć czymś ręce.

- Chyba źle to zabrzmiało - powiedział. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, a on się zaśmiał. - Chciałem, żebyś się odsunął, bo wtedy mam jeszcze większą ochotę, żeby cię przytulić. A aktualnie nie mogę się ruszać.

- Okey - powiedziałem tylko i przeniosłem się piętro wyżej, wchodząc po drabince.

- Ale nie musiałeś iść aż tam.

- Musiałem.

W ciągu piętnastu minut przyjaciel dwadzieścia razy zapytał mnie, czy może już wyciągnąć termometr. Dziewiętnaście razy powiedziałem „Nie". Gdy ostatnim razem z moich ust wydobyła się pozwalająca odpowiedź, blondyn automatycznie znalazł się na górnym łóżku. Podał mi termometr, z którego wynikało, że miałem rację.

- Mówiłem, że masz gorączkę. Powinieneś leżeć w łóżku i pić ciepłe herbaty.

- Tylko pod warunkiem, jeśli ty będziesz to robił ze mną.

Po tych słowach położył się obok mnie i przykrył nas kocem. Ledwo starczał dla nas obu, dlatego sięgnąłem jeszcze po kołdrę. Brook lekko pocałował mnie w nos i mocno przycisnął do swojej klatki piersiowej. Słuchałem jego miarowego oddechu i rytmu wybijanego przez serce. Kochałem go, a chwile spędzane w ten sposób były definicją mojego szczęścia.

Jealous boy | RoadTrip |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz