Akt 36 - Z innej perspektywy

374 39 15
                                    

Geralt i Roche w pewnym momencie rozdzielili się. Wiedźmin brał udział w powstaniu w Wyzimie kilkanaście miesięcy temu, ale to nie przypominało takiej jatki, jaka działa się teraz w Vergen. Zoltan, który walczył wraz z innymi krasnoludami zdradził, że Iorweth gdzieś walczył ze swoimi ludźmi, po czym się wycofał do budynku obrad. Zatem ruszył, by pomóc elfowi zanim dołączy do Roche'a w domu Filippy Eilhart. 

Strzały Scoia'tael osłaniały go, gdy wspinał się po niższej części miasta, by do nich się dostać. Nikt nie potraktował go jak wroga. Przeniknął do środka, jakby był jednym z nich, ale i tam nie brakowała kaedweńczyków. Ci, którzy odważyli się z nim walczyć ginęli dość szybko. Iorweth walczył, okrążając ogromny kamienny stół. Nie odpychał tylko wroga, ale i chronił cywili, mających pecha, by znaleźć się tam właśnie w trakcie walk.

- Vatt'ghern? - zauważył go elf, po czym zawirował i dobił kolejnego kaedweńskiego żołdaka.

Geralt zdążył powstrzymać dwóch kolejnych, którzy zaczaili się, by zaatakować dowódcę komanda Wiewiórek od tyłu. Elf jedyni skinął głową w podzięce, ale nie odezwał się ani słowem, skupiając się na walce. Gdy ostatni żołnierz Henselta padł martwy, dopiero wszyscy zdołali złapać oddech. Sen Iorwetha się skończył. Miasto oblężone, a siły głupiego króla były zbyt przytłaczające. Szanse na zwycięstwo malały z każdą chwilą. Wiewiórki nie uciekną do lasów, będą walczyć do końca!

Cywile skryli się w kącie sali, kiedy Geralt pokonał dystans dzielący go od Iorwetha. Zmierzyli się długimi spojrzeniami. Wiedźmin zabijał kaedweńczyków, to znaczyło, że wcale nie był na usługach Henselta, a ta cała bitwa go w ogóle nie obchodzi. W słowach tamtej kobiety musiała być prawda, ponieważ skoro białowłosy nie walczył jako marionetka Henselta, ona tym bardziej nie miała interesu, by mu służyć. 

Wiedźmin uznał, że skończył tu, co miał do zrobienia. Osłonił tyłek elfa i teraz mógł skupić się na głównym zadaniu. Iorweth przygryzł wargę, bijąc się z myślami, czy powinien zdradzić coś obcemu.

- Vatt'ghern - zawołał - była tu ta kobieta, która towarzyszyła ci od Flotsam.

- Tiernan? Gdzie ona jest?

- Wybiła oddział kaedweńczyków, po czym wpadła w nasze sidła.

- Jeżeli w jakikolwiek sposób ją zraniliście... - warknął wiedźmin, zaciskając dłoń w pięść.

Iorweth pokręcił głową.

- Nie zrobiliśmy jej nic, bo zjawił się czarodziej - odparł elf. - Wyglądał jak istota przyzwana z najczarniejszej otchłani. Nie było w nim nic ludzkiego, jego oczy to był prawdziwy okruch lodu.

Geralt zaklął w myślach. Fiodor dorwał Tiernan! A przecież ją ostrzegał... Nie zaszczycając Iorwetha choćby spojrzeniem, wybiegł z pokoju narad i ponownie poczuł krople deszczu na swojej twarzy. Cholera! Cholera! Cholera! Jeżeli Fiodor ich stąd teleportował miał niskie szanse, by ich teraz odnaleźć... chociaż wszyscy czarodzieje i czarodziejki mieli zjawić się w Loc Muinne. Zmusił się, by na chwilę skupić się na tym, co robił zanim odkrył prawdę. Pokonał schody i znalazł się przed domem Filippy, lecz gdy tylko wszedł do środka, zdołał zobaczyć szczupłe plecy Sheali de Tancarville niknące w świetle portalu. Odnajdzie je w Loc Muinne.

Drzwi skrzypnęły i do domu wszedł Henselt z drobną obstawą ciężko zbrojnych. Gniew gorzejący w wiedźminie teraz miał swój upust. Zwinnie i szybko zabił każdego, kto się do niego zbliżył. Krew ściekała z jego miecza i twarzy. Popatrzył na Henselta, który również zamierzał zmierzyć się z mutantem. O jego umiejętnościach walki dużo się mówiło na Północy, i nic z tego nie było przesadzone. Jednak nie mógł równać się z wiedźminem. Nie z Geraltem z Rivii. 

Tiernan | Vernon Roche ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz