Rozdział 21

46.3K 1.4K 547
                                    

Drake:

Z racji tego, że trochę już wypiłem postanowiłem się przejść. W międzyczasie rozglądałem się za niebieskooką, mając nadzieję że natrafię na nią i porozmawiam o tym co między nami zaszło. Obawiałem się tej chwili, ale nie miałem innego wyjścia. Z dnia na dzień jej osoba stawała się dla mnie coraz ważniejsza, a to mnie przerażało i to cholernie. Musiałem się przełamać i zrobić coś, aby temu zapobiec.

Zatrzymałem się przy jeziorze. Spojrzałem na pomost, zauważając Ashley i dwie inne dziewczyny z jej drużyny. Cała trójka wyglądała na spanikowaną. Z ciekawości zacząłem iść w ich kierunku. Nie zauważyły mnie, gdyż stały obrócone do mnie plecami, jednak zdążyłem przysłuchać się ich rozmowie.

- Powinnyśmy wezwać pomoc. - Brunetka chwyciła się za głowę i nie spuszczała wzroku z tafli wody. - Co jeśli coś jej się stało? - Niemal pisnęła.

- Nic jej nie jest. Próbuje nas tylko nabrać. - Wybełkotała nietrzeźwa Ashley. - Powinna zrozumieć, że Drake jest mój i tylko mój.

Na te słowa ruszyłem w ich kierunku. Z jakiegoś powodu domyślałem się, że rozmawiają o Mii. Ale co jej zrobiły? Musiałem się dowiedzieć. Cała ta sytuacja śmierdziała na kilometr.

- Nie jestem twój. Co znowu odjebałaś? - Przebywając w jej otoczeniu nie byłem w stanie zapanować nad nerwami. Wiedziałem, że Ashley była głupia i pomysły, na które wpadała nie należały do najmądrzejszych, jednak miałem nadzieję, że tym razem się myliłem i nic a nic nie spieprzy tego dnia.

- No bo... - Nie potrafiła się wysłowić, co wprawiało mnie w coraz to większą irytację. Zacisnąłem pięści i stanąłem tuż przy niej. Zachwiała się ale z jakiegoś powodu nie spojrzała mi w oczy.

- Ashley pchnęła Mię do wody. Nie wypływa już od jakiejś pół minuty. - Krzyknęła jedna z nastolatek.

Nie zwracając uwagi na nic, wskoczyłem do wody. Miałem gdzieś wszystko inne. Liczyła się tylko Ona. Zapomniałem o tym co chciałem jej powiedzieć. Wszystko co zaplanowałem straciło jakikolwiek sens, a ja chciałem tylko ją odzyskać. Po ciągnącej się w nieskończoność chwili napotkałem jej drobne ciało. Była nieprzytomna, a moje serce nakurwiało jakby zaraz miało wybuchnąć. Objąłem ją i zacząłem wyciągać na powierzchnie. Nie ruszała się. Bałem się, że już nigdy nie usłyszę jej głosu, ani nie poczuję jej ciepłego dotyku. Nie chciałem jej stracić. Gdy dopłynąłem do pomostu, wyciągnąłem ją na niego i po chwili uklęknąłem tuż obok niej. Przewróciłem ją na lewy bok i sprawdziłem czy oddycha. Nie oddychała.

Kurwa. To się nie może tak skończyć.

- Nie dam ci umrzeć. - Wyszpetałem, a moje oczy nagle się zaszkliły.

Co się ze mną do chuja dzieje? Nie mogę ryczeć. Nie jestem taki.

Ułożyłem ją tak, aby leżała na plecach. Przyłożyłem dłoń na środku jej klatki piersiowej, po chwili kładąc na nią drugą. Zacząłem równomiernie i mocno naciskać. Mostek niebieskookiej co chwila podnosił się i obniżał, ale nadal nie wykazywała żadnych oznak życia. Odchyliłem jej głowę do tyłu i zatkałem jej nos. Zrobiłem dwa silne wdechy.

Oddychaj. Księżniczko, nie rób mi tego.

Nagle otworzyła oczy i zaczęła wypluwać wodę, która napłynęła do jej płuc. Byłem szczęśliwy. Chciałem ją przytulać, całować i nigdy nie wypuszczać ze swoich objęć. Podniosłem ją do pozycji siedzącej i otuliłem swoimi ramionami.

- Nigdy więcej mi tego nie rób. - Ująłem jej policzki i wbiłem swoje spojrzenie w jej piękne oczy. - Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę.

- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. - Wypluła całą wodę, posyłając mi tym samym lekki uśmiech.

- Nie mam takiego zamiaru. - Pocałowałem ją delikatnie. Nasze usta ponownie się zetknęły, ale nie trwało to długo. Zaledwie kilka sekund. Nie brakowało w tym pocałunku niczego. Był szczery i pełen namiętności.

Byliśmy cali mokrzy, a przez powiewający wiatr na skórze dziewczyny i mojej pojawiła się gęsia skórka. Nie spuszczałem z niej wzroku. Nie chciałem się z nią rozstawać nawet na krótką chwilę. Byłem pewny, że gdy będę miał ją na oku, będzie bezpieczna. Szatynka przejechała dłonią po moich włosach, na co od razu przez moje ciało przeszło ogromne ciepło. Zawiesiła ręce na mojej szyi i co najbardziej mnie zdziwiło, przytuliła mnie pierwsza.

- Dziękuję. - Szepnęła swoim słodkim głosem wprost do mojego ucha. Na same te słowa chciałem znowu ją pocałować, a nawet robić całkiem inne, ale tak samo przyjemne rzeczy.

- Możesz podziękować mi w inny sposób. - Uśmiechnąłem się łobuzersko, na co niezbyt mocno uderzyła mnie w ramię.

- Ty się chyba nigdy nie zmienisz.

I tu się mylisz, kochana.

Powróciła do poprzedniej pozycji, a jej mokre włosy opadały na odsłonięte ramiona. Miała na sobie czerwony, opinający top i czarne spodenki. Kątem oka zerknąłem na jej biust. Przez cienki materiał prześwitywał biały stanik, przez co można było zobaczyć zarys jej niezbyt dużych, ale nie małych piersi. Na sam ten widok w mojej głowie pojawiało się tysiące myśli, gdy całuje jej ciało i delikatnie ściskam jej atuty. Pociągała mnie jak nikt inny wcześniej. Pragnąłem, żeby była tylko moja.

I wtedy zerknąłem na pomost. Gdy Ashley to zauważyła, zaczęła odchodzić. Od razu wstałem na równe nogi i ruszyłem w jej kierunku. Chwyciłem ją za ramię i zagryzłem zęby ze złości.

- Jeśli jeszcze raz ją dotkniesz albo chociaż się do niej zbliżysz, zajebie cię. - Powiedziałem groźnym tonem, na co rudowłosa zatrzęsła się. - Pamiętaj o tym, bo następnym razem nie będę tak opanowany, jak teraz.

- To nie moja wina. - Zaczęła bezsensownie się tłumaczyć.

- A może moja? Wypierdalaj, zanim naprawdę coś ci zrobię. - Nic więcej nie mówiąc, poszła w kierunku ogniska.

Mia:

Gdyby nie Drake Matterson, nie byłoby mnie tu. To on uratował mnie dwa razy i stanął w mojej obronie. Zawdzięczałam mu każdy kolejny oddech, każde wypowiedziane słowo. Zawdzięczałam mu swoje życie. Patrzyłam na to, jak krzyczy na Ashley z mojego powodu i chociaż nie dałam po sobie tego poznać, cieszyłam się. Przed straceniem przytomności to właśnie jego obraz miałam przed oczami. Bałam się, że już więcej go nie zobaczę, ani nie dotknę. Bałam się, że go stracę.

Podszedł do mnie pewnym krokiem i wziął na ręce. Popatrzyłam na niego, nic nie mówiąc. Czułam się jak zahipnotyzowana, a tylko jego wzrok przyciągał moją uwagę.

- Potrafię chodzić. - Położyłam ręce na jego szyi, nawet nad tym nie panując.

- Nieważne. Powinienem cię pilnować.

I właśnie w tamtej chwili zdałam sobie sprawę, co do niego czułam. Był dla mnie ważny jak nikt inny. Przez niego upadłam i podnosiłam się. Dawałam mu nad sobą kontrolę, gdy hipnotyzował mnie swoim pięknym wzrokiem. Uwielbiałam jego głos i dotyk. Pragnęłam jego bliskości, jego pocałunków i jego słów. Był moim słabym i mocnym punktem. Był kimś, kogo powinnam nienawidzić. Jednak ja nie czułam do niego zawiści. Choć bałam się do tego przyznać, kochałam go jak nikogo innego.

Byłam pewna, że uczucie, którym go darzę, jest tylko jednostronne i nigdy nic z niego nie wyniknie. Powiedzenie mu prawdy nie byłoby najlepszym rozwiązaniem, ale dlaczego chciałam to zrobić? Chciałam wykrzyczeć mu całą prawdę. Chciałam, żeby wiedział, jak nienawidzę jego seksownego uśmieszku, gdy pojawia się na jego twarzy, gdy mówi coś niestosownego lub chamskiego, jak przez jego słowa zapeszam się, jak przez sam jego widok miękną mi kolana.

Kocham cię ty idioto. Kocham cię i nienawidzę siebie za to, że dałam ci się tak omotać.

- Jesteśmy na miejscu. - Otworzyłam szerzej oczy na widok domku, w którym mieszkał.

- Co my tu robimy? - Zapytałam zdziwiona. - To nie jest mój domek.

- Miałem się tobą zająć i to zrobię.

Od razu mówię, że kolejny rozdział dodam, wtedy gdy go napiszę. Powinien być w poniedziałek/wtorek.

You're only mine. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz