Tiernan straciła rachubę, ile już przebywała w tym lochu, i ile czasu zostało jej, nim dawny właściciel przybędzie tutaj. Minęło kilka godzin? Nastał już świt? Czy ktoś zauważył jej zniknięcie? Może Geralt uznał, że odeszła, jak z początku planowała? Gdyby była w stanie zdjąć te przeklęte kajdany... Już wolałaby popełnić samobójstwo niż wrócić do tamtego czarodzieja, który wbrew pozorom był o wiele gorszy niż Azar Javed. W końcu od zawsze uwielbiał wszystkie działania Vilgerforza.
Czuła szczypiący chłód, dotykający jej odkryte plecy, wkradający się w świeże rany. Jeden strażnik. Tylko on ją pilnował, a i tak nie był nią zainteresowany. Całkowicie ją ignorował. Łańcuchy napięły się ponownie, ale zaraz z powrotem opadły na ziemię. On po nią przyjdzie. Zabierze ją. Wtedy zacznie żałować, że przed laty nie zginęła.
— Co do...
Podniosła lekko zamglony wzrok na strażnika, który w pośpiechu wstawał od stołu i wybiegł z lochu. Zaraz potem usłyszała brzdęk stali, czyjś jęk. Znowu została sama w ciszy. Usłyszała czyjeś kroki. Przez swój stan nie była w stanie wyłapać, kto się zbliża. Poderwała się z ziemi, czując odrętwienie w nogach. Przysunęła się bliżej ściany. Czy to był jej właściciel? Wściekłość zaćmiła jej umysł.
— Tiernan? — Usłyszała znajomy głos. Wszelkie siły ją opuściły, więc osunęła się z powrotem na ziemię. — Tu jesteś. — Przed jej kratą stanął wiedźmin. — Poczekaj, zaraz cię stąd wydostanę.
Geralt wrócił z kluczem. Otworzył celę i zdjął dwimerytowe kajdany z jej nadgarstków. Musiał ją podtrzymywać, bo inaczej upadłaby. Wiedźmin uważnie ją obejrzał, ogromny siniec na policzku, spuchnięty nos, ciężko obite plecy, fioletowy ślad okrążający drugie oko. Loredo za to zapłaci, przyrzekł sobie wiedźmin.
— Możesz wstać? — Pokręciła głową. — Zaczekaj tutaj, załatwię Loredo i po ciebie wrócę.
Tiernan trzymała się za zakrwawiony nadgarstek, nie patrząc na niego. Dopiero, gdy zrobił krok w stronę wyjścia, złapała go za nogę. Spojrzał na nią.
— N-nie... — wyjęczała, a głos miała mocno zachrypnięty. — Nie... Zostawiaj mnie, Geralt... On tu... Idzie.
— Kto taki? — Przykucnął przy niej, by spojrzeć w piwne oczy kobiety. Są rzeczy, których nie mógł darować, chociażby krzywdzenia ważnych dla niego ludzi.
— Loredo... — wzięła głęboki oddech, ale i on sprawił, że się skrzywiła z bólu. — On... targuje się z Salamandrą... Wezwał tutaj jego... Fiodora du ver Duibhne... Mojego...
Nie pozwolił jej dokończyć. Położył rękę na jej głowie, zwykle ją to uspokaiało, kiedy w Wyzimie zdarzyło się jej wpaść w panikę. Nie mógł jej teraz zabrać ze sobą. Zabije Loredo i po nią wróci. Tiernan nie zamierzała jednak czekać. Obserwowała swoje dłonie, które wciąż drżały. Regeneracja zajmie sporo czasu przez to, ile godzin spędziła zakuta w dwimeryt, ale starała się podnieść. Nigdy nie pozwoliłaby, aby określano ją, jako damę do ratowania lub przeszkodę.
Oparła się o ścianę, ignorując cały ból. Nie odrywając się od niej ani na chwilę, wspinała się po schodach. Mijała trupy strażników. Zapatrzyła się na jedno z ciał i upadła na podłogę. By się podnieść, wykorzystała rzucony na bok miecz. Schodom nie było końca — na górze słyszała odgłosy walki. Loredo... zapłaci za wszystko. Drzwi były szeroko otwarte. Zobaczyła jego pojedynek z Geraltem. Cały gniew obudził się w kobiecie, w przypływie adrenaliny wyprostowała się i wykorzystując miecz, którym wcześniej się podpierała, ścięła głowę Loredo.
— Śmierć zdrajcy! — wrzasnęła.
Ciało mężczyzny osunęło się na ziemię, jego głowa przetoczyła się aż pod nogi wiedźmina. Tiernan splunęła krwią na bok, po czym sama padła na kolana, ciężko oddychając.
![](https://img.wattpad.com/cover/149684330-288-k90888.jpg)
CZYTASZ
Tiernan | Vernon Roche ✔
FanfictionOskarżony o królobójstwo wiedźmin Geralt wyrusza do Flotsam, gdzie spotyka starych znajomych. Przeznaczenie po raz kolejny splata jego losy z młodą Tiernan, która bardzo pomogła mu kiedyś w Wyzimie. Tym razem dziewczyna postanawia zwalczyć przeszłoś...