Akt 13 - Znak Salamandry

568 41 4
                                    

Sypialnia Triss była kompletnym przeciwieństwem pokoju Tiernan. Wszędzie panował porządek, rzeczy były na swoich miejscach. Książki na stoliku nocnym leżały równo ułożone, jak od linijki. Czarodziejka nie przejmowała się, kiedy na jej czystej pościeli została położona Tiernan. Kazała się wszystkim cofnąć, po czym użyła magii.

Tiernan otworzyła oczy, czując znajome uczucie oplatające jej ciało niczym węże. Zaczęła się rzucać i przeklinać. Jaskier i Roche złapali ją za ręce i nogi, aby nie wyrządziła nikomu zbyt wielkiej krzywdy.

— Nie dotykaj mnie! — krzyczała, patrząc półprzytomnym wzrokiem. — Tylko mnie tknij! Trzymaj swoją plugawą magię z dala ode mnie! 

— Ona naprawdę cię nie znosi — zauważył Roche, zaciskając mocniej dłonie na rękach kobiety. — Zrób coś, do cholery!

Większa poświata otoczyła dłonie Triss, kiedy ta zaczęła recytować inkantację w obcym języku. Siła oporu rannej najemniczki malała, ale wciąż starała się walczyć, jakby wcale nie otaczali ją sojuszniczy, a najwięksi wrogowie. Zaklęcie Merigold zadziałało, czego skutkiem było kolejne omdlenie Tiernan.

— Zdejmijcie jej koszulę — poleciła czarodziejka. 

Panowie popatrzyli po sobie, a potem na Merigold, jakby powiedziała najgłupszą rzecz na świecie. Chociaż Jaskier oglądał już niejedną kobietę w negliżu, to nie potrafił dotknąć choćby guzika koszuli Tiernan. Roche natomiast miał inne opory. Triss wydała z siebie jęk irytacji, kiedy posłała wściekłe spojrzenie trubadurowi. Jaskier popatrzył błagalnie na dowódcę Niebieskich Pasów. Vernon odczytał cichą prośbę i zgodził się. Odpiął wszystkie guziki i zsunął materiał z ramion kobiety.

Na widok tego, co zobaczyli pod ubraniem, wszyscy zamilkli. Jaskier od razu spojrzał na ramię, które niedawno sam pomagał owijać. Bandaż poluzował się, a rana wyglądała o wiele gorzej niż zapamiętał. Obawiał się najgorszego — gangreny, a wtedy konieczna byłaby amputacja, jeżeli było za późno. 

— Jasna cholera... — wymsknęło się Roche'owi. 

— To nie jest świeża rana — zauważyła natychmiast Triss, pochylając się nad ciałem kobiety. — Nie chce się w ogóle goić i bardzo się brudzi... Tak poważne poparzenia. Jaskier, wiedziałeś o tym?

Trubadur skurczył się pod spojrzeniem czarodziejki. Zdjął z głowy kapelusik, niezręcznie się nim bawiąc.

— Cóż... odkryłem to przypadkowo dość niedawno. Mówiła, że to nic poważnego i kazała milczeć — wybąkał zakłopotany.

_ I akurat tę sprawę udało ci się przemilczeć? — uniosła się Merigold. Poprawiła kosmyki kasztanowych włosów, które niedbale opadały jej na czoło. — Zaraz... Lewe ramię. Zrobiła to sobie sama.

Jaskier zbladł, dochodząc do podobnego wniosku, co Triss. Tylko Vernon Roche nie do końca pojmował, o co chodzi. Bez zbędnych wyjaśnień, czarodziejka od razu zajęła się prawidłowym opatrzeniem poparzenia. Nie było to wcale łatwe, bo Triss Merigold nie była uzdrowicielem ani zielarką. Jednak była uzdolnioną czarownicą.

Kiedy ona zajmowała się obrażeniami Tiernan oraz myciem jej ciała z brudu, Roche pociągnął barda za ramię, by odeszli obaj na stronę. Wyszli z pokoju, zostawiając kobiety same. Myśl o nich dwóch w jednym pokoju normalnie wydawałaby się zabawna, biorąc pod uwagę, jaką nienawiścią Tiernan darzyła magów i Triss. Teraz było to konieczne.

— Jaskier, o co chodzi z tym ramieniem? — zagadnął go Roche. Nienawidził czegoś nie wiedzieć.

— Jak już zapewne wiesz, mój drogi towarzyszu, Tiernan przynależała, co prawda wbrew swojej woli, bo została porwana za młodu, kiedy...

Tiernan | Vernon Roche ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz