Rozdział 32

545 63 37
                                    

Dzień przed wigilią Bożego Narodzenia postanowiłem bardziej zaangażować się w pomoc przy przygotowaniach. Lubiłem gotować, więc myślałem, że nie będzie to dla mnie problemem. Niestety rodzicielka miała dla mnie inny plan. Nie pozwoliła mi nawet dotknąć noża, nie mówiąc już o składnikach na pierogi, które bardzo chciałem ulepić*. Wręczyła mi długą listę zakupów wraz z sporej wartości banknotami. Gdy ociągałem się z wyjściem, popędziła mnie, mówiąc, że kolejki wcale nie będą takie małe, jak sobie wyobrażam.
Spoglądając po drodze na listę, zastanawiałem się w jaki sposób zabiorę to wszystko do domu. Chyba powinienem w końcu rozważyć kupno roweru lub kurs prawa jazdy. Chociaż może dzięki tym zakupom wyrobię sobie bicepsy.

Udałem się do największego sklepu w mieście, w którym prawdopodobnie były też największe kolejki. Masa ludzi pchających się na siebie, by dosięgnąć ostatnią mrożoną rybę. Dobrze, że mama nie wpisała jej na listę, bo nawet nie zamierzałem podchodzić do zamrażarek. Biorę, co potrzeba i wychodzę.

Wkładając do koszyka paczki z przyprawami, usłyszałem znajomy głos, który wypowiedział moje imię. Obejrzałem się przez ramię i zobaczyłem niską dziewczynę z rudymi włosami. Wpatrywała się we mnie spod grzywki, prawie przykrywającej jej zielone, typowo irlandzkie oczy. Kiedy się uśmiechnąłem, opuściła swoje zakupy i wczepiła się we mnie, zamykając moje ciało w ciasnym uścisku.

- Udusisz mnie - powiedziałem.

- Nie odzywałeś się przez tyle czasu, że mam prawo zrobić ci krzywdę.

Jej głos przerywało uporczywe szlochanie. Próbowałem ją uspokoić, ale bez skutku. Ludzie patrzyli się na nas, jak na ciekawy okaz w zoo. Pewnie zastanawiali się, co takiego mogłem zrobić dziewczynie, kiedy ta zaczęła uderzać pięściami o moją pierś i mówić, że mnie nienawidzi.

- Uspokój się, Alice - mówiłem, gładząc ją po plecach, żeby załagodzić sytuację.

Dziewczyna otarła oczy i nos. Jeszcze raz przeszyła mnie spojrzeniem, jakby niedowierzając, że pamiętam jej imię.

- Dupek z ciebie, Jack.

Oboje zaczęliśmy się śmiać.

Z Alice przyjaźniłem się w latach szkolnych. Przez jakiś czas byliśmy nierozłączni. Wszystko robiliśmy razem. Mówiliśmy sobie wiele rzeczy, chociaż nigdy nie poinformowałem jej wprost o mojej orientacji. Myślę jadnak, że sama się domyśliła. Poza tym niejednokrotnie nazywano mnie pedałem. Problem leżał w tym, że ona była lubiana, w przeciwieństwie do mnie. Po jakimś czasie zaczęto jej dokuczać z mojego powodu, dlatego postanowiłem powili się odsunąć. W międzyczasie moja przyjaciółka znalazła sobie chłopaka, co sprzyjało moim planom zostania szkolnym wyrzutkiem. Nasze relacje uległy zmianie. Nie powiedziałem jej, że zaproponowano mi członkostwo w zespole. Pewnego dnia po prostu wyjechałem bez pożegnania. Z początku dzwoniła do mnie kilka razy, lecz zawsze starałem się ją zbyć. Miałem nadzieję, że o mnie zapomni. Chciałem całkowicie odciąć się od poprzedniego życia. Nowe miało pierwotnie lepszą perspektywę. Przez ponad dwa lata nie miałem kontaktu z osobą, która tak bardzo mnie wspierała. Teraz wiem, że to kolejny błąd. W ostatnim czasie ich liczba na moim koncie znacznie wzrasta.

Szliśmy sklepowymi alejkami, uzupełniając swoje koszyki. Zapytałem ją o chłopaka, więc zaczęła opowiadać, co słychać u tego idioty, który nigdy za mną nie przepadał, z resztą z wzajemnością.

- Wiem, że jutro wigilia i oboje powinniśmy pomagać w domach, ale może dasz się zaprosić na szybką kawę? Strasznie się za tobą stęskniłam.

- Pewnie, Starbucks?

- Niedawno otworzyli nową kawiarnię. Mają boską kawę, której koniecznej musisz spróbować.

Zgodziłem się, nie wspominając o tym, że ostatnio kawa nie jest moim ulubionym napojem.

Z tobołami produktów spożywczych i nie tylko weszliśmy do wspomnianej kawiarni. Wnętrze było przepełnione przedmiotami zielonych kolorów, co przypomniało mi o istnieniu wiosny, za którą bardzo tęskniłem.

Rozmawialiśmy z Alice o wielu rzeczach. Chyba jeszcze nigdy z nikim nie poruszyłem tylu tematów jednocześnie podczas jednego spotkania. Ale niestety nie da się opowiedzieć dwóch lat życia w półtorej godziny, bo tyle czasu ze sobą spędziliśmy.

- Do kiedy tu zostajesz? Chciałabym się jeszcze spotkać, zanim znowu sobie wylecisz, nic nie mówiąc.

- Wracam dopiero po Nowym Roku.

- Jakieś plany na Sylwestra?

- Pewnie otworzę Picollo z rodzicami i Jacob'em, a ty?

- Robię domówkę. Może chciałbyś wpaść?

- Pytasz, jakbyś mnie nie znała... - odpowiedziałem unosząc brew.

- Racja, ale jakbyś zmienił zdanie, drzwi będą dla ciebie otwarte.

Po kolejnej serii mocnych uścisków każde z nas rozeszło się w swoją stronę. Miałem nadzieję, że rzeczywiście się jeszcze spotkamy. Chciałem jakoś nadrobić ten stracony czas. Żałowałem swojej wcześniejszej decyzji o tej rozłące z rudowłosą.

W domu czekało na mnie kolejne zadanie. Musiałem posprzątać swój pokój. Kiedy usłyszałem to polecenie z ust mamy, poczułem się jak dziesięciolatek, który za nic nie chce pozbierać klocków Lego z podłogi.

- Przecież mnie nie było, kto miał nabrudzić?

- Kurz nie potrzebuje twojej obecności do ugoszczenia się na półkach.

I w ten oto sposób bez dyskusji zabrałem się do sprzątania. Aby urozmaicić sobie to nudne zajęcie, nuciłem pod nosem piosenkę, która ostatnio wpadła mi w ucho.

- Brakowało mi tego - powiedział nagle głos, należący do mojej siostry.

- Czego ci brakowało, Emily?

- Twojego ciągłego mruczenia pod nosem.

- Nie wiedziałem, że to słyszysz.

- Słyszę chyba zawsze, ale nie przeszkadza mi to. Wręcz przeciwnie, bez ciebie jest tu pusto.

Siostra przytuliła mnie mocniej niż wtedy, gdy się witaliśmy.

- Może za wyjątkiem tych jęków pod prysznicem. One bywają uciążliwe - powiedziała chyba tylko dlatego, żeby nie zrobiło się zbyt słodko.

Oboje się zaśmialiśmy. Spędziliśmy razem trochę czasu na rozmowie i pieszczeniu Jacob'a, będącego w wyjątkowo dobrym humorze. Mówiłem jej o Kali i odpowiadałem na pytania dotyczące chłopaków. Moja siostra była fanką Andy'ego i Ryan'a, więc zaświeciły jej się oczy, gdy powiedziałem, że są teraz parą. Wielka Randy shipper.

- A jak twoje życie miłosne, braciszku? Podrywasz Cobban'a czy Wyatt'a?

Przygryzłem wargę, nie chcąc odpowiadać. Zamierzałem zmienić temat, ale nie wiedziałem zbytnio jak.

- Mikey ma chłopaka - odparłem.

- Świetnie, czyli mogę mieć nadzieję na  Jacklyn'a.

- Nie do końca. Brook raczej... jakby, no...pokłóciliśmy się i zanim zapytasz, wolałbym o tym nie mówić.

- W porządku, rozumiem. Pójdę już, bo jak mama zobaczy, że się opierdzielamy, nie dostaniemy pierogów.

Mrugnęła do mnie i opuściła pomieszczenie. Padłem na łóżko, głową uderzając w stado miękkich poduszek. Nie mogłem jej mieć za złe, że o nim wspomniała. Mimo tego wpędziła mnie w gorszy nastrój. Blondyn znów nie będzie chciał opuścić moich myśli. Chwyciłem swojego smartfona i wszedłem w galerię, aby móc poprzeglądać jego zdjęcia. Podziwiałem piękno całej jego osoby i zastanawiałem się, co może teraz robić. Odczytałem wiadomości od Andy'ego, w którym wysłał mi przepis na świąteczny kompot i Mikey'a, przesyłającego zdjęcie swojego psa w czapce Mikołaja. Chciałem już odkładać telefon, gdy urządzenie zawibrowało. Na wyświetlaczu zobaczyłem wiadomość od Brook'a o treści: „Wesołych świąt, Jacky".

••••••••••
Hejka, nie zapomnieliście jeszcze o mnie? 😄⭐️

*Wiem, że w Irlandii nie je się pierogów 😜

Jealous boy | RoadTrip |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz