Trzy tygodnie później...
Dortmund, Niemcy.-Miałeś nie przemęczać nogi. - karcące spojrzenie Joanny przeszyło na wskroś Łukasza, który z synkiem w wózku powolnym krokiem przemierzał kolejne metry swojego dużego i zadbanego ogrodu.
Od meczu na stadionie narodowym próbował znaleźć dla siebie jakieś zajęcie, które pozwoliłoby mu choć na chwilę przestać myśleć o kontuzji i przerwie od piłki nożnej, która zdecydowanie nie była tym czego potrzebował i chciał. Owszem, mógł poświęcić dużo więcej czasu swojemu synkowi czy grzebaniu w ogrodzie a bezczynność nie była jego najmocniejszą stroną.
Piszczek spojrzał na Asię niepewnym spojrzeniem. Odkąd dowiedział się o ciąży przyjaciółki robił dużo żeby odciążyć ją w obowiązkach domowych, choć w jego stanie nie było to zbyt łatwe. Nawet spacer z wózkiem był dla niego lekkim dyskomfortem, ale mimo to się nie poddawał. Wiedział, że ma dla kogo walczyć i nie może stanąć w pół kroku. Jednak fakt, że Joanna po śmierci Matyldy robiła dla niego tak wiele sprawił, że chciał odwdzięczyć się jej tym samym.
-Zwariuje, gdy dalej będę siedział bezczynnie. - rzucił, podnosząc głowę znad wózka i wbijając swoje spojrzenie w blondynkę, stojącą przy drewnianym ganku ubraną w szary, jesienny płaszcz ze skórzaną torbą przewieszoną przez ramię. Na jednym ze schodków prowadzących do domu stały dwie papierowe torby z zakupami, które zrobiła wracając z kliniki.
-Jesteś gorszy niż dziecko. - skomentowała pokonując kilkadziesiąt metrów, które dzieliły ją od piłkarza. -Nie zależy Ci na szybkim powrocie do sprawności? - dodała, zaglądając do wózka,w którym niespełna jedenasto miesięczny chłopiec od kilkunastu minut brylował w krainie Morfeusza.
-Zależy, ale szlag mnie trafi jak będę ciągle siedział w domu! - warknął, co Fabiańska skomentowała uderzeniem przyjaciela swojego brata w prawy bok. -A ty? - spytał, po chwili. Joanna zmarszczyła brwi zaskoczona jego pytaniem.
-Co ja?
-Jesteś w ciąży i jakoś się nie oszczędzasz. - rzucił ironicznie wskazując blondynce na torby z zakupami, które przytachała z samochodu, który zaparkowała na podjeździe chwilę wcześniej.
-Ciąża nie jest chorobą a ja jestem ginekologiem i nie próbuj mnie nawet pouczać. - odpowiedziała na jego słowa. Choć bardzo go lubiła to czasami ją denerwował.
-Dobra, przepraszam. - wyszeptał, kolejny raz wbijając spojrzenie w wózek, w którym leżał jego synek.
-Chodź zrobimy obiad. - uśmiechnęła się do niego delikatnie, bardzo przyjaźnie. Tak, jak robiła to zaraz po śmierci Matyldy a jemu zrobiło się niezmiernie głupio i wstyd za to, że się uniósł. Fabiańska robiła dla niego tak wiele a on odpłacił się jej tak źle.
Blondynka poklepała go po ramieniu, po czym bez słowa udała się kamienną ścieżką w kierunku domu. Łukasz jednie westchnął, miał nadzieję, że Joanna nie będzie na niego zła. Gdy kończyła kroić warzywa wślizgnął się do kuchni na tyle cicho, na ile pozwalały mu kule ortopedyczne, które od urazu podczas reprezentacyjnego meczu pomagały mu odciążać kontuzjowane kolano. Pomogła mu w tym również cicha muzyka wydobywająca się z odtwarzacza stojącego na wysokiej, szerokiej lodówce. Sama blondynka skupiona była na przygotowywaniu posiłku a stojąc tyłem do wejścia do kuchni nawet go nie spostrzegła. Łukasz przyglądał się jej przez krótką chwilę. Nabrał cicho powietrza, po czym robiąc kilka pewnych kroków stanął obok niej przy kuchennym blacie. Joanna rzuciła mu jedynie przelotne spojrzenie, po czym wróciła do krojenia umytych warzyw leżących swobodnie na szklanej podkładce.
CZYTASZ
Gotowi Na Wszystko || ZAKOŃCZONE
Fanfiction(dawniej W oczach Twych na codzienność znajdę broń...) Najważniejszym jest stanąć twarzą w twarz z życiem, krętymi ścieżkami i porażkami. Ważne są szczęśliwe chwilę, jednak najwięcej nauczą nas gorzko smakujące porażki a słodki smak małych zwycięst...