Akt 7 - Nocny Spacer

921 60 9
                                    

Geralt stanął bliżej Vernona, tym samym ukrywając przed nim spokojną Tiernan. Salamandra napsuła krwi Foltestowi, jego interesom, ale też samemu dowódcy Niebieskich Pasów. Jeżeli w ciągu tego wieczora obdarzył tę kobietę namiastką szacunku, tak teraz to nie miało żadnego znaczenia. Zdrajczyni, przestępczyni, dziwka Salamandry. Vernon postanowił to rozegrać pokojowo, by nie sprowokować wiedźmina, który był mu, niestety, potrzebny — a Tiernan dość ważna dla Geralta.

Nie sięgnął po miecz, ani po żadną inną broń. Wskazał palcem skrytą za plecami, zabójcy potworów, kobietę, jakby miał ją przed sobą. 

— Zatem, kto zaczyna mówić? Ty czy ja? — sapnęła spokojnie Tiernan. 

— Co cię łączy z Salamandrą?

Kobieta wywróciła oczami, ponieważ spodziewała się tego oczywistego pytania. Kiedy obserwowała Vernona za czasów zlecenia na niego, widziała, jakim jest człowiekiem. Do czego był zdolny się posunąć, jak łatwo wyzbywał się niektórych rzeczy dla dobra swojej ukochanej Temerii i króla.

Sądziła jednak, że był na tyle inteligentny, by wywnioskować, że nie ma złych zamiarów, z powodu zniszczenia Salamandry oraz bliskich relacji z wiedźminem i jego grupą. Ale oczywiście sama przynależność do tej organizacji przestępczej, która była drzazgą w oku Foltesta, sprawiała, że uznawał ją za wroga. Za jeden wielki znak zapytania. Stała i z kamienną twarzą wpatrywała się w dowódcę Niebieskich Pasów.

— Och, czyli to ten czas, gdy odkrywasz moją straszliwą przeszłość. — Udała przejęcie, co tylko mocniej zirytowało mężczyznę. — Aż tak bardzo chcesz posłuchać o biednej dziewczynce, która była świadkiem wymordowania swojej wioski przez tę bandę popaprańców? Która przeżyła tylko dlatego, że była na tyle głupia, aby podnieść chociażby gałąź na wielkiego Azara Javeda? Maltretowana, poddawana eksperymentom stała się bronią i ochroniarzem tego, którego nienawidziła. Aż tak bardzo interesuje cię ta historia?

— Nie. Gówno obchodzi mnie twój los. Chcę mieć jasność, czy spodziewać się noża w plecy, gdy będę szedł przed tobą — warknął, przecinając ręką powietrze.

Tiernan uśmiechnęła się cierpko. Wiedźmin wydał z siebie przeciągły pomruk, który mógłby wydawać się ostrzeżeniem. Mimo to kobieta wyłoniła się zza jego pleców, by patrzeć prosto w te surowe oczy największego patrioty, jakiego w życiu spotkała.

— Oczywiście, że możesz spodziewać się noża w plecy — powiedziała, sugestywnie poruszając brwiami. — Jestem zabójczynią na zlecenie tego, kto da więcej. — Widziała kątem oka, jak dłoń Roche'a powoli sięga po miecz. — Naprawdę chcesz ze mną walczyć? Jak mówiłam, możesz się tego spodziewać, ale nie obiecuję, że to zrobię. Jesteś przyjacielem Geralta, co za tym idzie nie ubiję cię jak wieprza lub ty nie zabijesz mnie, ponieważ mamy wspólnego znajomego, prawda, Geralt?

— Nie musisz mieszać mnie do tego. Nie używaj mnie, jako sposobu do denerwowania Roche'a.

— Ale tak jest zabawniej!

Roche rzucił łańcuszek przekleństw i odszedł od nich, co zaskoczyło kobietę. Spodziewała się dłuższej wymiany nieuprzejmych zdań,  on po prostu... sobie poszedł? Zerknęła pytająco na Geralta, który nie odpowiedział jej od razu. Złapała go pod ramię i udała się w stronę karczmy, w której wynajmowała pokój. Zwiedzała nocą Flotsam, podziwiając tę parszywą dziurę pełną bandziorów i pijaków. 

— Tiernan...

— Nie zaczynaj, Geralt. — Ścisnęła mocniej jego ramię. — Po prostu nie zaczynaj. Chodźmy w ciszy, napawajmy się nią.

— Dlaczego powiedziałaś to Roche'owi?

Kobieta westchnęła, naciągając kaptur na głowę, chcąc ukryć się przed płomieniami pochodni. Ogień. Tlił się w jej duszy, czaił w oczach i spowijał wspomnienia. Nienawidziła tego żywiołu, a jednocześnie widziała w nim ratunek.

Tiernan | Vernon Roche ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz