Akt 2 - Kontakt

1.3K 88 2
                                    

We Flotsam zawrzało na głównym placu, gdy na szubienicy pojawił się czarujący, dość powszechnie znany, uwielbiany przez wszystkich poeta Jaskier, a także dwoje szarych elfów oraz potężnej postury krasnolud. Jakież to było rozczarowanie wśród zgromadzonych, że nikt więcej tego dnia nie straci życia, chociaż cieszyli się, że utalentowany poeta przeżyje i będzie dalej cieszył kasztele swoim talentem. Słynny wiedźmin — Geralt z Rivii przybył tu w odpowiedniej chwili i ocalił swych wiernych kompanów przed łapskami obrzydliwego Bernarda Loredo. Następnie wraz ze swymi druhami ruszył ratować świat przed...

— Dobra, dobra... Jaskier, zlituj się, jak masz gadać trzy po trzy to lepiej zawrzyj gębę i lej no gorzałę — warknął zirytowany krasnolud, podnosząc swój pusty kufel i pokręcił nim w powietrzu. — Takich głupot się nie da o suchym pysku słuchać.

— Poczciwy krasnoludzie, nie zrozumiesz uroku mej poezji czy jej przeznaczenia.

— Jeżeli mogę nią podetrzeć rzyć to pewnie, że zrozumiem! Geralt, lej no, bo Jaskier już zaczyna tę swoją gadaninę, a mi od tego uszy więdną!

Wiedźmin sięgnął po butelkę stojącą na środku stołu i polał najpierw Zoltanowi, a potem sobie, ignorując Jaskra. Mężczyzna z piórkiem przy kapeluszu westchnął urażony i również napełnił sobie kufel, po czym zamówił jeszcze jedną butelkę. Poeta nachylił się konspiracyjnie nad stołem, rozglądając się dookoła, czy ktoś przypadkiem nie nadstawia uszu, by wyłapać jakieś nowe plotki lub ciekawostki.

Ani Geralt ani Zoltan nie zrozumieli nagłego dziwnego zachowania przyjaciela.

— Tak poza tym, Geralt, chciałbym cię prosić o pewną przysługę — szepnął, przysłaniając usta dłonią.

— Czego tam bełkoczesz, Jaskier? — wtrącił się krasnolud.

— No... mam problem, a tylko zaufanemu wiedźminowi mogę to zdradzić.

— Z niejednego bagna cię już wyciągałem, o co chodzi? Czy znowu wpadłeś w jakieś kłopoty?

— Dziwne, gdyby nie wpadł.

Zoltan parsknął śmiechem, a Jaskier zawtórował mu, ale sztucznym i nieprzyjemnym chichotem.

— No więc widzisz... — zaczął, odzyskując rezon — jako dobry szpieg Roche'a szukałem przydatnych informacji i mój kontakt...

Wiedźmin uciszył go gestem dłoni.

— Od kiedy ty masz kontakty?

Poeta wyprostował się, dumnie wypinając pierś. Pasowała mu rola szpiega, bo będąc poetą, bardem był wszędzie mile widziany, wszędzie miał posłuch i mógł niepostrzeżenie zdobywać informacje, które potem Vernon Roche dobrze spożytkowywał.

— Tak, mam kontakty. Jako dobry szpieg powinienem je mieć, ale do rzeczy. Zanim mi niegrzecznie przerwałeś... chciałem powiedzieć — upił łyk gorzałki, lekko się przy tym krzywiąc — że mój kontakt poprosił o spotkanie w lesie za murami Flotsam, na co, oczywiście, się zgodziłem, problem w tym, że sam nie wyjdę gęstwinę potworów, co to tylko czekają na kolejną ofiarę.

— I tu wkraczam ja — dopowiedział obojętnie Geralt.

— I tu wkraczasz ty — przytaknął mu Jaskier.

Mężczyźni umilkli na chwilę, gdy obok nich przeszła kuszącym krokiem kelnerka, niosąca zamówienie do drugiego stolika. Jaskier na zbyt długo zapatrzył się na jej kołyszące biodra, ale odchrząkniecie wiedźmina przywróciło go do rzeczywistości.

Zoltan w ciszy słuchał tego, co to jego kompan ma do powiedzenia i tylko popijał gorzałkę, czasem zerkając z ciekawości na wiedźmina. Spodziewał się kłopotów, bo przecież Jaskier często w nie wpadał, głównie z powodu złego doboru kochanek... zwykle zamężnych. Nie uważał, by bycie szpiegiem przyniosło coś więcej niż kolejne nieprzyjemne niespodzianki, ale teraz najwidoczniej zapowiadało się coś znacznie ciekawszego.

— Chciałbym, abyś ze mną udał się na miejsce spotkania, no wiesz, jako mój ochroniarz czy coś — mówił dalej Jaskier, otrzepując niewidzialny pyłek ze swojego turkusowego kubraka, który dziś przyodział. — Powinienem jeszcze powiedzieć Roche'owi o zdobyciu informacji, ale...

Drzwi uchyliły się gwałtownie, przykuwając uwagę gapiów, lecz szybko uciekli wzrokiem, gdy do karczmy wszedł dowódca Niebieskich Pasów — Vernon Roche, ze swoją bezwzględną miną, która wskazywała, że mężczyzna nie miał dobrego nastroju. Zoltan skrzyżował ręce na piersi, spoglądając to na Vernona, to na Jaskra.

— O wilku mowa.

Vernon dosiadł się do ich stołu i zamówił kufel piwa, nie miał ochoty na nic mocniejszego. Poza tym nie mógł również pozwolić sobie na otępienie zmysłów, gdy Iorweth czaił się za rogiem wraz z królobójcą.

— Co tak zamilkliście? — odezwał się dowódca. — Jaskier, co to za pilna sprawa, którą chciałeś omówić?

Jaskier pobladł trochę, bo zapomniał, że już powiedział o tym swojemu ,,przełożonemu'' o pewnej wiadomości, lecz jej nie skończył. Dopił do końca alkohol ze swojego kufla, przetarł wierzchem dłoni usta i odsapnął z ulgą.

— No więc, mam pewne informacje... powinienem rzeknąć raczej, że je niebawem posiądę. Mój kontakt — ostrożnie wymówił to słowo, oczekując jakiejś reakcji ze strony Roche'a, ale odpowiedziała mu cisza, więc kontynuował — chce przekazać mi je osobiście za murami Flotsam, gdzie niedługo ruszam wraz z Geraltem. Zoltan, dołączysz?

— Mnie w to nie pakuj — mruknął znad kielicha. — A zresztą co mi tam.

Vernon zmrużył oczy, oczekując konkretów.

— Do rzeczy, Jaskier — powiedział oschle. — Dlaczego akurat chce się spotkać w lesie? To brzmi jak banalna pułapka.

— A widzisz tutaj gdzieś odpowiednie miejsce, gdzie nie sięgają oczy Loredo? Nie wydaje mi się.

— Ma rację — odpowiedział Zoltan.

Vernon zastanowił się chwilę. Brzmiało to zbyt... podejrzanie. Las, w którym przebywały komanda Scoia'teal wraz z Iorwethem, nigdy nie poznał informatora poety, więc nie mógł mu zawierzyć. Czy warto było ryzykować? Czy te informacje mogły okazać się wiarygodne i warte pójścia w paszczę lwa.

— Także chciała spotkać się w lesie — odezwał się ponownie Jaskier, wyrywając Vernona z zamyślenia.

Zamrugał dwukrotnie, patrząc na poetę jak na szaleńca, który właśnie obwieścił, że bierze utopca za żonę.

Ona? — powtórzył, spoglądając na pozostałe twarze. — Jaskier, nie mieszaj w to swoich kochanek, czy kurw.

— Kurwy wiedzą wszystko o wszystkich — dodał Geralt, za co Vernon spiorunował go gniewnym spojrzeniem, co nie zrobiło na wiedźminie jakiegoś szczególnego wrażenia.

— Mhm... Nie radziłbym używać tego określenia, by ją opisać — rzekł z nietypową powagą Jaskier, zaraz ponownie przybierając typową dla siebie postawę. — Mogłoby to się skończyć... bolesną kastracją.

— Harda pluskwa — parsknął Zoltan. — Znałem kiedyś taką. Krasnoludzkie kobiety potrafią dać wycisk.

— Ja pierdole! Jaskier, zaangażowałeś w to jakąś babę, która każe ci się wlec do lasu pełnego chędożonych elfów, które tylko czekając, by zrobić z ciebie chędożonego jeża! Czy ty w ogóle myślisz?!

— Jedynym zagrożeniem, jakie tam na mnie czeka to potwory, a tym zajmie się już Geralt. — Poeta rozejrzał się po ludziach. — W sumie powinniśmy się już zbierać, jeśli chcemy zdążyć na spotkanie. Mój kontakt ostatnio nie jest zbyt cierpliwy.

— No to w drogę — zawołał Vernon, stając od stołu.

— Geralt — zwrócił się poeta do wiedźmina — jest jeszcze pewna kwestia do omówienia, chociaż wolałbym tego nie robić... by nie oberwać, bo w sumie nie wiem, czy mogę to powiedzieć, bo ty to ty, ale nie wiem czy ona i ty... ech, to takie zawiłe.

— Masz za długi język, Jaskier, jak ty się jako szpieg utrzymałeś.

— Urok osobisty.

— To, co z tym twoim kontaktem?

— Zobaczysz na miejscu.

Tiernan | Vernon Roche ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz