Akt 34 - Stare (złe) czasy...

372 36 14
                                    

Tiernan zakradła się na Percivala zanim ten zdążył odbić od brzegu. Na statku panowała grobowa cisza, która budziła w Tiernan bardzo przykre myśli. Jeszcze nie tak dawno wszędzie roznosił się gwar ożywionych rozmów przy alkoholu, żarty i opowieści z przeżytych bitw. Teraz to wszystko zostało zakończone, bo każdy z Niebieskich Pasów zginął za spisek, do którego nawet się nie przyczynili. Jedyne, co zaskoczyło kobietę to to, że wśród wisielców brakowało Trzynastki, Fenna i Silasa. A przecież byli tam, kiedy przeszkodziła Detmoldowi, zabijając strzałą strażnika.

Tak łatwo było ukryć się przed zwykłym człowiekiem jakim był na przykład Vernon Roche, ale wiedźmini i czarodzieje zawsze będą w stanie wyczuć magię, która płynęła przez jej ciało wskutek rytuałów i eksperymentów Javeda oraz Fiodora. Skuliła się, jakby miało to zapewnić swego rodzaju osłonę. Zaklęła w myślach, kiedy usłyszała skrzypienie drewnianych schodów pod pokład. Wstrzymała oddech, a potem znajome chrząknięcie sprawiło, że mocniej zabiło jej serce. Ukrywanie się nie miało żadnego sensu - nie przed Białym  Wilkiem.

- Wychodź - nakazał, a ona posłuchała. Uniosła wysoko ręce w geście poddania, przywołując na twarz jeden ze swoich uśmiechów. - Tier.

- Geralt.

- Czy Vernon nie mówił, żebyś się w to nie mieszała? - Wzruszyła ramionami. Dlaczego mówił to tak, jakby zakazy czy nakazy Pasiaka miałyby mieć dla niej jakieś szczególne znaczenie. - Nie powinno cię tu być. W Vergen toczy się prawdziwa wojna. To nie skrytobójstwo, kradzieże, jest tu zbyt wielu żołnierzy Henselta.

- Przewaga liczebna przeciwnika trwa tylko do chwili, kiedy ją sami wyrównamy - odparła.

Geralt w tej chwili odpuścił. Znał Tiernan nie od dziś i wiedział, jak potrafi być uparta, kiedy na coś się uprze. Obecnie kierowała nią zemsta. To właśnie dzięki niej kobieta żyła do tej pory. Każdy inny normalny człowiek poddałby się, będąc w takim pieprzonym położeniu, w jakim była Tier. Na jej oczach zamordowano rodzinę, spalono rodzinną wioskę, a potem na skutek popapranych działań Azara Javeda straciła człowieczeństwo, by następnie chronić i służyć najbardziej znienawidzonemu człowiekowi. Na domiar złego została przekazana, czy raczej sprzedana - jak się okazało - znacznie gorszemu czarodziejowi.

Na początku przyznała, że nieraz marzyła o zakończeniu żałosnego żywota, ale z drugiej strony chęć patrzenia na konających magów była zbyt silna. Żyła, by doczekać dnia, w którym zabije Javeda. Teraz pragnęła śmierci swego dawnego pana... chociaż pobyt w Vergen miał dla niej jeszcze jedno znaczenie, o czym wiedźmin nie do końca wiedział. Tiernan do listy swych wrogów wpisała Henselta i Detmolda, ale zabić chciała tylko tego drugiego. Widział to w jej piwnych oczach.


*  *  *

Słoneczne dni mijały spokojnie i wolno ludziom mieszkającym w małej sadzie tydzień drogi od Wyzimy. Mężczyźni całe dnie spędzali na polach lub przy rzece, a kobiety pilnowały dzieci i zajmowały się gospodarstwami. W końcu nadszedł dzień, gdy ciemne chmury przysłoniły słońce, a mgła przyszła od rzeki, pochłaniając wszystko na swej drodze. Tętent kopyt zainteresował mieszkańców osady. Sołtys wyszedł im na powitanie. Każdy z przejezdnych ubrany był w podobne kolorystycznie stroje. Niektórzy mieli widoczny tatuaż przedstawiający salamandrę.

- Kim jesteście? - spytał sołtys.

Przejezdni uśmiechali się między sobą, przede wszystkim przyglądając się kobietom, które były na tyle nierozważne, by opuścić względnie bezpieczne domy. Przed sołtysem stanął potężnej postury o ziemistej karnacji mężczyzna. Nic w jego surowych rysach ani mrocznych oczach nie spodobało się sołtysowi.

Tiernan | Vernon Roche ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz