Akt 10 - Tiernan i Ves

604 36 2
                                    

Tiernan nie była pewna, czy wiedźmin uwierzył w bajkę, że zrobiło jej się niedobrze przez zbyt dużą ilość alkoholu na pusty żołądek. Jednak wolała się nie upewniać. Jeżeli Geralt zauważył, że coś jest nie tak, nie dał tego po sobie poznać. Kiedy wrócili z powrotem do Flotsam, rozdzielili się. Nie zamierzała dzisiaj faktycznie dotykać alkoholu, a jeśli weszłaby teraz do karczmy, czekałaby ją kolejna tura picia. Jakoś nigdy nie przepadała za alkoholem, z wyjątkiem wina — to uwielbiała.

Słońce dziś wyjątkowo przygrzewało, więc Tiernan postanowiła wykorzystać pogodę i udała się na plażę. Może i kejran był sporym zagrożeniem, ale wielu mieszkańców zupełnie o tym zapominało. Dzieci zbierały kamyki i muszelki, a rybacy oddawali się całkowicie łowieniu, ignorując wszystkich wokół. Tiernan oddaliła się nieco od miasteczka, by posiedzieć w ciszy i samotności. Potrzebowała pozbierać wszystkie swoje myśli.

— Letho... Co jeszcze przede mną ukryłeś? — zapytała samą siebie i chociaż nie spodziewała się odpowiedzi, złapała za najbliższy kamyk i cisnęła nim w spokojną taflę wody. — Nigdy nie uwierzyłabym, że tu mieszka straszny potwór.

Zdjęła buty i rzuciła je gdzieś na bok. Zarumieniła się, kiedy zanurzyła stopy w przyjemnie chłodnej wodzie. Dawno nie miała takiego dnia wytchnienia. Mogła by tak spędzić czas aż do wieczora, a nawet nocować na tej plaży. Wzięła głęboki oddech.

— Wy naprawdę nie macie, co robić, skoro Roche daje wam tak nudne zajęcie, jak chodzenie za mną jak cień — powiedziała rozbawiona, oglądając się za osobą skrytą za najbliższym drzewem.

— Roche uważa cię za zagrożenie, więc rozumiesz, że po prostu chce trzymać rękę na pulsie. Nim zaczniesz rozrabiać. — Usłyszała kobiecy głos.

— Oho... I wysyła za sobą swojego najlepszego człowieka — zagwizdała Tiernan. — Jestem zaszczycona.

Ves wyszła zza drzewa, ale wcale się nie uśmiechała. Roche kilka razy zdążył już podkreślić, jak Ves jest niezawodna i skuteczna w swoich zadaniach. Kobieta patrzyła na Tiernan jak na jakiegoś bachora, a nie mogło być między nimi zbyt wielkiej różnicy wieku, choć Tiernan nie pamiętała, ile ma lat. Prawa ręka Vernona miała krótkie blond włosy i intensywnie niebieskie oczy. Gdyby nie zajmowała się wojaczką, a zaczęła nosić suknie, można było ją uznać za naprawdę piękną kobietą.

— Jak to się stało, że kobieta została członkiem oddziałów specjalnych? — zagadnęła Tiernan.

Wiedziała, że prawie każdego dnia ktoś z Niebieskich Pasów śledził ją, ale to był pierwszy raz, żeby ktoś nawiązał z nią bezpośredni kontakt. Spodziewała się, że Ves będzie ciągle stać i się na nią gapić albo odejdzie, ale ta również zdjęła buty i weszła do wody. Tiernan uważnie się jej przyglądała.

— Wiele nas łączy — przemówiła w końcu.

— Ach tak?

— Kiedy pozostali za tobą łazili, ja zrobiłam mały zwiad. Wyciągnęłam z twoich przyjaciół tyle, ile chcieli powiedzieć.

Tiernan zaśmiała się, spodziewając się, że tymi ,,przyjaciółmi'' tak naprawdę był tylko Jaskier. Przy alkoholu język mu się nienaturalnie wydłużał, choć na co dzień też był niezłą paplą. Obiecała sobie, że później pogada z bardem na temat jej prywatności i przeszłości.

— Obie straciłyśmy rodzinę i dom — zaczęła Ves — będąc jeszcze dziećmi. Scoi'tael napadło na moją wioskę. Przeżyłam tylko dlatego, że spodobałam się przywódcy komanda. Po kilku latach Roche mnie uratował. Widząc we mnie potencjał, wcielił w szeregi swojego oddziału. Wiele mu zawdzięczam.

Tiernan | Vernon Roche ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz