Akt 46 - Niespodzianka

407 45 18
                                    

Tiernan podążała za Jonahem niczym jego cień. Czasem mężczyzna zadawał pytania, na które odpowiadał. Okazał się być naprawdę w porządku gościem, ale jej zdaniem był zbyt miły i łagodny, by bawić się w partyzantkę. Sama nie interesowała się tym, ale po zemście przypomniała sobie, że nadal jest z Temerii. I w sumie tylko to jej pozostało. Gdzieś usłyszała plotkę, jakoby temerski oddział partyzantów zorganizował się w pobliżu miejsca jej pobytu. Zdecydowała się pobadać sprawę, uprzednio zabijając osobę odpowiedzialną za plotkę.

Gdy odkryła, że faktycznie partyzantka walczy z wrogiem, wspomogła go swymi talentami - kradzieżą i skrytobójstwem. Zabijanie Czarnych dawało jej swego rodzaju frajdę, może dlatego, że oni sami na nią polowali. Przez ostatnie miesiące wydarzyło się aż tyle...

- Jak to możliwe, że twoja rana wyleczyła się tak szybko? - odezwał się Jonah, wyrywając ją z zamyśleń. - Złe pytanie?

Nie chciała mówić mu prawdy. Była eksperymentem bardzo złych ludzi, wynaturzeniem, a może i błędem. Jak mogła powiedzieć tak okrutną prawdę człowiekowi tak dobremu? Wzruszyła ramionami, rzucając pierwsze kłamstwo, które przyszło jej do głowy:

- W połowie jestem elfką - to akurat w mniejszej części była prawda - może to dzięki tej krwi albo genom czy coś.

Jonah pokiwał głową ze zrozumieniem, w ogóle nie wydając się zaskoczonym, że kobieta ma coś wspólnego z elfami. Myślała, że prędzej rzuci bezpodstawne oskarżenia, że należy do Scoia'tael albo uzna ją za zagrożenie. Najwidoczniej nie każdy mężczyzna tak postępuje. Istnieją rozsądni faceci, którzy nie wietrzą wszędzie pułapki i podstępu.

- To zaraz tutaj - powiedział.

Obóz był trudny do znalezienia, jeżeli jego właściciele nie chcieli dać się znaleźć, co było sporym plusem zdaniem Tiernan. Zamarła dostrzegając jedną charakterystyczną postać kucającą przed ogniskiem. Te sarmackie wąsy rozpoznałaby wszędzie.

- Jonah! - krzyknął ktoś. - Tu się pałętasz!

- Gdzie byłeś, niedojdo?!

- Przegapiłeś akcję... Szykuj się na opierdol życia od dowódcy...

- Zbłądziłem w lesie i wpadłem na nekkery - tłumaczył się nieporadnie, co Tier uznała za całkiem urocze.

- To jakim cudem im uciekłeś? - parsknął inny mężczyzna.

Nikt Tiernan poza Trzynastką nie wydał się znajomy. Gdzieś dostrzegła Silasa, a potem... Zrobiła jeden niepewny krok, ale tyle wystarczyło, by zwrócić na siebie uwagę. Jonah krótko opisał, jak kobieta ocaliła mu życie. Ale szczerze? Mało kto go słuchał. Trzynastka podrapał się zakłopotany po karku.

- No... To całkiem niezła niespodzianka - mruknął.

Tiernan nie uśmiechnęła się. Skoro byli tutaj... Pokręciła głową. Stanęła naprzeciw Ves, której najmniej się tu spodziewała. Bardziej na froncie gdzieś u Jana Natalia wraz... z nim. Skinęła kobiecie głową, mrucząc ciche powitanie. Ves zmarszczyła czoło, nie wiedząc jakie emocje obecnie nią targają. Podeszła do Tiernan i uderzyła ją pięścią w twarz. Najemniczka zatoczyła się do tyłu, ale nie straciła równowagi. Złapała się za obolały policzek, nie odrywając wzroku od wykrzywionej w gniewnym grymasie twarzy Ves.

- Subtelnie... - westchnęła Tiernan, nie dotykając czerwonego miejsca.

- Tylko tyle masz do powiedzenia? - warknęła urażona. - Jakieś ,,hej''? Po tym, co przeżyłyśmy razem? Byłam wściekła, kiedy Roche wrócił na Percivala i powiedział, że odeszłaś. Nie pożegnałaś się z nikim! Nawet z Geraltem, chociaż on szczerze nie był zaskoczony, ponoć miewasz to w zwyczaju, ucieczki bez słowa - mówiła, zaciskając pięści. - Jednak myślał, że tym razem bedzie inaczej. Ale odeszłaś bez pieprzonego słowa.

Tiernan | Vernon Roche ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz