Niedługo pojawiła się Ciri.
Tiernan powstała, aby dobiec do dziewczyny. Przeszła zaledwie dwa kroki, kiedy widok przed piwnymi oczami Tiernan zaszedł mgłą. Czuła, jak osuwa się na ziemię, słaba, pokonana. Silne ramiona oplotły się wokół jej talii, nie pozwalając upaść.
Zaraz później na świat spłynęła lodowata magia zamieniając wszystko na jedną krótką chwilę w lodowate królestwo, nie pozwalając się nikomu poruszyć. Ciszę przeszył pisk, jazgot, krzyk nasączony bólem i furią. Zmrożone postacie mogły się poruszyć, ale siła Starszej Krwi nie pozwalała się nikomu zbliżyć. Tiernan zwalczała ochotę zamknięcia oczu, lecz uścisk wokół jej talii wzmocnił się. W powietrzu czuć było napięcie, jakby każda cząstka przestrzeni wypełniona była magią, a czas się zatrzymał. Mróz przywierał do każdej powierzchni, każdej istoty, a lodowe kryształki migotały w nieruchomym świetle, tworząc surrealistyczny, przerażający krajobraz.
Spojrzała na Ciri, której oczy lśniły dziwnym, nieziemskim blaskiem. Dziewczyna uniosła ręce, jakby przywoływała moc, której nie sposób było pojąć. Jej postać emanowała energią, która przechodziła przez każde żywe stworzenie w zasięgu, zmuszając do drżenia, poddania się.
Tiernan czuła, że traci siły. Mgła przed jej oczami gęstniała, a każdy oddech sprawiał ból. Wydawało się, że lód wciska się w jej skórę, sięgając do samej duszy. Uścisk wokół jej talii stał się jeszcze mocniejszy, ale nim całkowicie straciła przytomność, usłyszała dwa słowa wypowiedziane przez znany jej głos.
— Mam cię.
Ale było już za późno. W ciągu następnych chwil wydarzyło się zbyt dużo. Iorweth zabrał Ciarana i Saskię, znikając wśród drzew, nie pozwalając więcej się odnaleźć. Z kolei na środku wewnętrznego dziedzińca spoczywało sztywne ciało Vesemira. To najbardziej wstrząsnęło wiedźminami, czarodziejkami i samą Ciri.
Tiernan nie widziała już więcej, bo czuła ból ogarniający całe jej ciało. Trzymający ją w ramionach Vernon Roche, odsunął się nieznacznie. Otworzył szeroko swoje ciemne oczy, wpatrując się w powiększającą się raną na brzuchu Tiernan. Ból był nie do zniesienia. Tiernan czuła, jak życie ucieka z jej ciała z każdą kroplą krwi. Jej oddech stał się płytki, a wzrok zaczął się zamazywać. Vernon Roche, z wyrazem desperacji na twarzy, starał się zatamować krwawienie, ale jego wysiłki wydawały się daremne.
Wokół nich panował chaos. Wiedźmini i czarodziejki rzucili się w różne strony, starając się zapanować nad sytuacją, ale strach i rozpacz były wszechobecne. Ciri, obejmowała mocno ciało Vesemira, lecz wpatrywała się w Tier, podtrzymywaną przez Roche'a. Czy to jej moc Starszej Krwi spowodowała tę ranę? Dziki Gon zaatakował, gdy wszystko się działo tak szybko?
W powietrzu czuć było zapach krwi i magii, mieszający się z zapachem spalonych drewien i pyłu. U boku Roche'a i Tiernan od razu znalazł się Letho. Spoglądał w milczeniu na blednącą twarz kobiety. Jej twarz nie była już blada jak śnieg, lecz jak cienka kartka papieru. Tiernan próbowała skupić się na czymkolwiek, co mogłoby ją oderwać od bólu, ale każda myśl kończyła się na przejmującej świadomości, że jej czas się kończy.
Vernon pochylał się nad nią, jego twarz wykrzywiona w grymasie determinacji i bólu. Mimo sytuacji, nie poddawał się, szukał jakiejkolwiek nadziei, która mogłaby uratować Tiernan. Próbował przywołać pomoc, krzycząc imiona czarodziejek, błagając o ratunek.
— Yennefer! Merigold! — wołał.
— Wypij to — polecił Letho, podstawiając pod nos kobiety mały flakonik. — Powinno pomóc.
— Czy wiedźmińskie eliksiry nie zabiją jej? — sapnął Roche, nie pozwalając, aby Królobójca skrzywdził i Tiernan.
— Owszem, zabiłoby ją to, gdyby była człowiekiem, nie zapominaj, że dawniej Salamandra próbowała zrobić z niej wiedźmina.
CZYTASZ
Tiernan | Vernon Roche ✔
FanficOskarżony o królobójstwo wiedźmin Geralt wyrusza do Flotsam, gdzie spotyka starych znajomych. Przeznaczenie po raz kolejny splata jego losy z młodą Tiernan, która bardzo pomogła mu kiedyś w Wyzimie. Tym razem dziewczyna postanawia zwalczyć przeszłoś...