Akt 40 - Niebieskie Pasy

457 44 30
                                    

Roche dotarł do podziemi, o których mówił mu Detmold, ale kompletnie nie potrafił odnaleźć się w tej sieci tuneli i korytarzy. W powietrzu unosił się paskudny zapach, którego nie potrafił zidentyfikować. Dopiero, gdy wśród mieszaniny odoru, wyłapał zapach krwi, przyspieszył. Miał złe przeczucia. Nigdy nie słyszał o Fiodorze du ver Duibhne, ale skoro budził strach nawet w Tiernan, to naprawdę z tym gościem nie było żartów. Całą drogę pokonywał, zaciskając palce na rękojeści miecza. Broń chociaż z pozoru zwyczajna, miała dla niego wielkie znaczenie. Gdy obejmował stanowisko kapitana oddziału specjalnego w służbie Temerii, Foltest osobiście wręczył mu miecz. Gdyby nie król skończyłby jako włóczęga lub pijak. A tak dowodziłem oddziałem zdolnych ludzi. Osobiście ich wybierał. Dawał im taką samą szansę, jaką przed laty dał mu Foltest.

Dotarł do małych drzwiczek, które ostrożnie otworzył i zajrzał do środka. Pomieszczenie spowijały ciemności, a świeca stojąca na starym stole prawie już wygasła. Poza ogromnym bałaganem, dojrzał dwa cienie rozciągające się na ziemi. Poczuł jak krew w jego żyłach zmienia się w lód, gdy rozpoznał Tiernan.

- Tiernan! Tiernan! - nawoływał ją, podchodząc coraz bliżej, zerkając kątem oka ciągle na drugie ciało. 

Przystanął przy martwym czarodzieju, próbując ustalić, co tu się właściwie wydarzyło. Krew była ciągle świeża, więc zgon musiał nastąpić całkiem niedawno. Przyjrzał się bladej twarzy, zniekształconej i zakrwawionej. Mężczyzna nie posiadał nosa. Jednak nie to było powodem jego śmierci. Roche zmarszczył czoło, gdy dostrzegł przegryzioną tętnicę szyjną, rozszarpane gardło... zupełnie, jakby padł ofiarą wampira. Rozejrzał się dookoła, ale nie potrafił jak wiedźmin wyczuć, czy coś poza nim znajduje się tu żywego... 

- Hej, Tiernan - powiedział, znajdując się w końcu obok niej. Wziął ja ostrożnie ramiona, Już dawno przywykł do widoków rzezi i odoru krwi, a jednak skrzywił się, widząc w jakim stanie znajduje się kobieta. Potrząsnął nią, ale nie drgnęła. - Obudź się.

Złapał jej twarz i uważnie się jej przyglądał. Piwne oczy pozostały lekko otwarte, ale były pozbawione blasku. Nie mrugała. Usta, podbródek, szyję i ubranie miała całe we krwi, ale z góry założył, że nie należy ona do niej. Poza siniakami, rozcięciami, miała przebity bok. Roche zaklął w myślach, ciągle potrząsając kobietę, łudząc się, że coś się zmieni. Przyłożył prawą część twarzy do jej klatki piersiowej, pragnąc usłyszeć powolne bicie serca, lecz nie usłyszał nic. Złączył obie dłonie i zaczął uciskać pierś kobiety w odpowiednim  tempie, by potem złączyć ich usta w sztucznym oddechu. 

- Tiernan, ty głupia! Obudź się, natychmiast! 

Cisza. To było na nic...

Przytulił głowę kobiety do piersi i podtrzymał ją ręką, by nie odchyliła się do tyłu. Stracił króla. Potem oddział. A teraz jeszcze Tiernan. Wydawało się to dla niego tak samo mało realne, jak moment, gdy wszedł w Aedirn do namiotu i znalazł swoich ludzi powieszonych za spisek, o którym nie mieli pojęcia. A za co zginęła Tiernan? Za swoje pragnienie wolności i życia bez pościgu, spokojnego i beztroskiego. Takiego, jakiego zaznała we Flotsam. 

- Nic by się nie stało, gdybyś była chociaż raz posłuszna i nie ruszała się z miejsca. Gdybyś została z Ves, jak ci kazałem, nic by się do cholery nie stało! Jak zwykle musiało wyjść na twoje. Jesteś zadowolona? Geralt nie będzie zadowolony... ani Jaskier. Do kurwy nędzy, Tiernan! Tyle osób było po twojej stronie, dlaczego robiłaś wszystko, nie licząc się z nikim? 

Patrzenie na jej twarz... dotyk zimnego ciała, doprowadzało go do furii. Gdyby mógł zabiłby Detmolda jeszcze raz, i Henselta, no i dorwałby niedawny koszmar Tiernan. Trwanie w tych ciemnościach nie miało już sensu, ale ani myślał zostawić tu kobietę, by zgniła tu wraz z czarodziejem, którego nienawidziła bardziej niż Azara Javeda.

Tiernan | Vernon Roche ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz