Spojrzenie Drugie.

151 6 2
                                    

Wrzesień 2017 r.

Kraków, Polska


         -Maciuś rośnie jak na drożdżach. - Łukasz uśmiechnął się, słysząc z ust Leokadii Kwiatkowskiej pozytywną uwagę i dostrzegając na jej jasnej twarzy lekki uśmiech. Cieszył go fakt, że rodzice Matyldy cieszą się ze swojego wnuczka, ale co dla niego najbardziej budujące było to, że potrafili podnieść się po stracie najmłodszej córki. Byli dla niego ogromnym wsparciem i wiedział, że bez ich pomocy mógłby nie poradzić sobie z tą sytuacją, w której znalazł się ponad osiem miesięcy temu.
         -Ale nie mogę powiedzieć tego samego o Tobie. - zauważyła podając mu kubek z gorącą herbatą. Piłkarz Borussi Dortmund spojrzał na nią znad unoszącej się nad kubkiem pary wodnej. Jadał dobrze, tego nikt nie mógł mu zarzucić, jednak przemęczenie organizmu dawało jasno do zrozumienia, że z piłkarzem nie jest najlepiej. -Dajesz w ogóle radę? - spytała, delikatnie dotykając jego spiętego ramienia. Spojrzał na nią niepewnie. Nie chciał nikogo obarczać sowimi problemami, jakie miał z pogodzeniem bycia czynnym piłkarzem i prawdziwym, dobrym ojcem. Próbował jednak dać radę i jak na razie w miarę mu to wychodziło. Najważniejszy dla niego był oczywiście jego syn.
           -Jakoś daje. Nie jest łatwo, ale mam przyjaciół. Asia pomaga mi najbardziej. - Leokadia uśmiechnęła się delikatnie. Matylda i Joanna przyjaźniły się się od liceum. Od momentu, w którym Fabiańska pojawiła się w Krakowie. Dziewczyny bardzo się polubiły, a ona polubiła przyjaciółkę swojej córki. Wiedziała, że przyjaźń między nimi jest przyjaźnią na dobre i na złe. Do samego końca. I tak rzeczywiście było.
           -Łukasz możesz zjeść coś niedietetycznego? - oboje przenieśli swoje spojrzenia na niską brunetkę wychylającą się z kuchni. Dagmara Bachleda, partnerka syna pani Leokadii uśmiechnęła się niepewnie.
           -W sumie, tak trochę to mi nie zaszkodzi. - odpowiedział uśmiechając się delikatnie. Dagmara zniknęła w kuchni, a obok nich pojawił się najstarszy z synów Leokadii i Jerzego Kwiatkowskich, Robert.
           -Zapraszam na taras. - powiedział, zaglądając przy okazji do czarnego wózka, w którym słodko spał jego siostrzeniec. Łukasz przepuścił w drzwiach balkonowych Leokadię, po czym zajął miejsce obok Dagmary, tak aby być blisko drzwi prowadzących do salonu, w którym słodko spał jego Maciuś.
    Na początku, tak jak zawsze wspominali Matyldę. Rozmawiali o tym co lubiła, o czym marzyła, jakie miała plany na przyszłość. Jadnak, tak jak zawsze gdy wspominania wywoływały łzy, ktoś zgrabnie zmieniał temat. Tym razem był to Jerzy Kwiatkowski, którego śmierć córki bardzo bolała, jednak zaczynał się z nią oswajać. Razem z żoną chcieli żyć dalej, wiedząc, że nic nie wróci im życia Matylda, a ona nigdy nie lubiła gdy ktokolwiek się smucił.
            -Jakie dajesz wam szansę na medal na Mundialu? - Piszczek zaśmiał się słysząc pytanie dziadka swojego syna.
            -Na razie musimy jeszcze skończyć eliminacje. - odpowiedział dyplomatycznie. Nie był z tych zawodników, którzy rozdają medale przed zawodami. Nigdy nie zachwalał dnia przed zachodem słońca. Nie chciał zapeszyć. Jednak medal na mundialu, był jego największym, sportowym marzeniem.
             -Oj, ta wasza skromność. - westchnął Robert, wbijając srebrny widelec w grillowaną kiełbaskę leżącą na jego talerzu. Lubił Piszczka, wiedział, że był zakochany w jego młodszej siostrze. Podziwiał go pod każdym względem. Miał nadzieję, że Łukaszowi uda się jeszcze znaleźć kobietę, która sprawi, że będzie szczęśliwy po tym, jak stracił Matyldę.
            -Twoje ego natomiast nie łapię się w żadnej skali. - skomentowała kąśliwie Dagmara, co wywołało śmiech wszystkich poza samym zainteresowanym, którym był jej mąż. Robert nigdy nie lubił, gdy jego dziewczyna rzucała w jego osobę kąśliwymi uwagami. Lecz cóż, to go do niej przyciągało i to w tym się zakochał. Teraz musiał cierpieć. Piszczek uważnie się im przyglądał, a na jego twarzy wykwitł lekki uśmiech, ten niewymuszony, który ucieszył wszystkich.
            -A co u Asi? - spytała nagle Leokadia nakładając na talerz przygotowaną przez Dagmarę sałatkę warzywną. Łukasz uważnie przyjrzał się kobiecie. Sam miał wrażenie, że Joanna ni mówi mu całej prawdy i skrupulatnie coś przed nim ukrywa.
           -To co zawsze. Dużo pracuje, pomaga mi i nie ma prawe wcale czasu dla samej siebie. - odpowiedział.
     Od śmierci Matyldy to właśnie Joanna, siostra Łukasza Fabiańskiego, dzień w dzień dzwoniła do niego, wpadała z wizytą gdy tylko znalazła wolną chwilę. Czuł się źle z przeświadczeniem, że Joanna poświęca dla niego i jego synka swoje prywatne życie. Nie potrafił jednak tak po prostu zrezygnować z pomocy jaką blondynka mu oferowała. Dzięki niej był w stanie znaleźć czas na piłkę nożną, którą tak bardzo kocha i nie wie, czy byłby w stanie żyć, gdyby nie mógł już trenować. Choć z drugiej strony może gdyby porzucił piłkę nożną, wszystko byłoby o wiele łatwiejsze. Jednak taki ewentualny scenariusz tak po prostu nie mógł zaświtać w jego głowie na dłuższą chwilę. Nie mógł sobie tego tak, po prostu wyobrazić. Zawsze gdy myślał nad wszystkim dłużej to zdawał sobie sprawę, że gdyby nie Fabiańska to nie udałoby mu się funkcjonować tak, jak robił to teraz. Nie wiedział jak będzie w stanie się jej odwdzięczyć.
             -A Jens nie ma pretensji? - zapytała Leokadia. Piszczek westchnął, a gdy spojrzał na siedzącą obok Dagmarę, dostrzegł rysujący się niepokój na jej twarzy. Był skołowany. Miał dziwne przeczucia, związane z osobą blondynki, jednak to były tylko jego domysły, niczym nie podparte. A Schmitt, nigdy nie miał do niego pretensji, że Asia spędza w jego domu prawie, każdą wolną chwilę. Sam nawet wpadał czasem do niego i oferować piłkarzowi swoją pomoc.
             -Nie ma. - odpowiedział, uśmiechając się lekko.
             -To dobrze. - skwitował Jerzy.
             -Pójdziemy posprzątać, a wy pogadajcie. - powiedziała Kwiatkowska, a w tym samym momencie podniosła się z drewnianego krzesła jej przyszła synowa. Zostawiły tym samym trójkę mężczyzn na tarasie. Zarówno Jerzy jak i Robert pochylali się nad pękatymi kieliszkami czerwonego wina, Łukasz natomiast siedział w wygodnym wiklinowym fotelu ze szklanką soku pomarańczowego. Obserwował uważnie wózek, w którym nadal słodko spał jego synek. Cieszył się, że go miał. Jednak gdy jego myśli brylowały gdzieś w przyszłości, zastanawiał się co będzie dalej. Oczywiście, nie chodziło tu o to, czy uda mu się go wychować, tylko czy uda mu się wychować go bez matki.
             -Mały się obudził. - zauważył Robert widząc rączkę Maćka. Łukasz podniósł się z fotela i podszedł do chłopca. Na jego twarz wkradł się uśmiech, gdy zobaczył słodkie oczka swojego synka. Tak bardzo go kochał. Teraz, bo tych kilku miesiącach, nie wyobrażał sobie życia bez niego.
             -Co kochany? - spytał, biorąc chłopca w swoje ramiona.
             -Może trzeba go przewinąć? - zapytała Dagmara, pojawiając się obok Łukasza. Piszczek podniósł Maćka nieco ku górze wąchając okolice pampersa.
             -Nie, chyba raczej głodny. - odpowiedział, uśmiechając się szczerze do Dagmary.
             -Daj mleko, to przygotuje. - powiedziała, po czym według jego instrukcji wyciągnęła plastikowe pudełko niebieskiego koloru z torby leżącej na komodzie w przedpokoju, po czym zniknęła w kuchni. Łukasz natomiast okrył synka ciepłym kocem, po to, aby mógł choć na chwilę poczuć świeże powietrze, które we wrześniu było wyjątkowo rześkie i ciepłe.
              -Zostaniesz na noc. - Jerzy spojrzał na ojca swojego wnuka. Piłkarz niemieckiego klubu nie chciał sprawiać im kłopotu, ale wiedział, że bliskość Macieja z dziadkami jest dla chłopca bardzo ważna.
              -To nie było pytanie. - dodał Robert, upijając łyk czerwonego wina. Łukasz zaśmiał się, przytulając swojego synka do miarowo bijącego w piersi serca.
         Gdy Maciej zasnął w dużym łóżku, w pokoju gościnnym Kwiatkowskich Łukasz postanowił zejść do swojego samochodu, po kilka swoich rzeczy, spakowanych w walizki i torby w bagażniku swojego samochodu. Zamknął drewniane drzwi pokoju i cicho zszedł po ciemnych, drewnianych schodach. Wiedział, że domownicy mogą już spać, a nie miał na celu budzić ich ze słodkiego snu. Gdy znalazł się na parterze domu dostrzegł delikatnie światło wydobywające się z kuchni. Postanowił do niej wejść i sprawdzić kto nie może spać. Uśmiech zagościł na jego twarzy, gdy dostrzegł siedzącą na szeroki, kamiennym parapecie Dagmarę z kubkiem gorącej herbaty. Dostrzegła go dopiero, gdy ten pojawił się obok niej. Spojrzał na blondynkę bardzo uważnie. Zarówno ona, Asia jak i zmarła Matylda były do siebie bardzo podobne. I nie chodziło mu tu o wygląd zewnętrzny, choć i tu był w stanie znaleźć delikatne różnice. W głównej mierze porównywał ich charaktery, podejście do życia i do ludzi. Dagmara zaprzyjaźniła się z Matyldą i Asią nieco ponad dwa lata temu,a co jasne i w jego życiu zagościła na dłużej.
              -Nie śpisz? - zapytała, gdy wyrwała się z myśli, które kotłowały się w jej głowie i owijały się wokół Joanny Fabiańskiej.
             -Szedłem po rzeczy do samochodu. - odpowiedział opierając dłonie o zimny parapet. Zaciekawiło go nietypowe zachowanie blondynki i był wręcz pewny, że ma to coś wspólnego z Joanną. Bachleda pokiwała mu jedynie delikatnie głową i wbiła swoje spojrzenie w szybę, po której spływały krople jesiennego deszczu. -Coś się dzieje. - stwierdził, uważnie się jej przyglądając. Dagmara jedynie westchnęła głośno. Podejrzewała, że Aśka nie mówi im wszystkiego, że coś przed nimi ukrywa. Nie miała jednak na to żadnych dowodów, a jedynie własne domysły, a więc nie mogła z tym nic zrobić.
              -Nic się nie dzieje. - odpowiedziała szybko. Nie chciała go martwić, niepotwierdzonymi obawami, wiedziała bowiem, że miał już i tak zbyt dużo zmartwień. -Na prawdę Łukasz, nic się nie dzieje. - dodała nieco ciszej, słysząc czyjeś kroki. Po krótkiej chwili w kuchni pojawił się jej partner, Robert ubrany w luźny podkoszulek i kolorowe szorty.
              -Romansujecie i myślicie, że się nie dowiem? - spytał, opierając się o framugę drzwi zaplatając przy okazji dłonie na klatce piersiowej. Piszczek spojrzał na Dagmarę wymownie, po czym przybliżył się do niej i objął swoim ramieniem.
              -Widzisz Łukaszku wydało się. - westchnęła, spuszczając głowę.
              -No cóż, nie mogliśmy przecież tego w nieskończoność ukrywać. - odpowiedział, całując ją w policzek. Robert jedynie kiwał zabawnie głową, a jego twarz zdobił coraz to szerszy uśmiech.
             -Fajnie, że jesteś Piszczu. - powiedział. Piłkarz zaśmiał się. Cieszył się, że poza kolegami z reprezentacji i klubu, mógł liczyć na prawnika i jego dziewczynę.
            -Ja też się cieszę, że was mam. - odpowiedział. Dagmara uśmiechnęła się, po czym cmoknęła go w policzek. -Ale muszę Cię zmartwić... - mina zrzedła Robertowi zaraz po tym, jak piłkarz spojrzał na niego tym spojrzeniem, którego Kwiatkowski nigdy nie lubił.
           -Znowu jakaś psycho fanka Lewego? - spytał. Łukasz pokiwał mu twierdząco głową. Nie umiał odmawiać ludziom pomocy, ale reprezentowanie polskich piłkarzy w sądzie nie było dla niego niczym przyjemnym.
           -Oj przecież sobie poradzisz kotku. Jesteś w końcu najlepszym krakowskim prawnikiem.- powiedziała Dagmara, gdy znalazła się blisko swojego partnera.
          -A ty sobie grabisz. - powiedział. Blondynka jednak tylko uśmiechnęła się szeroko i zniknęła w czeluściach ciemnego korytarza.
          -Idę po rzeczy. - zakomunikował Piszczek.
          -To ja zrobię nam herbatę i pogadamy. - powiedział Kwiatkowski. Łukasz jedynie zaśmiał się cicho i udał się do przedpokoju, za pośrednictwem którego znalazł się na podwórzu.

Gotowi Na Wszystko || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz